Weekendowe zmagania we wszystkich ligach żużlowych przedzielone zostaną pierwszym finałowym turniejem cyklu o Indywidualne Mistrzostwo Polski. Na łódzkiej Motoarenie rozpocznie się rywalizacja w trzech rundach, które wyłonią najlepszego polskiego zawodnika w 2024 roku. Faworytem rzecz jasna zdecydowanie Bartosz Zmarzlik, który nie miał sobie równych w dwóch poprzednich mini cyklach. Teraz na jego korzyść przemawia dodatkowo finał, który odbędzie się na jego “domowym” torze. Chętnych na medale jednak nie brakuje.
Od 2022 roku Indywidualne Mistrzostwa Polski nie odbywają się na zasadzie jednodniowego finału. Z jednej strony wyłaniany mistrz jest w zdecydowanie bardziej sprawiedliwy sposób. Wyniki z trzech turniejów będą zawsze bardziej miarodajne, niż forma dnia. Stąd trudno liczyć obecnie na takie niespodzianki, jaką był w 2017 roku Szymon Woźniak, nie wspominając o sensacji z 2008 roku w osobie Adama Skórnickiego w Lesznie. Zresztą to wielkopolskie miasto swego czasu bardzo często gościło finalistów IMP z prostego względu. W polskim żużlu była jasna zasada – wygrywasz Ekstraligę, więc organizujesz rok później finał IMP. Dzięki temu w latach 2016-2021 na Smoczyku odbyło się 5 z 6 finałów, z małą przerwą na Gorzów i wspomniany triumf Woźniaka. Co ciekawe na leszczyńskim owalu dopiero w 2021 roku Bartosz Zmarzlik sięgnął po swój pierwszy tytuł. Sukcesy powtórzył w cyklu 2022 i 2023. Zmieniali się tylko koledzy na podium. Najpierw byli to Dominik Kubera i Janusz Kołodziej, a dwanaście miesięcy temu Maciej Janowski i Patryk Dudek. Trzeba jednak pamiętać, że Zmarzlik wciąż jest względnie “daleko” w tabeli wszechczasów tych zawodów. Trzy złote i trzy srebrne medale dają mu szóstą lokatę. Ewentualne zwycięstwo w tym roku dałoby mu jednak przepustkę na podium. Wówczas zrównałby się w liczbie złotych medali z Januszem Kołodziejem, który ma na swoim koncie także 5 brązowych. Pod względem liczby zdobytych medali “Koldi” jest drugi w historii, a trzeci Maciej Janowski, który mając 2-3-3 ma aż osiem krążków. Rekordzistą jest rzecz jasna Tomasz Gollob, który uzbierał 16 medali, a połowa z nich była złota!
***
W tym roku cykl jako się rzekło rozpocznie się na łódzkiej Motoarenie. Wybór stadionu wydaje się być, jak najbardziej trafny. Tor w centralnej Polsce jest uznawany za jeden z najciekawszych do ścigania. Dodatkowo kibice na co dzień nie mają okazji do oglądania najlepszej ligi świata. Stąd chętnych na oglądanie pierwszej rundy nie powinno zabraknąć, nawet w trakcie wakacji. Trzy tygodnie później – 27 lipca – żużlowcy przeniosą się do Bydgoszczy, która także powinna zapewnić mnóstwo emocji. Wszystko zakończy się 10 sierpnia w Lublinie. Jakość stadionu mistrza Polski pozostawia wiele do życzenia, ale można powiedzieć, że ponownie ostatni turniej IMP zawita do aktualnego drużynowego mistrza kraju.
Dwa rodzynki spoza elity
Finał eliminacji, czyli IMP Challenge odbył się w Pile, gdzie wyłoniono ośmiu zawodników, którzy dołączyli do tych mających pewny udział. Wcześniej takich było sześciu jeźdźców. To przede wszystkim medaliści sprzed roku – Zmarzlik, Janowski i Dudek. Miejsca przysługiwały także uczestnikom cyklu Grand Prix – Kuberze i Woźniakowi. Ostatnie dla młodzieżowego indywidualnego mistrza Polski sprzed roku – Bartłomieja Kowalskiego. Pozostawiono także furtkę na stałą dziką kartę. Ta przypadła kontuzjowanemu ostatnio Januszowi Kołodziejowi. Wychowanek Unii Tarnów w niedzielę wróci do ligowego ścigania w Zielonej Górze. Pierwsza runda cyklu IMP ma być testem generalnym przed kluczowymi meczami w barwach Unii Leszno w walce o utrzymanie w Ekstralidze.
