Długi weekend ponownie zapewni mnóstwo żużlowych emocji. Piątek i niedziela to tradycyjnie żużlowe zmagania ligowe w Ekstralidze. Ponownie zostaną przedzielone rundą Grand Prix nieopodal polskiej granicy. Tym razem żużlowcy ruszą do Pragi na słynną Marketę. W lidze lada moment będziemy na półmetku rundy zasadniczej, której okrasąma być niedzielny mecz w Lublinie. Mistrz kontra wicemistrz oraz lider z wiceliderem. Na papierze szykują się wyrównane mecze w najbliższy weekend. Oby tylko do nich doszło, bowiem jeden gigantyczny skandal w tym sezonie mamy już za sobą. Mamy nadzieję, że limit został wyczerpany na długi czas…
Piątek 18:00 Stal Gorzów – Unia Leszno
Teoretycznie to powinno być najbardziej jednostronne spotkanie. Wszystko spowodowane oczywiście brakami kadrowymi Unii Leszno. Byki nadal bez Janusza Kołodzieja oraz Damiana Ratajczaka. Nikomu nie trzeba mówić, ile ten duet znaczy dla leszczynian. Z drugiej strony dla Kołodzieja to… idealny czas na leczenie. Unia ma serię meczów, w których o punkty meczowe byłoby niezwykle trudno nawet z nim w składzie. Wyjazd do Gorzowa również do takich należy. Ciekawe czy Rafał Okoniewski po raz kolejny zastosuje zastępstwo zawodnika, w którym główną rolę będzie odgrywał Nazar Parnicki. Ukrainiec dostał przeciwko Motorowi aż cztery szansy i je zdecydowanie wykorzystał. Najpierw bardzo ostro pojechał z Fredrikiem Lindgrenem, a później wygrał indywidualnie bieg. Przywiózł 5+1, co już trzeba uznać za sukces, a przecież mogło być znacznie lepiej. Paradoks tego wszystkiego jest taki, że poza Andrzejem Lebiediewem – 12+1 – reszta w mniejszym lub większym stopniu zawodziła indywidualnie. Finalnie jednak jako pierwszy zespół w sezonie 2024 przekroczyli granicę 40 punktów przeciwko Motorowi. Miało być lanie, a wyszło naprawdę ciekawe spotkanie.
W tym momencie wydaje się, że do momentu wyzdrowienia Kołodzieja odbędzie się rywalizacja na pozycjach seniorskich. Keynan Rew wysłał sygnał lepszej jazdy, Parnicki również, a Smektała nadal zawodzi. Jeśli “Smyk” się nie poprawi, to niedługo może dojść do sytuacji, w której… straci miejsce w składzie! Póki co stracił pozycje z numerem “1”, którą zajmie Andrzej Lebiediew.
Gorzowianie są świeżo po gigantycznym skandalu we wtorkowy wieczór. O godzinie 18:00 miał ruszyć ich zaległy mecz z GKM-em Grudziądz, ale finalnie po czterech godzinach(!) do niczego nie doszło. Najpierw nad Jancarzem przeszła zlewa, a potem się okazało, że plandeka za duże pieniądze nijak nie zatrzymała deszczu, co wpłynęło negatywnie na jakość toru. Długie prace oraz próba toru wykonana przez gospodarzy – goście odmówili – na nic się zdało. Finalnie sędzia Michał Sasień ogłosił… obustronnego walkowera. Sensacyjna decyzja podjęta na bazie pisemnej decyzji kierowników obu drużyn, którzy odmówili startu w meczu. Oficjalnie liga jeszcze nie zatwierdziła tej decyzji i można się spodziewać jeszcze długich reperkusji wtorkowego cyrku. Niestety najbardziej oberwali kibice, którzy czekali długie godziny na zobaczenie meczu. Ponadto jak zwykle mocno się dostanie wizerunkowi ligi oraz dyscypliny. Wielkie pieniądze, wypełnione trybuny, widowiskowość, a potem wystarczy kilka osób, by zniweczyć to wszystko i pokazać groteskowość żużla. Niestety pogoda ostatnio jest kapryśna w żużlowych ośrodkach i coraz częściej oglądamy sytuacje z przekładanymi meczami. Pół biedy, gdy odbędzie się to szybko i bezboleśnie. Gorzej, gdy całymi godzinami są rozmowy, dywagacje, błagania, straszenia, by na koniec zamknąć temat odwołaniem meczu.
