Skip to main content

Sobotni finał Speedway of Nations w Manchesterze zakończył się tak, jak można się było spodziewać na podstawie historii tej stosunkowo krótkiej imprezy. Polacy bez złota, a tym razem nawet bez medalu. Triumfowali gospodarze, czyli Brytyjczycy. Dzień wcześniej jednak to my mieliśmy powody do radości, bo po rywalizacji juniorów odgrywany był Mazurek Dąbrowskiego.

I od piątku zaczniemy – oczywiście walka w Speedway of Nations 2 nie miała takiej otoczki jak sobotni finał pierwszych reprezentacji. Trybuny świeciły pustkami, oprawa była skromna, a zawody prowadzone w bardzo szybkim tempie, bo trzeba było odjechać aż 28 biegów, w dodatku na trudnej nawierzchni. U Phila Morrisa nie ma jednak miękkiej gry i żużlowcy ośmiu reprezentacji po prostu wsiadali na motory, ścigając się o punkty.

Jak już wspomnieliśmy, wszystko skończyło się złotem biało-czerwonych. Gdyby sugerować się wyłącznie opiniami twitterowej społeczności w Polsce, nasi tego złota powinni… się wstydzić. Wszystko z uwagi na wydarzenia w 16. biegu, gdy atakujący Bartosz Bańbora Szwed Philip Hellström-Bängs, lekko potrącił żużlowca Motoru w nogę. Ten upadł na tor, choć wydaje się, że nie musiał. Sędzia Aleksander Latosiński uznał jednak, że Bańbor miał prawo upaść i wykluczył z powtórki szarżującego zawodnika Trzech Koron. W zgodnej opinii kibiców speedway’a ta decyzja była niesłuszna, a niewątpliwie była decydująca dla losów rywalizacji – gdyby to Bańbor został wykluczony, wówczas to właśnie Szwedzi cieszyliby się ze złotych medali.

Oprócz Bańbora (22+2 pkt) skład naszej złotej drużyny juniorów stanowili Wiktor Przyjemski (19+1 pkt) i Jakub Krawczyk, który ani razu nie pojawił się na torze. Rafał Dobrucki postawił na parę Motoru nie tylko w piątek, bo i w sobotę w rywalizacji seniorskiej. Tutaj skład Polaków przez cały turniej stanowili Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera, a dowołany „awaryjnie” za Maciej Janowskiego, Patryk Dudek i tak przesiedział turniej na ławce rezerwowych i nie doczekał się swojej szansy. Można spekulować, czy była to dobra decyzja, zwłaszcza w kontekście końcowego wyniku biało-czerwonych w sobotnim finale.

A był to finał niezwykle emocjonujący i pełny zaskakujących biegów. Od samego początku typowanie rozstrzygnięć poszczególnych wyścigów nie miało większego sensu, bo zawodnicy wykręcali najróżniejsze niespodzianki. Nasi w pewnym momencie nawet zamykali stawkę, ale nic w tym dziwnego, skoro przegraliśmy podwójnie ze Szwecją, przegraliśmy 4:5 z Niemcami po wykluczenia za taśmę Zmarzlika, a potem przegraliśmy jeszcze 3:6 z parą brytyjską.

Jednak po wygranej 7:2 z Duńczykami nagle zatliła się iskierka nadziei na 3. miejsce po fazie zasadniczej. Pozycja ta dawała awans do barażu o finał. Niemal wszystkie biegi rywali układały się po myśli biało-czerwonych, którzy w ostatniej gonitwie mieli wszystko w swoich rękach. Musieli jednak wygrać minimum 6:3 (wg klasycznej punktacji to 4:2) z parą Australii, która była tego dnia mocna i walczyła o złoto, a w tym konkretnym biegu o bezpośredni awans do finału, bez konieczności udziału w barażu.

Kubera wyszedł spod taśmy pierwszy, ale po raz kolejny w zawodach z tyłu został Zmarzlik. Czterokrotny mistrz świata zaczął się napędzać i pojawiła się realna szansa, że dołączy do kolegi z Motoru na prowadzeniu, co wprowadzi Polskę do barażu. Nic z tego – Kubera i Zmarzlik niemal jednocześnie dali się objechać „Kangurom” w mocno nieoczywistym składzie – Jason Doyle i Brady Kurtz. Ten drugi to junior, który na tyle dobrze radził sobie w półfinale seniorów i finale juniorów, że dostał szansę kosztem Maxa Fricke. Szansę wykorzystał, w przeciwieństwie do Polaków w 21. biegu. Po porażce 2:7 nie tylko nie udało się awansować do walki o medale, ale wręcz zakończyliśmy zawody na 5. pozycji.

Złośliwi powiedzą, że to lepiej niż dwa lata temu, kiedy biało-czerwoni zajęli 6. miejsce w finale. To jednak wciąż po prostu duże rozczarowanie, gdy ma się w składzie żużlowca takiego jak Zmarzlik. Ale to właśnie nasz arcymistrz rozczarował najmocniej. Uzbierał marne 11 punktów, co przy punktacji 4,3,2,0 jest wynikiem kiepskim. Kubera zanotował 13 oczek. Do „Domina” można mieć mniejsze pretensje i zastanawiać się, czy po dwóch pierwszych startach (2 i 0 pkt) nie powinien zostać zmieniony przez Patryka Dudka. Jednak w kolejnych startach Kubera był świetny (4, 3, 4), więc wstrzemięźliwość Dobruckiego można usprawiedliwiać. Zmarzlik przegrywający z Jacobem Thorsellem czy Bradym Kurtzem, a do tego wjeżdżający w taśmę w pojedynku z paru niemiecką, to jednak coś, czego nie da się przewidzieć. I jeśli szukać kozła ofiarnego kiepskiego wyniku w sobotnim finale, to mimo wszystko na pierwszym miejscu trzeba wskazać Bartka, a dopiero później zastanawiać się na decyzjami Dobruckiego. Bo to, że nie odstawił czterokrotnego mistrza świata jest raczej oczywiste i zrozumiałe.

W barażu Szwecja przegrała 4:5 z Wielką Brytanią. Na nic zdała się wspaniała jazda Fredrika Lindgrena, bo Thorsell przyjechał ostatni. W finale Brytyjczycy podwójnie pokonali parę australijską i sięgnęli po złoto. Dwa lata temu w Vojens kolejność w finale była odwrotna – Australia pokonała Wielką Brytanią, a brąz, podobnie jak teraz, zdobywali Szwedzi.

Bez wątpienia pozytywną niespodzianką zawodów w Manchesterze byli Niemcy, którym punktu zabrakło do medalu. Punktu! Duet Kai Huckenbeck – Norick Bloedern radził sobie nadspodziewanie dobrze, zwłaszcza w pierwszej części fazy zasadniczej. Zakończenie rywalizacji nad Polską to duży sukces Niemców. Mocno rozczarowali Duńczycy, ale w ich wypadku można to tłumaczyć absencją Leona Madsena.

Polacy po raz szósty nie potrafili wygrać SoN. Ten format wyraźnie nie leży biało-czerwonym, którzy lubują się w wygrywaniu innej rywalizacji drużynowej – Speedway World Cup. Sęk w tym, że władze światowego żużla nie mogą się zdecydować, czy postawić na SoN, na SWC, czy rozgrywać je na zmianę.

Related Articles