
Po niepełnym weekendzie związanym z 5. kolejką żużlowej Ekstraligi, teraz liczymy na pełne emocje w następnej rundzie spotkań. Na pierwszy plan wysuwają się oczywiście derby województwa kujawsko-pomorskiego. W nich trudno wskazać faworyta, ale Apator nadal będzie walczył o przełamanie fatalnej wyjazdowej passy. Sporo emocji powinno być także w Zielonej Górze i Wrocławiu, gdzie szykują się – na papierze – wyrównane mecze. Na to raczej nikt nie liczy w Lesznie, gdzie główny kandydat do spadku gościć będzie rozpędzony Motor Lublin. Wydaje się, że zdobycie 40 punktów przez Byki byłoby sporym zaskoczeniem, nie mówiąc o czymś więcej.
Piątek, 18:00 Unia Leszno – Motor Lublin
Byki z Leszna w miniony piątek po raz drugi w tym sezonie odjechały pełny mecz bez Janusza Kołodzieja. Scenariusz we Wrocławiu bardzo podobny do tego, który oglądaliśmy w Toruniu. Tam trzymali się do siódmej gonitwy włącznie. Tutaj prąd skończył się po szóstym wyścigu. Wtedy Sparta odjechała, a drugą część zawodów wygrała 37:17, podczas gdy po sześciu gonitwach przewaga była na poziomie czterech oczek, nie pozwalająca nawet na zmiany taktyczne. Zwycięstwo wrocławian mogło i powinno być wyższe. Sztab szkoleniowcy zdecydował się oddać wyścigi Francisowi Gustsowi, dzięki czemu Łotysz zadebiutował w Ekstralidze. Przez to niepokonani Artiom Łaguta oraz Bartłomiej Kowalski odjechali tylko trzy i cztery wyścigi. Mogło być więcej, ale najwidoczniej takie były wewnętrzne ustalenia.
Unia powalczyła i zdobyła prawdopodobnie swojego maksa. Oczywiście można mówić, że 7pkt od Grzegorza Zengoty czy sześć od Andrzeja Lebiediewa to za mało. Nie mówiąc o “czwórce” Bartosza Smektały. Ale takie są dzisiaj realia w Lesznie i taka moc zespołu Rafała Okoniewskiego. Z plusów zdecydowanie postawa Keynana Rew czy Nazara Parnickiego. Australijczyk wygrał swój pierwszy wyścig w tym sezonie, w efektownym stylu objeżdżając Taia Woffindena. Zresztą pokonał go jako jedyny w tamten wieczór! Australijczyk w biegu 15 jechał razem z Parnickim, który dorzucił cztery punkty do swojego dorobku, przywożąc za swoimi plecami raz Macieja Janowskiego!
W kontekście Unii trzeba dodać nadal kłopoty zdrowotne. Janusz Kołodziej ponownie znalazł się w składzie, mimo że jasnym jest jego brak. Pytanie na co zdecyduje się sztab Byków. Wydaje się, że nawet jazda u siebie nie zmienia faktu, że nawet remis byłby cudem, stąd brak zastępstwa zawodnika i dodatkowe biegi dla Parnickiego to lepsze rozwiązanie pod kątem przyszłości. Warto także pamiętać, że kontuzji w ubiegłym tygodniu doznał Damian Ratajczak. Lider formacji młodzieżowej złamał kość udową i mało prawdopodobne, że wróci w trakcie rundy zasadniczej. Co ciekawe duet Antoni Mencel i Hubert Jabłoński wygrał bieg juniorski 5:1, ale to było wszystko, co zdobyli młodzi leszczynianie. Teraz taki wynik byłby sensacją – w końcu jadą przeciwko najlepszemu duetowi w lidze.
