Skip to main content

Trudno w to uwierzyć, ale za nami półmetek sezonu zasadniczego Ekstraligi. Oczywiście w kilku przypadkach są jeszcze zaległości do odrobienia, jednak już w piątkowe popołudnie rozpoczynamy rundę rewanżową. Czas przypomnieć sobie to, co się wydarzyło w pierwszej kolejce, bowiem w piątek i niedzielę rozdamy pierwsze bonusy. Chętnych do wygranych za 3 punkty nie brakuje i wiele wskazuje na to, że tak będzie już w pierwszych spotkaniach tej kolejki. Wydaje się, że dopiero niedzielne mecze powinny przynieść więcej emocji.

Piątek, 18:00 Motor Lublin – GKM Grudziądz (52:38 w pierwszym meczu)
Po raz kolejny mistrz Polski trafia na najmniej atrakcyjny termin telewizyjny i nadal trudno się dziwić. Kolejny raz czeka nas mecz do jednej bramki, a rywalizacji o bonusa w zasadzie… nie będzie. Lublinianie już w pierwszej kolejce w Grudziądzu zgarnęli 14 punktów zapasu, więc w tym momencie każde zwycięstwo da im trzy duże punkty do tabeli ligowej. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że powtórka takiego wyniku z pierwszego spotkania byłaby tak naprawdę sukcesem dla gości z Grudziądza. Ci oficjalnie stracili szansę na bonusa w dwumeczu ze Stalą Gorzów. W środę przed południem Ekstraliga oficjalnie zatwierdziła obustronnego walkowera z meczu w Gorzowie. Informacja fatalna dla obu stron, ale tak naprawdę może ona coś zmieni w podejściu zawodników, którym nigdy nic nie pasuje po opadach deszczu. Oczywiście żużlowa Ekstraliga też nie jest bez winy, bowiem trudno uznać za normalne przygotowywanie toru przez cztery godziny i chęć rozpoczęcia meczu o godzinie 21:45 we wtorkowy wieczór. Niesmak pozostał i już nic tego nie zmieni.

Jednak dla grudziądzan zatwierdzenie tego wyniku ma jeszcze jedną reperkusję z natychmiastowym skutkiem. W tabeli ligowej widnieje siedem rozegranych meczów, a to oznacza, że już skończyło się zastępstwo zawodnika za Jasona Doyle’a! W awizowanym składzie widnieje nazwisko Australijczyka, które ogłoszono jeszcze we wtorek. Reakcja zatem musiała być szybka, czyli sprowadzenie zawodnika z zewnątrz. Nikt nie myślał o zastępowaniu Doyle’a przez juniorów czy “wynalazki” z Ekstraligi U24. Według mediów rozważane były dwie kandydatury – Matej Żagar oraz Michael Jepsen Jensen. Wygrała ta druga. Kluczem okazało się dogadanie z PSŻ-em Poznań w sprawie wypożyczenia Duńczyka. Skorpiony przystały na ofertę Gołębi i samego zainteresowanego pisząc w swoim oświadczeniu, że “z niewolnika nie ma zawodnika”. Tak czy siak grudziądzanom nie będzie łatwo, bowiem forma MJJ to wielka niewiadoma, a wszyscy widzą, jak sobie radzi Kacper Pludra w roli seniora. Nie ma wątpliwości, że kluczem w walce o utrzymanie będą mecze 9. i 11. kolejki. Najpierw do Grudziądza przyjedzie Falubaz Zielona Góra, a chwilę później trzeba będzie pojechać do Leszna. Celem minimum zapewne 4 punkty, które powinny zrobić duży krok w kierunku pozostania w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Lublinianie z ogromnym luzem, bo po wygranej nad Spartą 50:40 w zasadzie jedną nogą mogą się obwieścić zwycięzcą rundy zasadniczej. Oczywiście na to oficjalnie zbyt wcześnie, ale 5 punktów przewagi do ogrom, tym bardziej że pewnie w większości – albo wszystkich przypadkach – zdobędą także punkt bonusowy. Komplet 35 punktów możliwy? Wydaje się, że zdecydowanie w zasięgu Koziołków. Z drugiej strony im dalej w las, tym motywacja będzie nieco mniejsza, bo te zwycięstwa poza pieniędzmi niewiele będą znaczyć przed play-offami. Motor może być zadowolony z przełamania Fredrika Lindgrena. Szwed w ostatnich meczach nieco gorzej punktował, ale jego 10+3 przeciwko wicemistrzowi robi wrażenie zwłaszcza, że jedynie Artiom Łaguta był w stanie pokonać go dwukrotnie. Słabszy dzień zanotowała para Dominik Kubera oraz Mateusz Cierniak. Co prawda obu biegów, które jechali razem nie przegrali, ale można było odnieść wrażenie, że Kubera był szybszy od partnera, z którym sobie nawzajem przeszkadzali.