W eliminacjach doszło wydaje się do dwóch niespodzianek. Takimi był brak awansu Oskara Fajfera oraz Wiktora Przyjemskiego. Pierwszemu zabrakło punktu, by odjechać bieg dodatkowy z Woryną, Smektałą i Robertem Chmielem o miejsce w finale. Zajął dziewiątą lokatę i został jedynie pierwszym rezerwowym cyklu. Junior Motoru zdobył tylko pięć punktów i był dopiero 12. w Pile. Wiele żałować mógł Norbert Krakowiak, który po dwóch seriach miał komplet punktów, ale potem zdobył tylko dwa punkty i także przepadł. Challenge wygrał Paweł Przedpełski, dla którego jeden z niewielu słodkich momentów tego gorzkiego sezonu. Za jego plecami tercet z Falubazu – Jarosław Hampel oraz bracia Pawliccy – i były zawodnik KSF – Krzysztof Buczkowski. Ostatnie miejsce premiowane awansem zajęli wspomniani Woryna, Smektała i Chmiel. Warto tutaj się zatrzymać i wspomnieć, że Buczkowski oraz Chmiel to dwa rodzynki zawodników spoza Ekstraligi w finale. Obecność “Buczka” dziwić nie może, skoro mówimy o najlepszym zawodniku 2. Ekstraligi, czyli bezpośredniego zaplecza.
Z kolei już Robert Chmiel stanowi sporą niespodziankę, skoro jeździ dopiero na trzecim poziomie rozgrywkowym. Na ten moment w barwach Kolejarza Opole legitymuje się średnią 2,158, która daje piąte miejsce w klasyfikacji indywidualnej Krajowej Ligi Żużlowej. Liga może i w nazwie krajowa, ale w TOP10 Chmiel jest polskim rodzynkiem. Warto dodać, że wychowanek ROW-u Rybnik w tym sezonie chętnie korzysta z silników przygotowywanych mu przez… Martina Smolinskiego. Niemiecki żużlowiec już powoli kończy karierę, ale jak widać potrafi zaopatrzyć w dobre jednostki swoich kolegów z toru. – Tak, startuję także na tych od Flemminga Graversena. Wybieram je w zależności od toru. Jestem zadowolony ze sprzętu od obu tunerów i ważne, że wiem, który silnik na danym owalu pojedzie. (…) Dla przykładu w Krakowie w eliminacjach awansowałem na silniku od Martina Smolinskiego, a w Pile już jechałem na jednostkach od Duńczyka. Cieszę się, że mam taki wybór i na każdym sprzęcie od nich czuję się dobrze – powiedział Chmiel w niedawnym wywiadzie dla WP Sportowefakty.
Kto zagrozi Zmarzlikowi?
To raczej prowokacyjne pytanie, bowiem trudno sobie wyobrazić innego złotego medalistę, niż Zmarzlik. Jednak czysto teoretycznie istnieje taka możliwość. Nawet jednak jeśli nie złoto, to warto rozejrzeć się pod kątem pozostałych medali. Trudno powiedzieć, czego można spodziewać się po Januszu Kołodzieju. W tym sezonie odniósł już dwie kontuzje, w ubiegłym jedna poważna, a to w jego wieku raczej nie będzie pomagało w dojściu do pełnej sprawności. Tak czy siak sportowo mógłby być najpoważniejszym rywalem dla Zmarzlika.
