Aż sześć lat czekali kibice żużla na powrót bardzo lubianego cyklu Speedway World Cup, czyli Drużynowego Pucharu Świata. Niestety, zawody w cyklu Speedway of Nations raczej nie zawojowały serc kibiców, więc włodarze światowego żużla wrócili – częściowo – do poprzedniej formuły. Tym razem jednak wszystko odbędzie się w jednym miejscu, na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu, gdzie od wtorku do soboty włącznie będzie obecnych dziewięć ekip narodowych.
Na ten moment czekali chyba wszyscy, włącznie z zawodnikami. Speedway of Nations okazał się pomysłem mocno przekombinowanym. Oczywistym było, że to był pomysł wymierzony na… ostudzenie szans biało-czerwonych na kolejne złote medale i triumfy. Trudno się dziwić, skoro dominacja Polaków była znacząca. Polacy zgarnęli osiem złotych medali i pod tym względem biją na głowę drugą Danię – cztery złote krążki. To oczywiście pokłosie faktu, że biało-czerwoni mają najszersze żużlowe zaplecze. Z drugiej strony ostatni finał – z 2017 roku – pokazał, że wcale nie trzeba mieć gwiazd, by zgarniać medale takiej imprezy. Szwedzi pojechali przecież z Linusem Sundstromem, a Rosjanie przyjechali bez braci Łagutów, z jedną gwiazdą – Emilem Sajfutdinowem.
Format
Drużynowy Puchar Świata wraca w znanym nam formacie. Oczywiście są pewne zmiany względem ostatniej edycji, bo jednak trochę czasu od tamtej pory minęło. Jednak wszystko po kolei. Do rywalizacji przystępuje dziewięć ekip, bez żadnych rund kwalifikacyjnych. Najpierw we wtorek i środę czekają nas półfinały, z których tylko zwycięzcy wejdą do sobotniego finału. Jednak drużyny z miejsc dwa i trzy dostaną drugą szansę, a więc start w czwartkowym barażu. Z niego również tylko zwycięzca trafi do finału, gdzie czeka już reprezentacja Polski, jako gospodarz. Czy to sprawiedliwe? Raczej nie, a i frekwencji również nie pomoże, że dopiero ostatnie zawody odbędą się z tymi, dla których przyjdą fani na Olimpijski.
Trenerzy reprezentacji już jakiś czas temu powołali szerokie kadry. Każdy mógł zgłosić dziesiątkę swoich najlepszych zawodników, jednak nie wszyscy tak zrobili. W ubiegłym tygodniu poznaliśmy już wąskie składy na półfinały. W nich każda ekipa ma czterech podstawowych zawodników i jednego rezerwowego, z którego można korzystać w dowolnym momencie. Warto dodać, że nie ma żadnych widełek wiekowych dla rezerwowych, co także jest pozytywnym aspektem – jeżdżą najlepsi. Przy rezerwowych i zmianach warto dodać, że każdy z podstawowego składu ma pięć startów, ale także każdy może raz zostać wykorzystany jako rezerwa taktyczna, gdy strata danej drużyny do lidera wynosi minimum sześć punktów. Tym razem jednak nie ma jokerów, a więc rezerw, które dają podwojone punkty na torze.
Każde zawody to 20 biegów i tak jak było wcześniej, każdy zawodnik dostaje po pięć szans, nie wliczając ewentualnych zmian czy rezerw taktycznych. Biegi 1-16 zostają rozpisane na podstawie numerów startowych zgłoszonych zawodników. Ostatnie cztery wyścigi, to tzw. biegi nominowane. Tam menadżerowie wystawiają skład wg własnego uznania, zaczynając od ostatniej drużyny, aż do lidera, który wie, jaką kolejność ustalili przeciwnicy.
Składy na półfinały
Warto poznać zestawienia, w których wszystkie ekipy przystąpią do rywalizacji. Na początek pierwszy półfinał, gdzie zdecydowanym faworytem będzie Wielka Brytania. Połowa składu to zawodnicy Sparty Wrocław, więc da to wyraźną przewagę toru. Ponadto Robert Lambert i w zasadzie temat powinien być zamknięty bez kłopotów. Największy kłopot Brytyjczycy mają z czwartym zawodnikiem, lecz tutaj nie zdecydowali się na doświadczonego Chrisa Harrisa. Jadą zawodnicy na dorobku. Podstawowym będzie Adam Ellis, zawodnik cyklu SEC, a jako rezerwowy młody Tom Brennan. Brak wygranej Wielkiej Brytanii będzie tutaj uznawany za sensację.
