Skip to main content

Niemal za każdym razem po zawodach Speedway Grand Prix możemy napisać to samo. Bartosz Zmarzlik był w finale i ma coraz większą przewagę w klasyfikacji generalnej mistrzostw. W sobotę w Gorzowie zajął 2. miejsce, ustępując Fredrikowi Lindgrenowi.

Lindgrenowi trzeba oddać należne pochwały, bo nie tylko wygrał te zawody, ale zrobił to w świetnym stylu. W finałowym biegu od początku oglądał plecy Zmarzlika, który z pierwszego pola startowego ułożył sobie rywali. Jednak widać było, że Lindgren jest szybszy i nawet sprytny, a momentami ostra jazda mistrza świata nie przeszkodziła wicemistrzowi wykonać w końcu decydującą mijankę na trasie. Zmarzlik finalnie musiał uznać wyższość Lindgrena, który przypomniał, że nie bez kozery ma ksywkę „Fast Freddy”. Wicemistrz ograł mistrza, ale…

No właśnie. Jest spore „ale”. Nie ma to żadnych negatywnych konsekwencji dla mistrza, a wręcz przeciwnie. De facto umocnił się on na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej IMŚ. Jedynym, który odrobił do niego nieco strat jest Lindgren, ale Szwed i tak traci aż 32 punkty i zajmuje 4. miejsce. Wyżej są Mikkel Michelsen (29 pkt straty) i Jack Holder (27 pkt straty). Duńczyk w Gorzowie zajął 3. miejsce, Australijczyk odpadł w półfinale.

27 punktów przewagi nad wiceliderem oznacza, że Zmarzlik może nie przystąpić do jednych zawodów, a i tak zachowa całkiem sporą przewagę. Całkiem zasadne staje się pytanie, czy przypadkiem żużlowiec Motoru Lublin nie zapewni sobie tytułu nie po przedostatnich zawodach (to wydaje się niemal pewne), ale wręcz po trzecich od końca, czyli po Grand Prix Łotwy. By tak się stało, musi mieć przynajmniej 41 punktów więcej od wicelidera. 2/3 tego już ma.

Emocji w walce o złoto nie będzie, ale za plecami Bartka jest ciekawie i rozdanie medalowe może decydować się naprawdę do samego końca. Drugiego Holdera od piątego Roberta Lamberta dzieli raptem 5 oczek. Na upartego doliczyć do tego można jeszcze Martina Vaculika, który ma 7 punktów mniej niż Lambert i Lindgren.

Sprawę mocno pokpił Dominik Kubera. „Domin” wyraźnie nie lubi polskich rund SGP – w Warszawie uzbierał 2 punkty do klasyfikacji, a w sobotę w Gorzowie ledwie 4. By myśleć o TOP 6, nie mówiąc już o medalach, trzeba wchodzić do półfinałów. Kubera w sobotni wieczór wyraźnie nie dawał rady. Półfinał wywalczył za to inny z Polaków, jadący na „swoim” torze Szymon Woźniak. Żużlowiec gorzowskiej Stali faktycznie znalazł się w najlepszej ósemce, ale w półfinale dał się objechać rywalom i skończyło się na 10 punktach do „generalki”.

Pozostali Polacy? Jadący z dziką kartą Oskar Fajfer zdobył 5 punktów na torze i zajął 11. miejsce w zawodach. Z kolei jadący jako rezerwowy cyklu za kontuzjowanego Andrzeja Lebiediewa, Maciej Janowski, zajął ostatnie miejsce i uciułał raptem trzy oczka. Gorszą wiadomością dla kibiców Sparty Wrocław jest fakt, że zawody w karetce opuścił Tai Woffinden, który w swoim drugim starcie w tym dniu (w pierwszym zanotował trójkę) runął na tor, przelatując przez kierownicę swojej maszyny. Był to efekt starcia z Kaiem Huckenbeckiem, które sędzia – dość kontrowersyjnie – ocenił jako winę Anglika. To jednak drugorzędna kwestia – najważniejsze jest zdrowie Woffindena, a wypadek wyglądał koszmarnie. Garść krzepiących informacji mogliśmy usłyszeć jednak podczas transmisji z zawodów.

–  Uskarża się na ból w lewym łokciu i w lewym biodrze. Przechodzi teraz szczegółowe badania. Informację przekazał ratownik medyczny. Zanim karetka opuściła stadion, Tai krzyknął do swojej żony, że jest cały i wszystko z nim w porządku – mówił reporter TTV, Mateusz Kędzierski.

Póki co żadnych nowych wieści na temat żużlowca Sparty nie ma. Następne zawody Grand Prix dopiero 17 sierpnia w Cardiff. Oby już z Lebiediewem i Woffindenem.

Related Articles