Piąta kolejka PGE Ekstraligi zostanie zapamiętana, choć sportowych emocji jak na razie nie doświadczyliśmy. W piątek, zgodnie z przewidywaniami, mistrzowie i wicemistrzowie Polski wygrali swoje mecze bardzo wysoko. W niedzielę obydwa mecze zostały odwołane, co wywołało falę komentarzy, głównie negatywnych.
I od niedzieli, nietypowo, zacznijmy. Nie pojechano ani w Gorzowie, ani w Częstochowie. Mecz Stali z GKM Grudziądz miał rozpocząć się o 16:30. Wcześniej nad Gorzowem przeszła jednak ulewa i tor nie nadawał się do jazdy. Problem w tym, że kluby mają przecież specjalne plandeki ochronne, które miały minimalizować ryzyko odwołanych w ostatniej chwili meczów. Niestety, w Gorzowie, pomimo prognoz pogody zapowiadających deszcz, nikt plandeki na „Jancarzu” nie rozłożył. Mecz nie doszedł do skutku, co uruchomiło dyskusję na temat sensu wydawania pieniędzy na plandeki, skoro potem osoby decyzyjne ich nie używają, a kibice przyjeżdżają na stadion na darmo. A przecież poza miejscowymi kibicami, ucierpieli też fani GKM-u, którzy przejechali kilkaset kilometrów z Grudziądza i z powrotem. Na darmo.
W Częstochowie również popadało i tor w godzinie meczu był mocno podlany wodą. Jednak sędzia podjął decyzję, by próbować doprowadzić owal do stanu używalności. Zaczęło wymiatać wodę z toru szczotkami. Następnie zarządzono dodatkową próbę toru. Zawodnicy jechali płynnie i wydawało się, że za chwilę rozpocznie się mecz. Jednak i tutaj kibice czekający na sportowe emocje musieli poczuć się rozczarowani, by nie powiedzieć oszukani. Sędzia powiedział przed kamerami Canal+, że w jego opinii tor nie jest regulaminowy i mógłby być niebezpieczny. Dodał, że po konsultacji z obydwoma drużynami postanowił odwołać mecz. Czy te konsultacje faktycznie miały miejsce? Po wypowiedzi Pawła Przedpełskiego można mieć wątpliwości.
– Przy drugiej próbie zrozumiałem, że wyjeżdżamy, aby podzielić się swoim odczuciem w kwestii toru. Byłem trochę zaskoczony, bo myślałem, że ta maź zostanie ściągnięta. Dramatu nie było, ale samemu. Nie wiem, jakby to było we czterech. Ani komisarz toru, ani sędzia nie zamienili ze mną zdania na temat tego, jak się na tym torze jedzie. Ktoś mi mówił, że trzeba się przygotować i byłem nastawiony na to, że te zawody pewnie pojedziemy – powiedział żużlowiec Apatora w rozmowie z dziennikarzem C+.
Spekulacje i gorące debaty na temat obydwu odwołanych meczów prędko nie umilkną. Znów najbardziej cierpią kibice, a decyzje podejmowane przez osoby za to odpowiedzialne wydają się średnio zrozumiałe. Brakuje w tym wszystkich transparentności i konsekwencji.
Póki co nowych terminów meczów w Gorzowie i Częstochowie nie ustalono. Przejdźmy więc do piątku…
Motor Lublin – Falubaz Zielona Góra 56:34
Beniaminek na terenie mistrza Polski był skazany na pożarcie i dokładnie tak było. Jako jedyny Koziołkom poważne wyzwanie rzucił ich niedawny kolega, czyli Jarosław Hampel. Przywitany w Lublinie jak król, Hampel zdobył w tym meczu 13 punktów i był w stanie przywieźć za plecami samego Bartosza Zmarzlika. Mało tego, to mógł być czysty komplet, ale w jednym z biegów Hampel prowadził, ale wtedy na tor upadł Jan Kvech. W powtórce, już bez Czecha, para gospodarzy wygrała podwójnie.
Dwucyfrowy dorobek w ekipie gości wywalczył jeszcze Rasmus Jensen, ale 10+1 w 6 startach to żadna rewelacja, zwłaszcza że Duńczyk nie przywiózł ani jednej trójki. Te w Falubazie notował tylko Hampel. Wygrana Motoru byłaby jeszcze wyższa, ale w biegach nominowanych trener Maciej Kuciapa dał pojechać młodzieży – w 14. gonitwie obejrzeliśmy parę Mateusz Cierniak – Bartosz Jaworski, a w 15. biegu pojechali Wiktor Przyjemski i Bartosz Bańbor. Cierniak swoją robotę zrobił, przywiózł trójkę. Pozostali przyjeżdżali za plecami zawodników beniaminka. Cierniak zaliczył zresztą swój najlepszy mecz w ekstraligowej karierze, notując 11+2 pkt. Był niespodziewanym liderem mistrzów Polski w tym mało atrakcyjnym meczu. W Falubazie najbardziej rozczarowali bracia Pawliccy, który łącznie zdobyli 4 punkty (Przemysław 1, Piotr 3).
Sparta Wrocław – Unia Leszno 57:33
Unia Leszno bez Janusza Kołodzieja i Damiana Ratajczaka nie miała żadnych szans na korzystny rezultat we Wrocławiu. Mimo wszystko po pierwszej serii startów było 12:12. Nadzieje na wyrównany mecz skończyły się jednak po drugiej serii – tutaj Sparta prowadziła już ośmioma punktami, a potem systematycznie podwyższała prowadzenie. Trener Dariusz Śledź dał nawet dwie okazje do startów Francisowi Gustsowi, ale Łotysz punktów nie przywiózł. Jeśli ktoś w Sparcie rozczarował, to poza juniorami, był to Maciej Janowski. „Magic” uzbierał 8 punktów w 5 startach, podczas gdy np. Artiom Łaguta pojawił się pod taśmą trzykrotnie i zdobył komplet 9 oczek. W ekipie Byków punktowali wszyscy, ale nikt nie zdobył więcej niż 7 punktów. To mówi wszystko o tym spotkaniu.