Ważne rzeczy działy się w 10. serii spotkań PGE Ekstraligi. W hicie kolejki Falubaz Zielona Góra bardzo pewnie pokonał Unię Leszno, co daje zielonogórzanom bardzo bezpieczną sytuację w kontekście walki o utrzymanie. Jednak największą niespodzianką, czy wręcz sensacją kolejki był triumf Apatora Toruń z niepokonanym do tej pory Motorem Lublin. Ale u nas jak zawsze – po kolei…
Włókniarz Częstochowa – Stal Gorzów 41:48
Po raz kolejny na ciężką próbę wystawiona została cierpliwość kibiców Włókniarza Częstochowa. Tym razem Lwy przegrały u siebie ze Stalą Gorzów. Ani przez moment w tym meczu częstochowianie nie byli na prowadzeniu, ale i tak nie sposób nie nawiązać do sytuacji z 7. biegu, która miała niebagatelne znaczenie dla wyników końcowego. Para gospodarzy Maksym Drabik i Mikkel Michelsen wyszła na prowadzenie 5:1, ale sędzia zawodów zapalił czerwone światło, bo dopatrzył się niedozwolonego „czołgania” w wykonaniu Jakuba Stojanowskiego. W takich sytuacjach sędzia powinien przerwać wyścig, tylko wówczas, gdy winny zawodnik odnosi korzyść z tych mikro ruchów. W tym wypadku tak nie było – częstochowianie mieli szanse wygrać 5:1, choć do ataku ruszał już Anders Thomsen. Problem w tym, że powtórka tego biegu zakończyło się wynikiem… 5:0 dla Stali. Para gospodarzy spóźniła się na start o kilka sekund i sędzia bezlitośnie wykluczył obydwu jeźdźców z Częstochowy. Gorzowianie spokojnie przejechali sobie cztery kółka bez rywalizacji z kimkolwiek. I teraz wystarczy spojrzeć na wynik końcowy, by stwierdzić, że ten bieg był decydujący. Włókniarz miałby 46 punktów, a Stal 44. Oczywiście przy założeniu, że Thomsen nie wyprzedziłby na trasie żadnego z miejscowych. Takie wyliczenia są jednak tym bardziej bez sensu, że prawdopodobnie wówczas gospodarze nie mogliby stosować rezerw taktycznych, który w końcówce poszły w ruch.
Generalnie jednak nie zawiódł tylko Leon Madsen, który zdobył 15 punktów i 1 bonus w 6 startach. Żaden z pozostałych jeźdźców Włókniarza nie przywiózł dwucyfrówki, choć Michelsen i Drabik również pojawiali się pod taśmą po 6 razy (raz spóźnieni). W ekipie Stali praktycznie wszyscy na swoim normalnym poziomie, co wystarczyło do wywiezienia kompletu trzech punktów (dwa punkty meczowe i bonus) spod Jasnej Góry.
GKM Grudziądz – Sparta Wrocław 51:39
Czy Stal Gorzów stała się tym samym najpoważniejszym kandydatem do jazdy w finale DMP? Tego nie przesądzamy, ale Sparta Wrocław ma swoje problemy, które widać było na torze w Grudziądzu. Najłatwiej porażkę z „Gołębami” byłoby zgonić na nieobecność kontuzjowanego Taia Woffindena, ale Anglik ostatnio przywoził tak lichy dorobek punktowy, że trudno w ten sposób stawiać sprawę. Kiepsko w Grudziądzu spisali się też Dan Bewley (6+1 pkt) i Artiom Łaguta (8+1 pkt w 6 startach). Gdy wyniku nie dźwigają liderzy, trudno myśleć o sukcesie na wyjeździe. Dobrze spisał się Maciej Janowski, który zanotował 14 pkt w 6 próbach.
GKM zbliża się do upragnionego utrzymania w lidze. Pewności jeszcze nie ma, ale duży krok został wykonany. Zresztą, prawie do samego końca GKM starał się jeszcze o punkt bonusowy – ostatecznie w biegach nominowanych ten punkcik wyszarpali sobie żużlowcy z Wrocławia. W zespole Roberta Kościechy widoczny gołym okiem był brak dziur w składzie – raptem cztery „zerówki” na 15 biegów. Liderem był Max Fricke, który zdobył 13 punktów.