Piątkowy mecz z GKM-em może być okazją do większej liczby startów młodzieżowców. Być może dodatkowe starty dostaną Wiktor Przyjemski(on w pierwszej kolejności), ale także dwóch Bartoszów – Bańbor oraz Jaworski. Wszystko zależy od sztabu i chęci seniorów, natomiast widać, że Motor nie ma ciśnienia na demolowanie przeciwników i w ten sposób daje także wytchnienie księgowej…

Piątek, 20:30 Włókniarz Częstochowa – Unia Leszno (43:47)
Wieczorem kolejny mecz, który na papierze nie powinien przynieść większych emocji. Trudno bowiem spodziewać się, by Unia miała postawić się mocno Włókniarzowi pod Jasną Górą. Oczywiście leszczynianie byliby zadowoleni ze zdobycia 44 punktów, które dałyby przynajmniej punkt bonusowy. Z drugiej strony, gdyby dojechali do takiego momentu, wówczas byłby niedosyt z braku czegoś więcej – remisu/wygranej. Oczywiście dla Byków kluczowym miesiącem będzie lipiec i kolejki 10 oraz 11. Wtedy najpierw pojadą do Zielonej Góry, a później podejmą GKM Grudziądz i również wtedy zapewne wyjaśni się przyszłość Unii. Zanim to jednak nastąpi, jeszcze w czerwcu pojadą mecze w Częstochowie, Gorzowie(zaległy) oraz domowy z Apatorem. Jeśli gdzieś upatrywać punktów, to wydaje się, że właśnie na Smoczyku z Aniołami. Tyle że w Lesznie też muszą pamiętać, że lada moment kończy się zastępstwo zawodnika za Janusza Kołodzieja, co również utrudni zestawienie składu do momentu pełnego wyzdrowienia lidera drużyny.

Nadzieją na przełamanie pod Jasną Górą powinien być Bartosz Smektała. Spędził dwa sezony przy Olsztyńskiej, a nawet wcześniej dobrze sobie tam radził, dzięki czemu właśnie Lwy z chęcią sprowadziły dobrze zapowiadającego się juniora. Teraz jednak przechodzi wyraźny kryzys, czego efektem średnia 1,231 dająca 41. pozycje wśród wszystkich zawodników Ekstraligi. Za jego plecami pośród seniorów tylko Paweł Przedpełski, Jan Kvech oraz dwóch kolegów z drużyny – Keynan Rew i Nazar Parnicki. To właśnie z nimi na teraz może toczyć walkę o miejsce w składzie, po powrocie do niego Kołodzieja. Pozostaje jeszcze nowo zatrudniony Ben Cook, który według mediów także ma szansę na ekstraligowy debiut w Częstochowie. Pytanie jednak czy kompletny żółtodziób na polskich torach to dobry wybór, by zmotywować podstawowych zawodników do lepszej jazdy.

W Częstochowie wykorzystują ostatnio sprzyjający terminarz. Pokonali Apator, GKM, a z racji odwołanego meczu w Zielonej Górze, teraz czeka ich trzecie z rzędu domowe spotkanie. Być może najważniejsze z nich, bowiem wygrana i zdobycie 48 punktów daje trzy duże “oczka” do tabeli ligowej i ucieczkę z okolic miejsc 6-8. To powinno być pierwszym celem dla Lwów. Jednak piątkowy mecz powinien posłużyć jako podbudowanie kolejnych zawodników. Być może to idealna okazja, by Mads Hansen został ostatnim seniorem częstochowian, który przynajmniej raz przywiózł dwucyfrówkę w tym sezonie. Maksym Drabik i Kacper Woryna uczynili to w ostatnich meczach, więc czas na Duńczyka. Hansen ma jeszcze jedną ciekawą przypadłość, a więc zbieranie zer na start meczu. Odkąd wygrał inauguracyjną gonitwę w Gorzowie, zanotował trzy kolejne “śliwki” w pierwszych swoich biegach. Łącznie takich biegów otwierających ma 4 na 6, a wszystkie osiągnięte na… domowym torze w Częstochowie.

Niedziela, 16:30 Falubaz Zielona Góra – Sparta Wrocław (41:47)
Beniaminka z Zielonej Góry można określić mianem drużyny “pięknych przegranych”. Tak było ostatnio w Toruniu, ale tak było przede wszystkim we Wrocławiu. Niewiele brakowało, by i w Lesznie skończyło się na tarczy. Falubazowi ewidentnie brakuje pojedynczych punktów, które wywindowałyby tę drużynę w górę czołówki. Dotychczas zebrali mnóstwo pochwał, ale czas zbierać… punkty. Pierwsza okazja trudna, ale jak najbardziej wykonalna. Mowa o pokonaniu Sparty Wrocław. Na papierze może i mission impossible, ale gdy przyjrzymy się bliżej, już wszystko zaczyna być możliwe. Przede wszystkim trafiają na drużynę, która jeszcze nie wygrała na wyjeździe w tym sezonie. Ponadto czołowi żużlowcy mieli chwilową przerwę w odwiedzinach Zielonej Góry z wiadomych względów. Ponadto cieszyć może postawa kilku zawodników z Myszką Miki “na plastronie” w Grodzie Kopernika.