Stal jednak musi szybko zapomnieć o tych wydarzeniach, bo cel jest dla nich prosty – wysoka wygrana nad Unią. To nie tylko zdobycie dwóch punktów, ale zamknięcie tematu potencjalnego bonusa w rewanżu. Jeśli pogoda dopisze, wówczas na swoim torze tacy zawodnicy, jak Jakub Miśkowiak, Oskar Fajfer czy Oskar Paluch nie będą mieli kłopotów ze wsparciem tercetu liderów – Woźniak, Thomsen oraz Vaculik. Wydaje się, że musiałby się przydarzyć… kolejny kataklizm pogodowy, by Stal miała mieć jakiekolwiek kłopoty w piątkowy wieczór.
Piątek 20:30 Włókniarz Częstochowa – GKM Grudziądz
W podobnej sytuacji do Stali Gorzów jest również GKM Grudziądz. Według relacji to właśnie żużlowcy gości przede wszystkim nie chcieli odjechać meczu na Jancarzu. Oczywiście nie byli w tym odosobnieni, ale w ich przypadku nie było mowy nawet o próbie toru. Można to zrozumieć, że była jakaś forma kalkulacji. W końcu obecnie jadą bez Jasona Doyle’a, a przy ewentualnej trzeciej próbie – jeśli do niej dojdzie – być może Australijczyk byłby dostępny dla Roberta Kościechy. Teraz jednak muszą przejść nad tym do porządku dziennego i być gotowi na kolejny trudny wyjazd. W Częstochowie nie będą faworytem, bo znowu nie będzie z nimi Jasona Doyle’a. Ponowne zastępstwo zawodnika raczej nie daje im dużych szans. Oczywiście przed chwilą wygrali z Apatorem u siebie, ale jednak różnica jazdy dom a wyjazd jest duża. Trudno oczekiwać, że ponownie duet Max Fricke i Wadim Tarasienko przywiezie 25 punktów plus trzy bonusy. Dodatkowo jedenaście oczek od juniorów również może być trudne do zrealizowania. Z drugiej strony Jaimon Lidsey w niedzielę nie punktował w 4 z 6 biegów, co nie powinno się zdarzyć. Trzy zera plus taśma to dużo za dużo, jak na takiego zawodnika. Kluczem jednak do dobrego wyniku pod Jasną Górą będzie postawa Kacpra Pludry. Jeśli udałoby mu się dojechać do dorobku z niedzieli, wówczas można myśleć o czymś więcej niż granica przyzwoitości. Zresztą grudziądzanie muszą myśleć o rewanżu i bonusie, więc nie będzie opcji odpuszczania końcówki, tylko jazda na pełną moc.
Włókniarz we wtorek po raz pierwszy w sezonie wygrał swój mecz. Trudno uwierzyć, że drużyna z taką mocą i takim potencjałem dopiero w ostatnich dniach maja zwyciężyła po raz pierwszy. Teraz jednak dostają szansę na budowanie pozytywnej passy. Pod Jasną Górę przyjeżdża GKM, a za tydzień Unia Leszno, czyli drużyny, które trzeba bezwzględnie pokonać, by pójść w górę oglądając, jak rywale są mijani. Zresztą w tym drugim przypadku chodzi także o zwycięstwo za 3 punkty, czyli zdobycie minimum 48 punktów. Taki rezultat w najbliższy piątek zapewne nie byłby odebrany jako wielki sukces, bo przed późniejszym wyjazdem do Grudziądza trzeba dysponować większą zaliczką, jeśli myśli się o bonusie. Po wizycie Byków, Włókniarz pojedzie jeszcze na zaległy mecz do Zielonej Góry. Krótko mówiąc jest na kim budować dorobek punktowy. Po spotkaniu z Apatorem znacznie więcej powodów do optymizmu, niż pesymizmu. Ten ostatni to w zasadzie jedynie postawa Mikkela Michelsena. Mogło to dziwić po jego wejściu w mecz, bowiem w pierwszym biegu odsadził rywali na dużą odległość. Potem jednak… nie pokonał ani jednego rywala, przywożąc jeden punkt w trzech kolejnych startach! Tyle że Leon Madsen miał gigantyczne wsparcie w drugim swoim rodaku – Madsie Hansenie – oraz polskim duecie. Maksym Drabik jako jedyny z częstochowskich seniorów nie wygrał indywidualnie biegu, ale 10+1 to najlepszy rezultat w sezonie i pokaz jego mocy oraz możliwości. Dwukrotnie pokonał Roberta Lamberta, raz Emila Sajftudinowa, których zresztą przywiózł z Madsenem podwójnie na zakończenie meczu. To dobry prognostyk przed kolejnymi meczami, podobnie zresztą jak postawa juniorów. 7 punktów to rezultat dający bardzo pozytywny, bowiem nie dali się ani razu pokonać juniorom rywali. Podwójna wygrana w drugiej gonitwie, a później wygrywali bezpośrednie pojedynki w czwartym i dwunastym biegu. Niby tylko tyle, ale w całym meczu to daje 6 punktów zapasu względem rywala! Teraz będzie o to trudniej, bowiem kontuzji doznał Kacper Halkiewicz.