Apator Toruń – Motor Lublin 48:42
Kibice gospodarzy byli pełni najgorszych myśli przed rywalizacją z niepokonanym mistrzem kraju. Apator w tym sezonie głównie się kompromituje – niedawno dostał straszne lanie w Lesznie, gdzie przecież Unia jechała w mocno osłabionym składzie. W oczy „Aniołów” – i nie jest to wcale publicystyczna przesada – zaczęło zaglądać widmo spadku z ligi. Trudno o optymizm, gdy na Motoarenę przyjeżdża dream team z Lublina. Jednak w pamięci można było mieć poprzednie boje obu ekip w Toruniu – Motor zawsze miał problemy.
I tym razem było tak samo. Lublinianie na chwilę objęli prowadzenie, ale generalnie cały czas wynik oscylował wokół remisu. W końcówce torunianie wyszli na 4-punktowe prowadzenie. Koziołki nie mogły zrobić rezerwy taktycznej. W 14. biegu Robert Lambert przywiózł trójkę i mimo, że Paweł Przedpełski dał się objechać Dominikowi Kuberze, jasne już było, że Apator zdobędzie minimum punkt. W 15. biegu swoje zrobił Emil Sajfutdinow – jego trójka była niezagrożona. Patryk Dudek dowiózł punkt i Apator wygrał cały mecz 48:42.
W lubelskiej ekipie pretensji nie można mieć jedynie do Fredrika Lindgrena (11+2 pkt) i Wiktora Przyjemskiego (6 pkt w 3 startach). Cała reszta mniej lub bardziej zawaliła – Kubera bez choćby jednej trójki, Bartosz Zmarzlik z dwoma zerami na koniec, co nie zdarzyło mu się pewnie od kilku lat, kiepsko pojechali też Jack Holder i Mateusz Cierniak, a Bartosz Bańbor wyglądał, jakby przedwczoraj pierwszy raz wsiadł na motocykl żużlowy, a nie jak jeden z najzdolniejszych juniorów na świecie. Dość wymowne jest to, że nawet juniorzy Apatora zapunktowali, co przeważnie im się nie zdarza – Antoni Kawczyński 3+1, Krzysztof Lewandowski 2+2. Gdy do tego dołożymy trójkę liderów, która nie zawiodła, mamy mocny Apator. Widok tak rzadki w tym sezonie. Motorowi porażka niewiele zmienia – mistrzostwo rundy zasadniczej jest pewne. Jest to jednak sygnał dla reszty chętnych na medale, że Koziołki nie są wcale poza zasięgiem. Zwłaszcza, gdy nie radzą sobie na torze rywali. A w niedzielę na Motoarenie lublinianie startowali fatalnie, a na dystansie żadnej walki praktycznie nie było. Pozycje tracili tylko wyjątkowo słabo radzący sobie zawodnicy.
Falubaz Zielona Góra – Unia Leszno 53:37
Dużo obiecywaliśmy sobie po rywalizacji Falubazu z Unią, ponieważ obie drużyny muszą liczyć się z walką o utrzymanie. Unia przyjechała do Zielonej Góry opromieniona zwycięstwem z Apatorem, a do tego z powracającym po kontuzji Januszem Kołodziejem. Jednak mimo tego wielkich emocji nie było – od początku do końca Falubaz kontrolował przebieg meczu i finalnie wygrał bardzo wysoko. Zamiast hitu kolejki, otrzymaliśmy jednostronne widowisko. Falubaz wskoczył do TOP 4 i jest naprawdę bardzo blisko utrzymania. Unia Leszno w najbliższej kolejce bezwzględnie musi wygrać z GKM Grudziądz. Problem polega na tym, że wygrana za 3 punkty będzie arcytrudna – Byki przegrały na wyjeździe aż 35:54. Jednak wygrana za 2 punkty, gdzie Gołębie dostaną bonus, niewiele da outsiderowi ligowej tabeli.
W Zielonej Górze rozczarował przede wszystkim ten, który powinien najlepiej znać miejscowy tor, czyli Grzegorz Zengota. „Zengi” zdobył zaledwie 2 punkty, a przecież ostatnio był prawdziwym liderem Byków. Niemal tradycyjnie niewiele dał też Bartłomiej Smektała (2+1 w dwóch startach). Antoni Mencel, Hubert Jabłoński i Nazar Parnicki we trzech łącznie dorzucili 3 punkty. Z takimi dziurami w składzie nie da się myśleć o sukcesie, nawet gdy Kołodziej i Ben Cook dwoją się i troją na torze. Liderzy Unii dali dobre punkty – Kołodziej 11+1, Cook 13 w 6 startach. W Falubazie każdy z zawodników dorzucił coś istotnego do wspólnego dorobku. Najlepszy liczbowo był Rasmus Jensen, który przywiózł 12 oczek i bonusik.