Spora posucha panuje u Szwedów, których skład delikatnie mówiąc nie powala na kolana. Mają dwóch zawodników z Grand Prix, jednak jeśli mówimy o topowych jeźdźcach, to jest tylko Fredrik Lindgren. On powinien ciągnąć reprezentacyjny wózek. Pozostali to tacy żużlowcy, którzy jednego dnia mogą pokonywać każdego, a następnego przegrywać z dużo niżej notowanymi rywalami. Mimo wszystko brak barażu dla Szwecji byłby ogromną wtopą. Dla nich można typować drugie miejsce, chociaż… Niemcy mają chrapkę na wiele. Kadra naszych zachodnich sąsiadów prezentuje się naprawdę bardzo solidnie. Przyszłością jest oczywiście 19-letni Norick Bloedorn, który bardzo dobrze radzi sobie na pierwszoligowych torach. Zresztą zgranie ekipy Niemców może być kluczowe, bowiem to w większości zawodnicy Devils Landshut. Die Mannschaft może być czarnym koniem, ale jednak trudno im będzie zrobić coś więcej niż baraż, który powinien być celem dla tej drużyny.
Na koniec Czesi, którzy przecież nie są bez szans. Tutaj również sporo ciekawych nazwisk, chociaż trudno tak naprawdę powiedzieć, na co ich stać. W teorii Jan Kvech i Vaclav Milik powinni dać wiele tej drużynie i być jej liderami. Co ciekawe jednak ten drugi został ustawiony na pozycji… rezerwowego. Jednak kapitan będzie miał okazje zastępować po prostu najsłabszego z drużyny. Czesi także będą chcieli powalczyć o czwartkowy baraż i wcale nie są bez szans. W tym zestawieniu jednak lekko nie będzie i są raczej typowani jako kopciuszek.
I półfinał – wtorek 25 lipca:
Niemcy (kaski czerwone)
1. Kai Huckenbeck (kapitan)
2. Kevin Woelbert
3. Norick Bloedorn
4. Martin Smolinski
5. Erik Riss
Szwecja (kaski niebieskie)
1. Fredrik Lindgren (kapitan)
2. Jacob Thorssell
3. Antonio Lindbaeck
4. Oliver Berntzon
5. Kim Nilsson
Wielka Brytania (kaski białe)
1. Tai Woffinden (kapitan)
2. Daniel Bewley
3. Robert Lambert
4. Adam Ellis
5. Tom Brennan
Czechy (kaski żółte)
1. Jan Kvech
2. Eduard Krcmar
3. Petr Chlupac
4. Daniel Klima
5. Vaclav Milik (kapitan)
***
Tak jak pierwszy półfinał powinien być show jednej ekipy, a pozostałe walczyć o baraże, tak w drugim przypadku prawdopodobnie zobaczymy dwie pary. Dania i Australia powalczą o wygraną oraz bezpośredni awans do finału, a z kolei dla Francuzów i Finów awans do barażu będzie już ogromnym sukcesem. Te dwie ostatnie ekipy na pewno wolały formułę SoN, gdyż tam wystawiało się mniej zawodników, a w obu przypadkach brakuje jeszcze klasowych żużlowców idących ławą. W przypadku Trójkolorowych to przede wszystkim duet David Bellego i Dimitri Berge, a dalej spore różnice. Steven Goret oraz kolejni zawodnicy z żużlowego rodu Trearrieu – Mathieu i Mathias. Na nich Finowie wyciągają najmocniejsze działa z Timo Lahtim na czele. Poza nim znany z Ekstraligi U24 i po debiucie w dorosłej – Antti Vuolas. Timi Salonen pokazywał spory potencjał, ale obecny sezon to jedna wielka katastrofa. W niedawnym półfinale MEP Jesse Mustonen pokazał się ze świetnej strony, więc Suomi mają nadzieje na dobrą jazdę także z bardziej wymagającymi rywalami. To jednak prawdopodobnie tylko rywalizacja o trzecie miejsce, a ciekawiej zapowiada się walka o wygraną.
Dania pod wodzą… Nickiego Pedersena w roli trenera. To będzie ciekawe wydarzenie, ale jednocześnie trudne ze względu na ego zawodnika. Trudno sobie wyobrazić moment, w którym Nicki puszcza rezerwę taktyczną za samego siebie. W tym momencie to w teorii najsłabsze ogniwo Duńczyków. Michelsen, Madsen i Thomsen to naprawdę bardzo mocna ekipa. Jeśli będzie wersja Pedersena z Grudziądza, to będzie dobrze, a jeśli z wyjazdów to już kłopoty i bardzo teoretyczna szansa dla Rasmusa Jensena.