Niedziela 16:30 Apator Toruń – Falubaz Zielona Góra
Jeśli dwa wyjazdowe mecze torunian miały dać odpowiedź na pytanie, czy wyjazdowa klątwa trwa, to dały… negatywną. Apator przegrał w Grudziądzu i przegrał w Częstochowie zawodząc swoich kibiców. Zdecydowanie większy zawód sprawili w niedzielę podczas derbów z GKM-em. Powodów było kilka. Przede wszystkim prowadzili z Gołębiami, a po drugie nie wykorzystali znacznego osłabienia składu grudziądzan. Gospodarze pojechali bez Jasona Doyle’a, a mecz od trzech zer rozpoczął Jaimon Lidsey. Mimo tego GKM wygrał, wystawiając nawet w ramach zastępstwa zawodnika Kacpra Pludrę!
W zespole toruńskim zabrakło punktów liderów. Trudno mieć pretensje o zdobycze duetu Wiktor Lampart oraz Paweł Przedpełski – 6+3 oraz 7. Zwłaszcza, że dwukrotnie wygrywali po 5:1, gdy jechali razem. 11 punktów Emila Sajfutdinowa też niby niezłe, ale zabrakło kropki nad i. Nie mówiąc o zdobyczach duetu Patryk Dudek i Robert Lambert. 7+1 i 9 to zdecydowanie za mały, gdy ma się… takich juniorów. Pisałem przy zapowiedzi meczu w Grudziądzu, że nadal nie pokonali ani jednego przeciwnika, punktując wyłącznie na sobie. Przełomu nie było, ale raz – w biegu juniorskim w niedzielę – udało się wygrać z rywalem. Zrobił to Mateusz Affelt na Kacprze Łobodzińskim. Nadal jednak za ten duet – a nawet tercet włączając debiutanta Antoniego Kawczyńskiego – seniorzy muszą nadrabiać na wyjazdach. W Grudziądzu było 11:2, w Częstochowie 7:1. W obu przypadkach właśnie na tych formacjach rozegrały się decydujące punkty o dwóch kolejnych porażkach.
Teraz marginesu błędu już nie ma, jeśli Apator chciałby pozostać w czwórce. Oczywiście do końca fazy zasadniczej bardzo daleko, ale ewentualne wypadnięcie poza miejsca 3-4 oznacza jazdę w ćwierćfinale z kimś z duetu Sparta lub Motor, a to mogłoby zakończyć temat. Do tego jednak będą musieli kiedyś poprawić wyjazdy, bowiem obecna seria to 7 kolejnych porażek. Na wygraną poza Motoareną czekają dwa lata bez dwóch miesięcy. Ostatnim zespołem, który pokonali była 22 lipca 2022 Ostrovia! Na dwa najbliższe mecze wracają do domu, bowiem do Grodu Kopernika zajeżdżają kluby z województwa lubuskiego. Nikt sobie w Toruniu nie wyobraża innego scenariusza, niż komplet punktów i dobre nastroje przed wyjazdem do Leszna.
Zielonogórzanie w ostatni weekend mieli wolne. Ich domowy mecz został odwołany, a zaległości odrobią dopiero 13 czerwca. Teraz przed nimi mecze, w których trzeba koniecznie szukać punktów. W Toruniu nie będą faworytem, ale jeśli nawet nie wygrają, to celem będzie zapewnienie sobie szansy na potencjalnego bonusa. Oczywiście liderem drużyny będzie Jarosław Hampel, który w ostatnim meczu KSF pokazał się ze świetnej strony – 13pkt w Lublinie. Zresztą Hampel to zawodnik z absolutnej czołówki ligi. Średnia 2,320 daje mu dzisiaj siódme miejsce, m.in. przed Bewleyem czy Sajfutdinowem. Następny w kolejce jest dopiero 22. Rasmus Jensen, który zdobywa średnio pół punktu mniej od “Małego”. Jednak w przypadku Duńczyka trudno mieć pretensje, bo to chyba najlepiej oddaje jego potencjał. Martwić może fakt, że duet braci Pawlickich jest dopiero w czwartej dziesiątce – 32. Piotr oraz 36. Przemysław. Ponadto to duet, który regularnie łapie “literki” w programie. Obaj łącznie już zgarnęli 8 wykluczeń w różnej formie! Nie licząc biegów nominowanych to tak, jakby we dwóch opuścili cały jeden mecz!