Gdyby brać pod uwagę średnie biegopunktowe, wówczas podium powinni uzupełnić Dominik Kubera oraz Jarosław Hampel. Pierwszy z nich ze średnią 2,244 jest piątym zawodnikiem ligi oraz drugim Polakiem w Ekstralidze. Dodatkowym atutem będzie finał cyklu na torze w Lublinie. To może być także argument za “Małym”, który przed transferem do Falubazu także trochę czasu spędził na torze przy Alejach Zygmuntowskich. Dzisiaj to 10. zawodnik ligi ze średnią 2,087. Co ciekawe na medal IMP Hampel czeka od… 2011 roku, gdy zdobył złoto w Lesznie. Trzynaście lat przerwy to bardzo długi czas oczekiwania, co może dziwić patrząc na jego występy ligowe, które utrzymują go od lat w czołówce krajowych zawodników.
Kolejnym wśród Polaków na listach klasyfikacyjnych jest… Wiktor Przyjemski. Oczywiście jego 1,964 to też spora zasługa biegów juniorskich, ale wynik i tak robi wrażenie. Tuż za nim widnieje Maciej Janowski ze średnią 1,896. Jako się rzekło “Magic” to zawodnik, który ma już osiem medali IMP. Co więcej zgarnął je w latach 2013-2023, co oznacza sporą regularność. Zaczął od Tarnowa i brązowego krążka. Dwa lata później zabrał złoto Zmarzlikowi na jego domowym torze w Gorzowie. Bartka pokonał także w Lesznie w 2020 roku.
Trzy medale IMP także na koncie Piotra Pawlickiego oraz Patryka Dudka, w tym po jednym złocie. Młodszy z braci ma do tego dwa srebra, a wychowanek Falubazu dwa brązowe krążki. Różnica jest taka, że “Piter” od złota w 2018 roku nie stanął już na podium IMP, a “Duzers” przed rokiem był na najniższym jego stopniu.
Wydaje się, że na tym grono kandydatów do medali się kończy. Oczywiście nikomu nie można odebrać szans na walkę o podium i najwyższe cele. Trudno jednak oczekiwać, by totalnie zawodzący poza swoim torem Bartek Kowalski nagle miał oczarować publikę w całej Polsce. Podobnie, jak słabo spisujący się Paweł Przedpełski poza Toruniem. Jeśli ktoś miałby dołączyć do tego grona, można byłoby wymienić Kacpra Worynę, dla którego dobór torów – zwłaszcza dwóch pierwszych – powinien być sprzyjający pod kątem rywalizacji na dystansie. Ciekawym aspektem jest fakt, że w pierwszym turnieju w Łodzi aż 11 na 16 zawodników ma na swoim koncie przynajmniej jeden medal IMP. To grono jednak raczej w tym roku się nie powtórzy, chyba że ktoś z grona Chmiel, Kowalski, Woryna, Smektała, Przedpełski będą mieli inne plany na cykl.
***
W każdym z turniejów gospodarze mają prawo wystawienia dzikiej karty na pojedyncze zawody. Łodzianie wybrali wiekowego Tomasza Gapińskiego, który w finale eliminacji był dopiero 15, ale był wówczas tylko rezerwowym. Teraz rolę rezerwowych będą pełnić dwaj kolejni zawodnicy Orła – Daniel Kaczmarek i Mateusz Bartkowiak.
Lista startowa 1. finału IMP
1. Janusz Kołodziej (Unia Leszno)
2. Bartłomiej Kowalski (Sparta Wrocław)
3. Robert Chmiel (Kolejarz Opole)
4. Szymon Woźniak (Stal Gorzów)
5. Piotr Pawlicki (Falubaz Zielona Góra)
6. Jarosław Hampel (Falubaz Zielona Góra)
7. Paweł Przedpełski (KS Apator Toruń)
8. Tomasz Gapiński (Orzeł Łódź)
9. Dominik Kubera (Motor Lublin)
10. Bartosz Smektała (Unia Leszno)
11. Kacper Woryna (Włókniarz Częstochowa)
12. Bartosz Zmarzlik (Motor Lublin)
13. Patryk Dudek (KS Apator Toruń)
14. Maciej Janowski (Sparta Wrocław)
15. Przemysław Pawlicki (Falubaz Zielona Góra)
16. Krzysztof Buczkowski (Polonia Bydgoszcz)
R1. Daniel Kaczmarek (Orzeł Łódź)
R2. Mateusz Bartkowiak (Orzeł Łódź)
***
Początek sobotnich zawodów o godzinie 19:00.