Skip to main content

W piątek i niedzielę fani polskiego speedway’a mieli kilka okazji, by przecierać oczy ze zdumienia. Ósma kolejka potrafiła zaskoczyć. Rywalizacja nabiera rumieńców, bowiem za plecami bezdyskusyjnego lidera z Lublina, zrobiło się bardzo ciekawie.

Motor Lublin – GKM Grudziądz 40:20
Koziołki po raz pierwszy w tym sezonie nie zakończyły meczu z piątką z przodu, ale to tylko i wyłącznie efekt tego, że w piątek w Lublinie udało się odjechać tylko 10 biegów. To z kolei wynik intensywnych opadów deszczu, które nadeszły nad Lublin w trakcie meczu. Gdyby trend z pierwszych 10 gonitw został utrzymany, to Motor zakręciłby się koło 60 punktów i rozgromił GKM, zresztą zgodnie z przewidywaniami.

Warto jednak odnotować, że pierwszą w tym sezonie „zerówkę” zaliczył Bartosz Zmarzlik, a najlepiej punktującym zawodnikiem gości był ten, którego sprowadzili awaryjnie za kontuzjowanego Jasona Doyle’a, czyli Michael Jepsen Jensen. To bardzo optymistyczna wiadomość dla fanów Gołębi. W ekipie Motoru kompletu wieźli Dominik Kubera, Jack Holder i Fredrik Lindgren.

Włókniarz Częstochowa – Unia Leszno 47:43
Do Częstochowy przyjechała osłabiona Unia Leszno, która musi sobie radzić bez Janusza Kołodzieja i Damiana Ratajczaka. Wydawało się praktycznie pewne, że Lwy wygrają ten mecz na tyle wysoko, że o bonus martwić się nie będą musiały. Wygrać się wprawdzie udało, ale Włókniarz wyszarpał czteropunktowe zwycięstwo dopiero w ostatnich biegach, a rezultat 47:43 oznaczał remis 90:90 w dwumeczu i brak bonusu! To naprawdę duże zaskoczenie. W 13. biegu goście z Leszna prowadzili 5:1, ale Bartosz Smektała na trasie dał się wyprzedzić Maksymowi Drabikowi i Leonowi Madsenowi. Oznaczało to remis przed biegami nominowanymi. Tutaj kluczowa okazała się gonitwa nr 14, wygrana podwójnie przez gospodarzy. Ostatni bieg zakończył się remisem. Włókniarz uniknął całkowitej kompromitacji, ale wielkich powodów do radości nie było.

Unia? Wynik ponad stan, a patrząc na dorobek punktowy zawodników, można stwierdzić, że jest to efekt pracy generatora liczb losowych, a nie faktyczne wyniki. Keynan Rew przywiózł 11+1, a debiutujący w zespole Ben Cook 9+1! Po tej dwójce spodziewano się raczej skromnego dorobku, a obaj wykręcili łącznie 20 oczek dla gości. Gdyby na swoim normalnym poziomie pojechał Andrzej Lebiediew, to niespodzianka sensacja stałaby się faktem. Łotysz uzbierał pod Jasną Górą raptem 3 punkty. W ekipie miejscowych zawiódł przede wszystkim Mikkel Michelsen (4 pkt).

Falubaz Zielona Góra – Sparta Wrocław 50:40
W niedzielę kolejne zaskakujące rozstrzygnięcia – beniaminek z Zielonej Góry nie tylko pokonał Spartę Wrocław, ale zrobił to na tyle wysoko, że zgarnął trzy punkty meczowe! Ale nic w tym dziwnego, skoro w drużynie Tomasza Szymankiewicza punktowali wszyscy – najsłabiej junior Krzysztof Sadurski (3+1), ale po raz kolejny ekipa spod znaku Myszki Miki pokazała, że jest wyrównana i nie ma dziur w składzie. Liderem był Jarosław Hampel (11 pkt), ale co najważniejsze, każdy pomagał „Małemu” jak mógł. Tylko w pięciu biegach stawkę zamykał zawodnik gospodarzy. Z kolei aż 10 razy to zawodnik Falubaz pierwszy przecinał linię mety. Wrocławianie drużynowo wygrali tylko dwa biegi, w tym ostatni podwójnie, dzięki czemu przegrali trochę niżej.

Trudno jednak o pozytywy, gdy jest się jednym z faworytów do medalu DMP, a nie wywozi się z terenu beniaminka nawet punktu bonusowego. Winni? Bartłomiej Kowalski po raz kolejny bez punktów. Juniorzy dorzucili zaledwie 2 oczka i jeden bonusik. Przede wszystkim jednak Artiom Łaguta, który zdobył raptem 6 punktów w 4 startach i ani razu nie wygrał biegu! Pozostali liderzy pojechali na swoim poziomie, choć 10+2 Dana Bewley’a w 6 startach to też żadna rewelacja. Najmniej do zarzucenia sobie miał Maciej Janowski (15+1 w 6 próbach).

Apator Toruń – Stal Gorzów 40:50
Niezła wtopa Aniołów, które miały walczyć o odrobienie strat z Gorzowa (39:51) i punkt bonusowy, a skończyło się kolejną niemal identyczną porażką. Jeśli ktoś widział w tym sezonie Apator w roli medalisty DMP, to chyba powinien zrewidować swój pogląd. Torunianie spisali się fatalnie i na swoim torze próbowali ratować się rezerwami taktycznymi. To mówi wszystko o przebiegu szlagieru kolejki.

Kolejny znamienny fakt z tego spotkania? Apator nie wygrał drużynowo żadnej gonitwy! Żadnej! Sporo było remisów 3:3, ale ani razu Aniołom nie udało się poprawić rezultatu, który od samego początku meczu był niekorzystny. Fani Apatora mogą rozpalać ogień i „grillować” kilku swoich jeźdźców – przede wszystkim Patryka Dudka, który w tym meczu uzbierał punkt w trzech startach. Dużo więcej oczekiwano też od Emila Sajfutdinowa, dla którego 8+1 w 6 startach to wynik mocno rozczarowujący. Tradycyjnie niczego nie dali też juniorzy, a i ciułający punkty Wiktor Lampart jest mocno irytujący na trasie. Po stronie gorzowian wygląda to dużo lepiej, mimo dość kiepskiego rezultatu Szymona Woźniaka (5+3). Nie zawiedli jednak inni liderzy, solidne punkty dorzucili też juniorzy – Oskar Paluch 5, Jakub Stojanowski 3+2.

Stal dzięki wygranej za 3 punkty doszlusowała w tabeli do Sparty Wrocław, mając o jeden mecz mniej na koncie, a w gruncie rzeczy o dwa, bo przecież jeden mecz gorzowian został zweryfikowany na obustronny walkower. Z kolei na dole tabeli bezcenną wygraną zanotował Falubaz i sytuacja beniaminka jest naprawdę dobra, choć gwarancji utrzymania oczywiście jeszcze nie ma. Z kompletem 17 punktów prowadzi Motor.

Related Articles