W Toruniu paradoksalnie zawiedli ci, którzy mieli najwyższe średnie – Jarosław Hampel i Rasmus Jensen. Pierwszy zdobył 8+1, do czego przyczyniła się chociażby taśma w drugim biegu. Drugi wygrał jeden bieg, ale poza tym raczej miotał się po torze, aniżeli był wartością dodaną. Na duże słowa uznania zasługuje natomiast Piotr Pawlicki. Poza pierwszym biegiem przegranym w stosunku 1:5, później wyglądał świetnie. Najlepszą cenzurką jego występu niech będzie dwukrotnie pokonanie duetu Emil Sajfutdinow i Robert Lambert, co rzadko się zdarza nawet światowej czołówce! Mieszane uczucia kibice Falubazu mogą mieć, co do występu Przemysława Pawlickiego. 9 punktów niby zasługuje na brawa, ale sporo punktów potracił na trasie i spokojnie mógł przywieźć dwucyfrówkę. Na papierze nieźle wypadł Jan Kvech – 7pkt. Swoją drogą Czech rozpoczął mecz od… zmiany. Za niego pojechał Michał Curzytek, ale młody zawodnik doznał złamania nogi w pierwszym biegu i dalej jeździł uczestnik cyklu Grand Prix. Na papierze wynik dobry, ale tak naprawdę pokonywał zawodników, których musi ogrywać – Lewandowski x2, Lampart i tyle. Ponadto skorzystał na wykluczeniach oraz kolegach z pary, krótko mówiąc nadal trudno powiedzieć czy możemy mówić jakimś przebudzeniu, czy po prostu był w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie.

Spartanie nadal w poszukiwaniu pierwszej wyjazdowej wiktorii. W ubiegłym sezonie zrobili to na inauguracje w Lublinie, a teraz już trzy kolejne wizyty u rywali i bez efektów. Oczywiście można mówić, że nie trafił im się najłatwiejszy rozkład meczów na wyjeździe, natomiast wyniki są zdecydowanie za słabe, jak na kandydata do mistrzostwa/medalu. Wysoka porażka(14pkt) w Toruniu, remis uratowany rzutem na taśmę w Częstochowie oraz “planowa” porażka w Lublinie(10pkt). Teraz teoretycznie rywal najsłabszy, ale też taki, który będzie jechał o swoje życie. Krótko mówiąc lekko nie będzie, a nadal sporym kłopotem jest wyjazdowa forma Bartłomieja Kowalskiego. W Lublinie po taśmie i zerze, już na tor nie wyjechał i trudno się dziwić. Jeśli do takich występów tylko 5 punktów dorzuca Tai Woffinden, a dwa kolejne juniorzy to zaczyna się robić kłopot. Wystarczą nawet pojedyncze wpadki kogoś z tercetu Bewley, Łaguta czy Janowski i ewentualną porażkę mamy gotową. Na pewno jednak Dariusz Śledź może być pewny swoich liderów, którzy gwarantują zdobycze w granicach 30-35 punktów.
Małym plusem po wizycie u mistrza Polski był debiut Nikodema Mikołajczyka. W sierpniu skończy dopiero 17 lat, a tymczasem to on pokazał się zdecydowanie lepiej od bardziej objeżdżonego Jakuba Krawczyka. Ten ostatni zawiódł na całej linii przywożąc trzy zera. Mikołajczyk w biegu juniorskim cztery okrążenia nękał Bartosza Bańbora, ale tam mu się nie udało. Pokonał go w 12. biegu i przywiózł jedynkę z bonusem, co było jego pierwszą zdobyczą na rywalu w Ekstralidze. Być może taką postawą wygrał sobie miejsce w składzie na kolejne występy. O swoje jednak walczy także Kacper Andrzejewski, który jeszcze nie znalazł się w kadrze meczowej, ale np. w ostatnim meczu Ekstraligi U24 zgarnął 10+4 przeciwko Apatorowi, będąc obok Francisa Gustsa najlepszym zawodnikiem drużyny.

