Patrząc na prognozy pogody, to faktycznie będzie ostatni weekend z ligowym żużlem w 2024 roku. W Toruniu oraz Lublinie rozstrzygną się kwestie medalowe w tegorocznej Ekstralidze. Po pierwszych spotkaniach wiele wskazuje na to, że brąz przypadnie Apatorowi, a złoto Motorowi. Jednak ani Stali, ani Sparcie nie można odbierać szans na wywalczenie upragnionych krążków w odpowiednich kolorach. Co nas czeka w finałowych spotkaniach, które nietypowo odbędą się w sobotę?
Mecz o 3. miejsce
Sobota, 16:00 Apator Toruń – Stal Gorzów (46:43 po pierwszym meczu)
Wydaje się, że zarząd gorzowskiego klubu po przegranym półfinale ze Spartą Wrocław zrobił wszystko, by rzucić swojej drużynie… jak najwięcej kłód pod nogi. Pierwszą było zwolnienie trenera Stanisława Chomskiego. Uwielbiany przez drużynę szkoleniowiec wyleciał z pracy dwa mecze przed końcem sezonu. Oczywiście wszyscy związani ze Stalą chcieli przepustki do finałowej potyczki, ale czy zdobycie brązowego medalu byłoby tak wielką tragedią? Wydaje się, że nie, a teraz i o to będzie niezwykle trudno. Na Jancarzu przed tygodniem zawiodło zbyt wielu zawodników. Zaczynając od Szymona Woźniaka przez Oskara Fajfera – obaj po 3pkt – a kończąc także na Andersie Thomsenie, którego 8pkt tez nie mogło zadowolić. W zasadzie z podniesionymi głowami wtedy mogli schodzić Martin Vaculik, który dopiero w ostatniej gonitwie dnia stracił punkt(14), a także duet Jakub Miśkowiak i Oskar Paluch. Ten pierwszy znowu wywalczył sobie występ w 15. wyścigu. Miśkowiak zaczął fatalnie, bowiem w czwartej gonitwie przyjechał nawet za Krzysztofem Lewandowskim, ale później aż dwukrotnie przywoził “trójki” przed Emilem Sajfutdinowem, który nie miał recepty na minięcie młodego zawodnika gospodarzy.
Żeby tylko zawirowania w Gorzowie kończyły się na zwolnieniu Chomskiego oraz wyniku pierwszego meczu, to byłoby jeszcze w porządku. Tyle że chwilę po spotkaniu z Apatorem ogłoszono transfer przychodzący Andrzeja Lebiediewa. Łotysz zastąpi tym samym Szymona Woźniaka, któremu jeszcze tydzień temu obiecywano miejsce w składzie na kolejny sezon. Tymczasem teraz klub wymienia ogniwo na niemal… ten sam poziom. Lebiediew w tym sezonie miał średnią 1,707, zaś Woźniak 1,702 i jest tuż za nim na liście najskuteczniejszych zawodników. Zresztą to dziwny ruch, bowiem ten drugi jeździ w play-offach, gdzie trudniej o punkty, a dodatkowo miał sezon w Grand Prix, co też mocno absorbuje. W przyszłym sezonie tego tematu już nie będzie, a Woźniak tymczasem błyskawicznie dogadał się ze swoim pierwszym klubem – Polonią Bydgoszcz. Przyjście Lebiedwa miałoby sens, gdyby zastąpił najsłabszego seniora – Oskara Fajfera, który ma średnią 1,344 i od dawna nie pojechał dobrego meczu.