Niedziela 19:15 Motor Lublin – Sparta Wrocław
Zdecydowanie hit 7. kolejki i pierwszej połowy sezonu. Tyle że posiadający dość zdecydowanego faworyta w drużynie Motoru. Mistrz kraju nie tyle niepokonany, co dopiero w ostatni weekend ktoś był w stanie zdobyć przeciwko niemu 40 punktów. Stało się to przecież po tym, jak Bartosz Zmarzlik odpuścił ostatni bieg na rzecz nowicjusza Bartosza Jaworskiego. Dodatkowo słabszy dzień miał duet Fredrik Lindgren oraz Mateusz Cierniak. To jednak wyjazdowa kwestia, bowiem w Lublinie Motor nie uznaje taryfy ulgowej względem przeciwników. Oczywiście biegi nominowane to, co innego, ale początki meczów ma po prostu bardzo mocne. “Najsłabszy” był w spotkaniu ze Stalą Gorzów, gdy po 4. biegach było 16:8. Przeciwko Apatorowi i Falubazowi prowadzili wówczas 19:5 i 18:6, tracąc punkty tylko na liderach – Emili Sajfutdinowie oraz Jarosławie Hampelu. Jeśli tak się zacznie i tym razem, wówczas nie będzie, czego zbierać po wrocławianach, którzy ewidentnie znacznie lepiej spisują się na swoim torze.
Spartanie wszystkie cztery wygrane odnieśli u siebie. Nie mieli kłopotu z objechaniem Unii Leszno, Stali Gorzów czy GKM-u, a paradoksalnie największe kłopoty sprawił im beniaminek z Zielonej Góry. Tyle że Stadion Olimpijski a wyjazdy to dwie różne kwestie. Właśnie delegacja to będzie najlepszy test np. dla Bartłomieja Kowalskiego. W ostatnich dwóch meczach praktycznie nie przegrywał. Najpierw komplet z Unią – 10+2 w czterech biegach, a potem ten sam wynik z mocniejszą Stalą. Trzeba jednak pamiętać, że w dotychczasowych dwóch wyjazdach zdobył łącznie… dwa punkty z jednym bonusem, co dało średnią 0,600! Dysproporcja gigantyczna i czas zacząć ją zasypywać, ale przede wszystkim poprawą wyników poza domem.
Kibice nadal nie muszą się martwić o dyspozycje dwóch liderów – Artioma Łaguty oraz Dana Bewleya. Anglik, co prawda mecz ze Stalą rozpoczął od zera, ale potem przywiózł cztery “dwójki”, w tym trzy z bonusem jadąc na 5:1! Z kolei Rosjanin ma niesamowitą serię 8 kolejnych wygranych biegów! Trzykrotnie robił to w meczu z Unią, a czysty komplet zanotował także w ostatni weekend. Teraz jednak o kontynuacje będzie cholernie trudno przy takim zestawieniu personalnym gospodarzy.
W Lublinie mogą być zadowoleni z rosnącej formy Wiktora Przyjemskiego i Bartosza Bańbora. Pierwszy wygrał finał Brązowego Kasku, a drugi… Srebrnego. Wydaje się, że to właśnie na pozycjach młodzieżowych będzie zdecydowanie największa przewaga gospodarzy. Owszem, ostatni występ Jakuba Krawczyka i Marcela Kowolika daje nadzieje na dobre punkty także przy Alejach Zygmuntowskich, ale będzie znacznie trudniej. Bartosz Bańbor powinien być już mocniejszy od nich, a co dopiero mówić Wiktor Przyjemski, który jest po pierwszej dwucyfrówce w Ekstralidze. Wychowanek Polonii Bydgoszcz po cichu wskoczył na 13. miejsce wśród najlepszych żużlowców ligi i jest ostatnim, który przekroczył średnią 2,00(równo). Wydaje się, że znacznie lepsza formacja młodzieżowa oraz atut własnego toru będą tutaj języczkiem u wagi. Jest jednak nadzieja, że w końcu w Lublinie kibice obejrzą wyrównane spotkanie, w którym to cały zespół gości stawi opór, a nie jednostki, jak było w ostatnich kilku, kilkunastu przypadkach. Zresztą Sparta jest ostatnim zespołem, który wygrał w Lublinie. Miało to miejsce 27 kwietnia ubiegłego roku, czyli już 13 miesięcy temu! Oczywiście wtedy główną rolę odegrały warunki torowe, które można było określić mianem anomalii, co najlepiej pokazał wynik Bartosza Zmarzlika – 7pkt. Od tamtej pory Koziołki w domu wszystko wygrały, a ich seria to obecnie 12 wygranych z rzędu. Co więcej tylko raz – Apator w w ćwierćfinale – rywale przekroczyli barierę 40 punktów!