Niedziela, 19:15 Apator Toruń – Stal Gorzów (39:51)
Nikt w Toruniu nie ma wątpliwości, że w ostatni weekend uciekli spod topora. Tak było, gdy w 15. biegu bracia Pawliccy wyszli na 5:1 przed Emila Sajftudinowa i Roberta Lamberta. Na szczęście dla Aniołów Rosjanin odbił drugą pozycję i zapewnił minimalną wygraną nad Falubazem 46:44. Teraz jednak ekipa z Grodu Kopernika musi pojechać znacznie lepsze spotkanie, by myśleć o wygranej, nie wspominając o ewentualnym bonusie. W końcu przyjeżdża drużyna, która na torze przegrała dotychczas tylko z liderem i wiceliderem tabeli. Dla wielu to jednak przedsmak tego, co nas będzie czekać jeszcze w tym sezonie… czterokrotnie. Według wielu prognoz to właśnie te ekipy spotkają się najpierw w ćwierćfinale jako starcie trzeciej z czwartej drużyną, a później przy dobrych wiatrach także w meczu o brąz. Sześć meczów w jednym sezonie na linii Toruń – Gorzów całkiem możliwych.

Jeden za nami, gdy na inauguracje 14 kwietnia Stal wygrała 51:39. Wtedy wyszły wszystkie kłopoty torunian, jakie znamy. Kontuzjowany był Wiktor Lampart, za którego miał pojechać Anders Rowe, ale występ Brytyjczyka zakończył się po pierwszym wyścigu. Kłopotem był jednak fakt, że rezerwy taktyczne szły za niego, a nie cholernie wolnego wtedy Pawła Przedpełskiego. Wychowanek Apatora zdobył jeden punkt… na koledze z pary, mimo aż pięciu szans jazdy. Zresztą tercet Dudek, Lambert i Sajfutdinow tamtego wieczora zgarnął 36 na 39 punktów drużyny, a pozostała czwórka nie pokonała żadnego gorzowianina. Ot, cały wyjazdowy Apator w pigułce. Oczywiście można mówić, że w tym sezonie nawet Sparta nie była w stanie odnieść wyjazdowej wygranej, a poza Motorem ta sztuka udała się tylko Stali Gorzów i jest to prawda. Tyle że torunianie przegrali nawet z osłabionym, brakiem Jasona Doyle’a, GKM-em Grudziądz. To duża wpadka zwłaszcza, że Apator prowadził przy Hallera i wydawało się, że kontroluje sytuacje.

Wydaje się także, że jesteśmy coraz bliżsi zmiany w składzie toruńskiej drużyny na pozycjach juniorskich. Mateusz Affelt gaśnie po niezłych startach w domowych meczach, a tendencja spadkowa w wynikach młodzieżowców na Motoarenie jest zauważalna. Zaczęli od 11 punktów przeciwko Unii Leszno, potem 8 na Sparcie i teraz ledwie 5 z Falubazem. W miniony weekend punktował głównie Krzysztof Lewandowski(4), ale punkt dorzucił także Antoni Kawczyński, który przywiózł Krzysztofa Sadurskiego. W Ekstralidze U24 16-letni Kawczyński odjechał we wtorek świetne zawody – 13+1(6 startów) – we Wrocławiu. Być może to będzie “gwóźdź do trumny” w kontekście zmian.

Gorzowianie odjechali pięć meczów, ale w tabeli już widnieje sześć. To oczywiście efekt zatwierdzenia obustronnego walkowera meczu z GKM-em Grudziądz. Głupia decyzja o odmowie jazdy zemściła się stratą dwóch punktów, które można było zgarnąć, utratą możliwości bonusa i dodatkowo -40 małych punktów w tabeli. Na ten moment nie ma to większych reperkusji, bo nadal zajmują trzecie miejsce, ale nie wiadomo, jak to się odbije w przyszłości. Mówimy tylko o tabeli, bowiem straty wizerunkowe są już nie do odrobienia. Stal jednak nie odjechała także meczu z Unią Leszno, który na szczęście został szybko odwołany. To jednak oznacza, że drużyna Stanisława Chomskiego na ligową wygraną czeka już ponad miesiąc. Ostatni raz wygrali w Zielonej Górze – 5 maja(49:41) – i to była ta jedyna wyjazdowa wygrana drużyny ekstraligowej poza Motorem w tym sezonie ligowym.

Oczywistym celem minimum dla Stali w Toruniu będzie zdobycie 40 punktów, które gwarantują pierwszego bonusa w tym sezonie. Jednak Stal powinna pójść śladem Falubazu i powalczyć o triumf, bo ten jest, jak najbardziej możliwy. Oskar Paluch lepiej wygląda od miejscowych juniorów, ale kluczem będzie postawa wyjazdowa takich zawodników, jak Jakub Miśkowiak czy Oskar Fajfer. Nadzieją jest nawierzchnia Motoareny, która według średnich zawodników Stali powinna im pasować. Wszyscy mają wyniki, które powinny napawać optymizmem przed niedzielnym wyjazdem i dawać szansę nie tylko na punkt, ale nawet na pełną pulę.

Related Articles