To była bardzo nierówna kolejka w PGE Ekstralidze. Piątkowe mecze nie dostarczyły praktycznie żadnych emocji, za to niedzielne już i owszem. Niestety, cieniem na całej kolejce położyła się fatalna decyzja sędziego Krzysztofa Meyze w meczu Unii Leszno z Apatorem Toruń.
Ostrovia Ostrów Wielkopolski – Motor Lublin 35:55
Nie było niespodzianki, choć w przedmeczowych prognozach dopatrywał się… Tomasz Gollob. Czym kierował się mistrz świata z 2010 roku? Trudno stwierdzić, skoro zamykający tabelę beniaminek jechał bez jednego ze swoich liderów, Grzegorza Walaska, a lider tabeli w pełnym składzie, z wracającym do ścigania Dominikiem Kuberą.
Ostrovia pojechała swoje – po raz trzeci w tym sezonie zdobyła 35 pkt. Poza tym beniaminek miał jeden mecz na 34, jeden na 36 i jeden, który został przerwany po 9 gonitwach (porażka 24:30). Motor nie rozpoczął w sposób imponujący, a szczególnie zaskoczył fakt, że para juniorska po raz pierwszy w sezonie nie wygrała biegu nr 2 na 5:1. Skończyło się remisem 3:3, bo pierwszy linię mety przeciął Jakub Krawczyk. Co ciekawe, była to jedyna juniorska zdobycz Ostrovii w tym meczu. W Motorze najlepiej punktował Mikkel Michelsen (15+1 w 6 biegach), a swoje dorzucili także Jarosław Hampel i Maksym Drabik (obaj po 12+1 w 6 biegach). W ekipie gospodarzy najskuteczniejszy był Chris Holder (11 pkt w 7 biegach)
Włókniarz Częstochowa – GKM Grudziądz 65:25
Jeszcze bardziej jednostronny był mecz w Częstochowie. Wynik 65:25 na poziomie Ekstraligi to rzadkość. GKM przyjechał pod Jasną Górę bez kontuzjowanego Nickiego Pedersena i praktycznie bez jakichkolwiek atutów. W pierwszej serii wszystkie cztery biegi kończyły się podwójnymi zwycięstwami miejscowych! W dalszej części meczu goście dwukrotnie się odgryźli biegowymi zwycięstwami, ale zdecydowana większość biegów to zwycięstwa Włókniarza. Co ciekawe, żaden z 15 biegów nie zakończył się wynikiem 3:3.
Nad samym meczem trudno się rozwodzić, bo była to istna miazga. Wystarczy spojrzeć na dorobek GKM-u. Najlepszy Przemysław Pawlicki zdobył 8 pkt w 6 startach. To mówi samo za siebie. We Włókniarzu komplet przywiózł Leon Madsen, a płatny komplet Bartosz Smektała. Nie pomylił się ani razu także Mateusz Świdnicki (8+1 pkt w 3 startach).
Unia Leszno – Apator Toruń 47:43
Jeden z dwóch meczów tej kolejki nie zawiódł i trzymał w napięciu prawie do samego końca. Epicentrum emocji był za to bieg nr 13, w którym zobaczyliśmy jedną z najbardziej absurdalnych decyzji sędziowskich ostatnich lat. Niestety, był to także bieg, który rozstrzygnął ten mecz.
Nakreślmy więc okoliczności. Apator prowadził różnicą dwóch punktów. Przewaga Aniołów utrzymywała się od ładnych paru wyścigów i pachniało dość niespodziewanym zwycięstwem gości w Lesznie. W biegu 13. na prowadzeniu znalazł się Robert Lambert, a za jego plecami o drugie miejsce walczyli Piotr Pawlicki i Patryk Dudek. Pawlicki pojechał ostro i wywiózł Dudka w płot. Żużlowiec Apatora uderzył tylnym kołem o bandę, ale jakimś sposobem utrzymał się na motorze, oczywiście spadając na sam koniec. Wciąż jednak prowadził niezagrożony Lambert. Po chwili bieg został przerwany. Wszyscy byli przekonani, że sędzia wykluczy Pawlickiego, który stanowczo przesadził z agresywnym atakiem. Tymczasem… zapaliło się białe światełko, oznaczające wykluczenie Dudka! Całkowity absurd. Nawet gdyby uznać, że atak Pawlickiego mieścił się w ramach dopuszczalnej walki na torze, to jakim cudem i prawem można wykluczyć popularnego „Duzersa”, który przecież utrzymał się na motocyklu i kontynuował jazdę w tym biegu?! W dodatku w sytuacji, gdy na prowadzeniu był Lambert! Powtórka w trzyosobowym składzie skończyła się podwójnym zwycięstwem Unii, która wyszła na prowadzenie. Coś niebywałego.
Byki wygrały podwójnie bieg nr 14 i zaklepały sobie zwycięstwo w meczu. Apator w ostatniej gonitwie zmniejszył straty. Niestety, po meczu jeszcze długo będzie się mówiło o przedziwnej decyzji sędziego Krzysztofa Meyze, a nie o sportowych emocjach na torze. Apator ma prawo czuć się ogołoconym z punktów, bo wystarczy, że Meyze nie przerwałby biegu (choć powinien to zrobić i wykluczyć Pawlickiego), to biegowe zwycięstwo Lamberta całkowicie zmieniłoby sytuację i wynik końcowy.
Punkty? W Unii prawie bezbłędny był Janusz Kołodziej (14 pkt). W zespole Aniołów najsolidniej punktował Lambert (13 pkt w 6 startach) i Jack Holder (12+1 w 6 startach).
Sparta Wrocław – Stal Gorzów 46:44
Kolejkę kończył szlagierowy mecz we Wrocławiu, w którym mierzyli się złoci i brązowi medaliści poprzedniego sezonu. Od pierwszego do ostatniego biegu mieliśmy wynik na styku. Ani przez moment żaden z zespołów nie prowadził różnicą większą niż 4 punkty, a najczęściej na tablicy wyników widniał remis. Remisami 3:3 kończyło się zresztą aż 7 biegów.
Tuż przed wyścigami nominowanymi gospodarze wyszli na dwupunktowe prowadzenie. Bartosz Zmarzlik pierwszy i jedyny raz w tym meczu przyjechał za plecami rywala, a konkretnie Macieja Janowskiego. Wygrana 4:2 pozwoliła Sparcie myśleć o zwycięstwie, a w biegu 14 ten wynik został powtórzony. Tym razem wygrał Tai Woffinden, a cenny punkt, podobnie jak bieg wcześniej, dowiózł Dan Bewley. A zatem gorzowianie chcąc myśleć o remisie, musieli wygrać ostatni wyścig dnia podwójnie. I… wyszli na prowadzenie 5:1 już na pierwszym łuku. Być może gdyby próbowali pojechać parą, utrzymaliby taki układ. To jednak tylko gdybanie. Szybki jak wiatr Zmarzlik pomknął do mety, a Szymon Woźniak dość szybko dał się wyprzedzić Janowskiemu. Na tym emocje w tym biegu się skończyły, bo Woźniak był wyraźnie wolniejszy od „Magica”. Wygrana 4:2 Stali nie przyniosła jej meczowych punktów.
To był mecz liderów. Zmarzlik zdobył 14 punktów, a Janowski 16 w 6 startach. Obaj przegrywali tylko ze sobą nawzajem.