Z kolei Apator może być szczęśliwy po pierwszym meczu o brąz. W ostatnich tygodniach był bliski swojej pierwszej wyjazdowej wygranej od dwóch lat i w końcu się udało. Poprzedni raz pokonali Ostrovię w lipcu 2022 roku, ale to przecież był zdecydowanie najsłabszy zespół, jaki oglądaliśmy w Ekstralidze w ostatnich kilku latach. Wtedy padł niemal taki sam wynik – 47:43, a czterech zawodników świętowało wtedy w Ostrowie i ostatnio w Gorzowie. Dwa lata temu do zwycięstwa prowadził Patryk Dudek (14+2 w sześciu startach), a cenne punkty dorzucili Robert Lambert(8+2) i Paweł Przedpełski(7+2). Wtedy także początki swoje notował Krzysztof Lewandowski (4pkt). Teraz “Lewy” pojechał najlepszy wyjazdowy mecz w sezonie, zgarniając 6+2 w pięciu startach. Nie dość, że pokonał Oskara Palucha w juniorskim, to później jeszcze ogrywał Jakuba Miśkowiaka oraz Oskara Fajfera. Siła Aniołów tkwiła w zespole, bowiem poza Heiselbergiem, reszta punktowała. Nawet dwa oczka Antka Kawczyńskiego były cenne. Najważniejsze było jednak 12 po stronie Emila, 10 Dudka oraz po 8 Lamberta i Przedpełskiego. Torunianie mają zatem na wyciągnięcie ręki brązowy medal i powtórkę sprzed roku. Tyle że muszą uważać w rewanżu. W końcu Stal już raz w tym sezonie wygrała na Motoarenie 50:40, co w tym przypadku dałoby brąz. Z drugiej strony w tym momencie przewaga psychologiczna jest gigantycznie po stronie torunian, którzy naładowani energią pojadą w rewanżu. Stal kompletnie rozbita raczej nie powinna stanowić dla nich większego kłopotu.
Finał
Sobota, 19:15 Motor Lublin – Sparta Wrocław (47:43)
Jeśli w sobotnie popołudnie Apator dowiezie przewagę i zgarnie trzecie miejsce, wówczas istnieje duża szansa na powtórkę podium sprzed roku. Wtedy Motor był mistrzem, Sparta wicemistrzem, a torunianie zadowolili się brązowym medalem. O ile kwestia trzeciej pozycji mało kogo grzeje, poza bezpośrednimi zainteresowanymi, o tyle już złoto to zdecydowanie ważniejszy temat. Po pierwszym meczu bliżej trzeciego tytułu z rzędu jest Motor, który zgarnął cztery punkty zaliczki. Mogło być więcej, mogło być mniej. Przecież lublinianie prowadzili po 6. biegach 22:14, a przed nominowanymi aż 44:34. W środkowej części zawodów i samej końcówce Sparta zrobiła jednak wiele, by były emocje w rewanżu, na które liczy cała Polska… poza Lublinem.
Nie ma co się oszukiwać, Sparta była w stanie osiągnąć znacznie lepszy rezultat, ale na przeszkodzie stanęły dwa aspekty. Przede wszystkim katastrofalna dyspozycja Bartłomieja Kowalskiego oraz kontuzje Jakuba Krawczyka i Macieja Janowskiego. O ile na to drugie nie mieli wpływu gospodarze, o tyle to pierwsze było zdecydowanie dużym zawodem po stronie wrocławian. Przypomnijmy, że półtora miesiąca wcześniej, gdy kończyła się faza zasadnicza, to Kowalski przeciwko Motorowi przywiózł… 14+1. Teraz zdobył jeden punkt, wyprzedzając w 12. biegu swojego kolegę z pary Nikodema Mikołajczyka. Kompromitacja po całej linii zawodnika, który we Wrocławiu nie schodził poniżej dwucyfrówek. Krawczyk z kolei zaliczył ciężkiego dzwona podczas SGP2 w Toruniu, a niestety jego sprawcą był… Bartosz Bańbor, co od razu podsyciło mnóstwo podtekstów przed finałem. Co prawda wychowanek Ostrovii wygrał bieg juniorski to jednak widać było, jak cierpi. Zresztą w drugim swoim wyścigu mocno został przez motocykl przeczołgany i na tym zakończył się jego występ w meczu. Na szczęście sztab wrocławian nie wypuszczał go na siłę, tylko wstawił za niego wspomnianego Mikołajczyka. Zresztą nawet, jak na takie kłopoty to Sparta w kwestii juniorów nie miała dużej straty do Motoru, gdyż ten aspekt przegrali tylko 7:9.
