W piątek cała żużlowa Polska żyła rewanżowym półfinałem Speedway Ekstraligi, w którym Motor Lublin mierzył się z Apatorem Toruń. Lublinianie mieli do odrobienia 12 punktów straty z pierwszego meczu w Toruniu. Czy odrobili? Z ogromną nawiązką. Zmiażdżyli rywali do tego stopnia, że w piątkowy wieczór do nominowanych wyścigów mogli posyłać juniorów!
Motor Lublin – Apator Toruń 59:31
Nie ma się co oszukiwać – wiele osób wieszczyło pożegnanie Motoru z walką o trzeci z rzędu tytuł DMP. Główny faworyt ligi przegrał na Motoarenie 39:51 i potwierdziło się, że niektórzy zawodnicy są bez formy – głównie Bartosz Zmarzlik i Jack Holder, choć w zasadzie od każdego można było oczekiwać lepszego rezultatu w Grodzie Kopernika. Jeśli więc Motor jest w kryzysie, a ma do odrobienia dużą stratę, to składa się to w scenariusz wielkiej sensacji, jaką w kontekście całego sezonu byłby brak złotego medalu dla lublinian. Prawda?
No właśnie nieprawda. Motor w piątkowy wieczór był potworem. Był absolutnie nie do pokonania. Robił na torze co chciał od samego początku do końca. Już po pierwszej serii startów przewaga gości stopniała do dwóch punktów. Ale tego jeszcze można się było spodziewać. Apator nie mógł robić zmian taktycznych, a bieg juniorski w tej rywalizacji to oczywiste 5:1 dla Koziołków. Wyrównany mecz miał się rozpocząć później.
Ale się nie rozpoczął. Jedynym zawodnikiem, który trzymał gaz i rywalizował z obrońcami tytułu był Robert Lambert. Być może pomogła mu znajomość geometrii lubelskiego owalu, na którym jeździł ładnych parę lat. „Lambo” zdobył 15 punktów, czyli… prawie połowę całego dorobku Apatora, który łącznie wyjechał z Lublina ze zdobyczą 31 oczek. Zresztą, zdobycz mogła być jeszcze mniejsza, bo jak wspomnieliśmy, Jacek Ziółkowski mógł sobie desygnować na ostatnie biegi juniorów, a Bartosz Bańbor w 14. gonitwie przywiózł 0.
Kibice Apatora marzyli o tym, że jadący po sześć razy Lambert, Emil Sajfutdinow i Patryk Dudek zdobędą około 35 punktów, a pozostałe „dosypie” Paweł Przedpełski. No cóż – plan posypał się, bo Dudek i Sajfutdinow do spółki uzbierali 11 oczek i jeden bonus, nie wygrywając we dwóch ani jednego biegu indywidualnie. Ani jednej trójki! „Trójkował” tylko Lambert – czterokrotnie na sześć prób. Anioły zanotowały zaś aż 12 „zerówek”. W lubelskiej ekipie zera notowali tylko juniorzy – raz Przyjemski, dwukrotnie Bańbor. To jest miara tego meczu.
Kibice Motoru martwili się o formę Holdera i Zmarzlika. Szczególnie tego pierwszego. Australijczyk był jednak w piątkowy wieczór tym Holderem z początku sezonu – zdobył 11+1 pkt. Zmarzlik dorzucił 9+1 w czterech startach – bieg nominowany już sobie odpuścił. 11+1 zaliczył też Fredrik Lindgren. 10+1 dołożył Dominik Kubera, który również nie pojechał w nominowanym nie pojechał. Na pewno nie zawiódł też Mateusz Cierniak – 7+2 w czterech. Świetny – mimo jednego zera – był też Przyjemski. Junior zdobył 8+1 pkt. Generalnie zagrało wszystko. To był koncert lubelskiego dream teamu, który pokazał, że pogłoski o jego śmierci są mocno przesadzone, a Zygmuntowskie 5 to wciąż twierdza nie do zdobycia.
Lublinianie czekają więc spokojnie na finałowego rywala. Wiele wskazuje na to, że będzie nim Sparta Wrocław, która wygrała przecież pierwszy mecz w Gorzowie. Rewanż miał być rozegrany w niedzielę, ale póki co we Wrocławiu mają na głowie poważniejsze problemy – zagrożenie powodzią. Rewanż pojadą więc w piątek, a już w kolejną niedzielę pierwsza rywalizacja finałowa.