Od ostatnich zawodów cyklu Speedway Grand Prix minęło półtora miesiąca. W Gorzowie Wielkopolskim nie wygrał Bartosz Zmarzlik, ale dzięki korzystnemu układowi wyników wyraźnie zwiększył swoją przewagę w klasyfikacji generalnej. Czy w Cardiff ktoś zbliży się dwukrotnego mistrza świata?
Gdyby na dzisiejsze zawody na Principality Stadium w stolicy Walii patrzeć wyłącznie przez pryzmat wczorajszej próby czasowej, to fani Zmarzlika mogą być zaniepokojeni, bowiem Polak zajął dopiero 9. miejsce. Wygrał Jack Holder, a lepsze czasy od lidera klasyfikacji generalnej wykręcili wszyscy pozostali Polacy – Paweł Przedpełski (3), Maciej Janowski (5) i Patryk Dudek (6). Żużel nie polega jednak na jeździe na czas bez rywali, więc trudno wysnuwać na tej podstawie daleko idące wnioski. Główny jest chyba taki, że Zmarzlik nie dogadał się jeszcze ze sprzętem na tym torze i musi skorygować pewne rzeczy przed dzisiejszymi zawodami.
Sytuacja w klasyfikacji generalnej cyklu po pięciu turniejach jest dość bezpieczna, patrząc z perspektywy 27-letniego gorzowianina. Zmarzlik ma 78 punktów, podczas gdy drugi Leon Madsen uzbierał 60 punktów. Trzeci z dorobkiem 53 punktów jest Martin Vaculik, ale Słowak swojej pozycji na pewno nie poprawi. W 13. kolejce PGE Ekstraligi doznał kontuzji, która póki co wyklucza go ze startów. W jego miejsce pojedzie rezerwowy, Andrzej Lebiediew. Tyle samo punktów co Vaculik ma Janowski, który znów po udanym wejściu w sezon SGP, potem wytracił impet. W Gorzowie Wielkopolskim Magic zajął przedostatnie miejsce i dopisał sobie do klasyfikacji marne 2 punkty…
Na horyzoncie nie widać więc zawodnika, który realnie mógłby zagrozić Zmarzlikowi. Ten nie jedzie olśniewającego sezonu – wygrał tylko w Gorican na inaugurację. Potem dwukrotnie kończył w półfinałach, raz był drugi, a ostatnio w Gorzowie trzeci. Taka solidna postawa wystarczy, by wypracować sobie sporą przewagę na półmetku. Po Cardiff żużlowców czekają jeszcze turnieje we Wrocławiu, Vojens, Malilli i na koniec w Toruniu. W teorii wszystkie jest możliwe, ale pod nieobecność Artioma Łaguty nikt chyba specjalnie nie wierzy w możliwość pokonania dwukrotnego mistrza świata na dystansie całego sezonu.
Żużlowe Grand Prix wraca do Cardiff po dwóch latach przerwy, spowodowanych pandemią covid-19. Turnieje na tym obiekcie zawsze miały szczególną specyfikę, choćby ze względu na ponad 40-tysięczną widownię. Od 2001 do 2019 roku stolica Walii nieprzerwanie pojawiała się w kalendarzu cyklu. Bardzo długo była to lokalizacja pechowa dla Polaków – do 2017 roku nie wygrał tu żaden z biało-czerwonych. Gollob stanął na podium raz – w pierwszym Grand Prix w Cardiff 21 lat temu. Potem trzykrotnie na podium był Jarosław Hampel. Dopiero 5 lat temu niemoc przełamał Janowski, a rok później w jego ślady poszedł Zmarzlik. Ostatnie ściganie na Principality Stadium zakończyło się triumfem Madsena, przed Emilem Sajfutdinowem i Zmarzlikiem. Historyczny rys wskazuje na to, że mocni w Cardiff powinni być Australijczycy – w przeszłości trzykrotnie wygrywał tu Jason Crump, dwukrotnie Chris Holder, raz Ryan Sullivan.
Początek ścigania dziś o 18:00. W stawce jest czterech Polaków, a z dziką kartą pojedzie Adam Ellis, dzięki czemu kolonia Brytyjczyków również urośnie do czterech.