Wspomniany Janowski także nie wyglądał najlepiej na domowym torze. Zdobył “tylko” 6 punktów, ale paradoksalnie pokonał niemal wszystkich seniorów gości. Nie wygrał jedynie z Mateuszem Cierniakiem, ale pozostałych po razie udało mu się ograć. Wynik wrocławian uratował duet Artem Łaguta i Dan Bewley. Rosjanin po porażce z Dominikiem Kuberą potem był już nie do złapania i zgarnął 16+1. Brytyjczyk był niewiele gorszy – 13+2. Na ten moment zresztą Łaguta to absolutny hegemon, jeśli chodzi o play-offy. Jego średnia 2,81 to po prostu kosmos. W dotychczasowych 26 biegach, tylko w pięciu znaleźli się od niego lepsi z drużyny przeciwnika. Pozostałych 21 to albo “trójki”, albo “dwójki z bonusami”. Zresztą nawet, gdy nie wygrywał, to najdalej był po prostu drugi, bez żadnych jedynek, zer, nie mówiąc o jakichkolwiek wykluczeniach. Nie dziwi zatem fakt, że prowadzi w klasyfikacji najlepszych zawodników całego sezonu Ekstraligi – 2,459. Musiałby naprawdę zawalić mecz w Lublinie, by spaść za Madsena (2,416) czy Zmarzlika (2,400).
Swoją drogą wrocławianom do pełni szczęścia brakuje już tylko złotego medalu DMP seniorów. Sparta już w tym sezonie ma złoto Ekstraligi U24, które zgarnęła w tym tygodniu, ale wcześniej przecież zwyciężyli w DMPJ, a także w indywidualnych turniejach. IMP zgarnął Maciej Janowski, a MIMP Jakub Krawczyk.
***
Motor we Wrocławiu pokazał, co znaczy drużyna. Żaden z zawodników nie zbliżył się nawet do wyników Łaguty czy Bewleya, bo nikt… nie przekroczył bariery dwucyfrowej zdobyczy. Tyle że pomiędzy najlepszym Zmarzlikiem (9+1) a “najsłabszymi” Lindgrenem (4+2) i Bańborem (4+1) różnica była zdecydowanie mniejsza, niż w przypadku Sparty. Aż pięciu zawodników przywiozło przynajmniej jedną trójkę, a pozostała dwójka – Lindgren i Bańbor – raz przyjechali na “dwójkę z bonusem”, co przecież traktuje się jako wygraną przy obliczaniu średnich. Krótko mówiąc lublinianie zrobili wszystko to, co mieli zrobić na Olimpijskim, chociaż jak było wyżej – prowadzili większą liczbą punktów i też mogli odczuwać po niedzieli pewien niedosyt. Tyle że przy Alejach Zygmuntowskich na nich nie ma po prostu mocnych. Ostatnim pogromcą Koziołków na domowym torze była na początku sezonu 2023… Sparta. Wtedy na kompletnie innej nawierzchni wrocławianie wygrali 46:44, co teraz nie dałoby złota. Dość powiedzieć, że ostatnim zespołem, który zwyciężył przy Zygmuntowskich 5 w stosunku, który dałby złoto dla Sparty był… Włókniarz Częstochowa 31 sierpnia 2020 roku! To już prehistoria, bowiem z tamtego składu nikogo w Motorze po prostu nie ma! Po stronie gości pod 8. widniał wtedy Bartłomiej Kowalski, który nie odjechał wówczas biegu, a prym na torze w Lublinie wiedli Jason Doyle i… Fredrik Lindgren(11+1), obecny zawodników Motoru.