Skip to main content

Przed nami 7. eliminacja tegorocznego cyklu Grand Prix. Zawody we Wrocławiu to nadzieja na dobre ściganie i sukces Polaka. W historii turniejów na Stadionie Olimpijskim aż sześciokrotnie to właśnie reprezentant biało-czerwonych triumfował. Czy dziś po ostatnim biegu znów będzie okazja wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego?

Wrocław organizował zawody w ramach Grand Prix jeszcze w XX wieku. Wtedy dwukrotnie takie turnieje wygrywał Tomasz Gollob, w tym raz po fantastycznym, pamiętnym finiszu z Jimmym Nilsenem. Polak ograł Szweda o centymetry na ostatnim wirażu. W 2000 roku stolica Dolnego Śląska po raz ostatni na prawie dwie dekady zorganizowała zawody Grand Prix. Wtedy wygrał Tony Rickardsson. Powrót Wrocławia do kalendarza SGP nastąpił w 2019 roku. Zawody na Olimpijskim wygrał Bartosz Zmarzlik. Rok później, w pandemicznym sezonie Wrocław zorganizował dwa turnieje dzień po dniu. Raz górą był Artiom Łaguta, raz Maciej Janowski. W 2021 roku fani we Wrocławiu znów obejrzeli dwa punktowane turnieje – oba padły łupem Zmarzlika.

Dwukrotny mistrz świata sięgnął więc we Wrocławiu po trzy wiktorie na pięć możliwych. Mało tego – w 2017 roku w drużynie z Maciejem Janowskim i Patrykiem Dudkiem wygrał złoto World Games, czyli igrzysk sportów nieolimpijskich. Zmarzlik po prostu uwielbia ten owal. Kolejny dowód? W tym sezonie na stadionie Sparty wykręcił 14 punkty na 15 możliwych. Mimo to Stal przegrała 44:46.

Optymistycznie z perspektywy walczącego o trzecie złoto w karierze Bartka wygląda też klasyfikacja przejściowa cyklu, w której ma on aż 22 pkt przewagi nad drugim Leonem Madsenem. Zmarzlik wygrał tylko w Gorican na inaugurację, ale potem trzykrotnie dochodził do finału, a dwukrotnie był w półfinałach. Nie zawalił żadnego z turniejów. Duńczyk też za każdym razem osiągał barierę półfinału, ale punktował jednak znacznie słabiej niż Polak. Na dziś nic nie zapowiada, by zawodnik Włókniarza Częstochowa był w stanie zagrozić Zmarzlikowi. Ciekawa może być walka o podium. 9 punktów za Madsenem jest Patryk Dudek, który zawalił trzy pierwsze turnieje, a potem trzy razy był w finale! Za Dudkiem ciasno – punkt mniej ma Dan Bewley, trzy mniej Fredrik Lindgren, pięć mniej Maciej Janowski.

No właśnie – Janowski. Od lat dobrze rozpoczyna rywalizację w cyklu. Od lat wymieniany jest jako kandydat do złota, a przynajmniej do medalu. Niestety, zawsze czegoś brakuje i popularny Magic ciągle nie ma na koncie nawet jednego krążka IMŚ. W tym sezonie w pierwszych trzech turniejach za każdym razem był w najlepszej ósemce, a dwukrotnie w finale. Kolejne trzy imprezy to już zapaść – kolejno 8 pkt, 2 pkt i 7 pkt do „generalki”. W ten sposób Janowski osunął się w dół klasyfikacji i medal znów zaczął uciekać. We Wrocławiu 31-letni żużlowiec powinien jednak czuć się jak ryba w wodzie – to w końcu jego domowy tor. Znajomość geometrii Olimpijskiego powinna być też atutem Woffindena, Bewleya i jadącego z dziką kartą Gleba Czugunowa.

Nawiasem mówiąc nominacja Czugunowa do dzikiej karty wywołała spore kontrowersje. Młody Rosjanin jako jedyny uniknął sankcji po napaści swojego kraju na Ukrainę. Bracia Łaguta czy Emil Sajfutdinow pożegnali się z PGE Ekstraligą i rywalizacją międzynarodową. Czugunow ma jednak polskie obywatelstwo, które zdobył w mocno szemrany sposób, poprzez fikcyjny ślub z Polką. To pozwoliło mu startować w barwach Sparty jako Polak, a w tym sezonie pozwoliło mu to uniknąć wyrzucenia z ligi. Teraz otrzymał jeszcze zaproszenie do rywalizacji w SGP. Trudno nie czuć absmaku. Tym bardziej, że forma Czugunowa jest daleka od optymalnej.

Dziś w stawce zawodników zabraknie Andersa Thomsena, który podczas Grand Prix Challenge doznał poważnej kontuzji nogi. Zastąpi go Andrzej Lebiediew. Łotysz dwa tygodnie temu w Cardiff zastępował innego zawodnika Stali Gorzów – wtedy Martina Vaculika. Słowak wrócił już jednak do zdrowia.

Start dzisiejszych emocji we Wrocławiu oczywiście o 19:00.

Related Articles