Bardzo wyrównana jest także ekipa Australii, gdzie miejsca zabrakło m.in. dla wyróżniających się w I lidze Rohana Tungate’a czy Brady’ego Kurtza. Tutaj jedzie skład ekstraligowy, ale to starszy z braci Holderów zacznie “na ławce”. Zdziwienie? Raczej nie, bo to zawodnik po długiej kontuzji i dopiero niedawno wrócił na tor. Dodatkowo wysoką formę od jakiegoś czasu prezentuje Jaimon Lidsey, czyli największa niewiadoma zespołu. Pozostali byli pewniakami, a mowa o tercecie Fricke, Doyle oraz Jack Holder. Rywalizacja pomiędzy tymi ekipami będzie pasjonująca, ale potencjał po obu stronach jest taki, że jedni i drudzy powinni się… spotkać w sobotnim finale. Kto awansuje bezpośrednio to już bardzo trudne pytanie.
II półfinał – środa 26 lipca:
Finlandia (kaski czerwone)
1. Timo Lahti (kapitan)
2. Jesse Mustonen
3. Antti Vuolas
4. Timi Salonen
5. Niklas Sayrio
Francja (kaski niebieskie)
1. David Bellego (kapitan)
2. Dimitri Berge
3. Steven Goret
4. Mathieu Tresarrieu
5. Mathias Tresarrieu
Dania (kaski białe)
1. Mikkel Michelsen (kapitan)
2. Nicki Pedersen
3. Anders Thomsen
4. Leon Madsen
5. Rasmus Jensen
Australia (kaski żółte)
1. Max Fricke
2. Jack Holder
3. Jason Doyle (kapitan)
4. Jaimon Lidsey
5. Chris Holder
Terminarz pozostałych zawodów:
Baraż – 27 lipca (czwartek)
Finał – 29 lipca (sobota)
Rafał Dobrucki z ostatnimi dniami na przemyślenia
Biało-czerwoni do rywalizacji dołączą ostatni i nadal nie znamy zestawienia personalnego na finał. Zapewne świeżo skończona ligowa kolejka pomogła w podjęciu ostatecznej decyzji. Pewniaków powinno być dwóch – Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski. Dodatkowo trudno wyobrazić sobie kadrę bez świetnego Janusza Kołodzieja. Kto czwarty i piąty? Tutaj również trudne pytania. Wielu “pcha” Przemysława Pawlickiego. Owszem świetnie jeździ w I lidze czy Szwecji, ale wydaje się, że półkę nad nim są dwa nazwiska. Jego brat przed chwilą wypadł z rywalizacji przez kontuzję. Tutaj chyba trzeba postawić na duet Patryk Dudek i Dominik Kubera. W jakiej kolejności? To już ból głowy Dobruckiego. Dudek zawodził długo, ale w ostatnich tygodniach idzie jak przecinak. Podium w IMP i Grand Prix oraz wielkie przebudzenie w Ekstralidze. Kubera wrócił po kontuzji, jakby nie było żadnego śladu. Krótko mówiąc w obu przypadkach miejsce się należy, ale trudno zdecydować.
Bez względu na to, jaki będzie skład, cel może być tylko jeden – złoto. W SoN były cztery medale, ale ani jednego złotego, mimo że przecież dwie edycje odbywały się w Polsce. W 2020 w Lublinie, a dwa lata wcześniej finał we… Wrocławiu wygrali Rosjanie w dwuosobowej obsadzie, a ekipa Janowski, Dudek oraz Drabik zgarnęła “tylko” brąz. Przed rokiem biało-czerwoni mieli słabszy moment. Najpierw przegrali z Finlandią w półfinale, gdzie rzutem na taśmę wygrali baraż z Niemcami o awans do finału. W nim dojechał tylko Bartosz Zmarzlik, który zdobył 20 z 26 punktów całego zespołu, co dało szóste miejsce. Udało się wyprzedzić jedynie Finów, ale na Czechów już to nie starczyło w Vojens. Absolutna kompromitacja i klęska dla kraju, o którym się mówi, że jest dominatorem światowego żużla. Liczymy, że tym razem, za kilka dni, obejrzymy złote medale na szyjach Polaków. Podobnie, jak to było w 2009 roku podczas finału rozgrywanego w niedzielę, gdy wygraliśmy dopiero po ostatnim biegu i triumfie Tomasza Golloba nad Leigh Adamsem!