Skoro jesteśmy w temacie juniorskim, to trzeba kontynuować pod kątem lublinian. Tam w ubiegły weekend debiut Bartosza Jaworskiego, wychowanka Motoru. Symboliczny, bo mowa o jednym wyścigu w 14. biegu, ale zawsze. To musi cieszyć, podobnie jak najwyższa wygrana w sezonie. Jednak 56:34 nad Falubazem Zielona Góra to najniższy wymiar kary. Przypomnijmy, że w biegach nominowanych poza Mateuszem Cierniakiem wystąpi wyłącznie lubelscy juniorzy, a w jednym z wyścigów defekt przy stanie 5:1 miał Fredrik Lindgren. Krótko mówiąc 60 punktów było zdecydowanie blisko, ale dobre serce sztabu i seniorów sprawiły, że skończyło się w granicach przyzwoitości dla gości. Motor leje wszystkich bez kłopotów i nie zanosi się, by w tej materii miało się coś zmienić. Zresztą nawet patrząc na wyniki rund Grand Prix trudno się temu dziwić. W Chorwacji wygrał Jack Holder, a w finale znaleźli się Fredrik Lindgren z Bartoszem Zmarzlikiem. Teraz w Landshut miejsca 2-4 przypadły Zmarzlikowi, Holderowi i Dominikowi Kuberze. “Najgorsza” runda to GP Warszawy, gdy “tylko” Zmarzlik znalazł się w decydującym wyścigu. To najlepiej pokazuje, jaką siłą dysponuje zespół Koziołków. Kibice z innych ośrodków raczej niezbyt cieszą się na mecze z Motorem, bo wiedzą, że ich ulubieńców czeka prawdopodobnie egzekucja. Z kolei niezaangażowani kibice nie liczą na duże emocje, skoro większość meczów kończy się w okolicach 20-punktowej różnicy. Dlatego wszyscy wyczekują meczu 2 czerwca, gdy Motor podejmie Spartę. Być może wtedy doczekamy się emocji do końca, chociaż patrząc na wyjazdową dyspozycje wrocławian, może mieć co do tego wątpliwości…
Piątek, 20:30 Falubaz Zielona Góra – Włókniarz Częstochowa
Bardzo ważny mecz dla gospodarzy, którzy szybko z głowy powinni wyrzucić mecz w Lublinie. Tzn. część zawodników, jak Jarosław Hampel czy Rasmus Jensen nie muszą tego robić. Lider KSF zrobił świetną robotę i zdobył 13 punktów, przegrywając tylko w jednym wyścigu. Komplet “zabrał” mu… jego kolega z pary Jan Kvech. Czech wywrócił się na końcu stawki, gdy Hampel prowadził. Bieg przerwany, a w powtórce “Mały” był trzeci i stąd ta “jedynka” w programie. Tak czy siak był ekspresowo szybki, o czym przekonali się wszyscy lublinianie z Bartoszem Zmarzlikiem na czele. Jensen też bardzo pozytywnie, bo zaczął od zera, a później już dorzucał kolejne “dwójki” w programie, tocząc ciekawe boje ze Zmarzlikiem czy Lindgrenem. Ostatnim plusem tamtego meczu było wejście w mecz Michała Curzytka. Owszem te 4 punkty to głównie efekt pokonania Bartoszów Bańbora i Jaworskiego, ale pokonał także Fredrika Lindgrena! Zrobił coś, co nie udało się żadnemu z trójki Kvech, Piotr i Przemysław Pawliccy. Czech nie przywiózł ani jednego punktu, zaś bracia zdobyli łącznie 4 “oczka”, ale nie pokonali żadnego przeciwnika! Dodatkowo Piotr zanotował aż dwa upadki, jadąc gorzej od wielu juniorów. To sporego kalibru kompromitacja, że tak doświadczeni zawodnicy jadą w stylu najmłodszych juniorów. Jeśli w ich przypadku nic się nie zmieni, trudno będzie liczyć na wygrane z takimi rywalami, jak Włókniarz. Ciekawym jest także czy szansy od pierwszych biegów nie dostanie Curzytek. Niezła zmiana w Lesznie, teraz pozytywnie w Lublinie, więc zasłużył, by dostać więcej biegów od uczestnika cyklu Grand Prix Kvecha…
Dobre informacje płynął z Zielonej Góry w kontekście zdrowia juniorów. W ostatnim meczu nie wystąpił ani Oskar Hurysz, ani Krzysztof Sadurski. Ich kontuzje to efekt jazdy w DMPJ. W tym drugim przypadku wszystko było jasne długo przed meczem w Lublinie, ale wychowanek Stali Gorzów wypadł w ostatniej chwili. Duet Mateusz Łopuski oraz Kacper Rychliński to jednak może rywalizować, co najwyżej na poziomie Ekstraligi U24, a i tam są kłopoty, bo tak trzeba nazwać zdobycie przez ten duet 1 punktu(słownie: jednego) we wtorkowym meczu we Wrocławiu, gdzie przegrywali z Nikodemem Mikołajczykiem czy Kacprem Andrzejewskim. Teraz jednak w awizowanym składzie znalazło się miejsce dla obu podstawowych juniorów. Hurysz już jechał we wspomnianym meczu we Wrocławiu – 14+1 w sześciu startach. Ich występ może być języczkiem u wagi.
Dla częstochowian to także kluczowe spotkanie. Ostatnie miejsce w tabeli nie może cieszyć i niewiele tutaj zmienia fakt przełożonego ostatnio meczu z Apatorem. Start sezonu w wykonaniu Lwów był/jest fatalny. Jedyny punkt zdobyli przecież w meczu, który powinni wygrać, ale zawalili końcówkę ze Spartą. Teraz trafili na czas w terminarzu, gdzie nie będzie już wymówek, że “przyjechał/a Sparta/Motor”. Będzie jeszcze drugi termin meczu z Apatorem, teraz wyjazd do Zielonej Góry, a lada moment także domowe mecze z GKM-em oraz Unią. Krótko mówiąc 6 punktów to absolutne minimum, co trzeba zdobyć, żeby zyskać trochę spokoju. Ten się przyda podobnie, jak lepsza forma Mikkela Michelsena. Dobrym prognostykiem była ostatnia runda Grand Prix w Landshut. Michelsen ją wygrał, mimo że zaczął turniej od czwartego miejsca. Później brylował w większości wyścigów, a popisem był finał, gdzie nie dał szans tercetowi z Motoru – Zmarzlik, Holder i Kubera. To z pewnością musiało ucieszyć kibiców pod Jasną Górą, bo nadal wydaje się, że Michelsen nie jedzie na miarę swojego potencjału w lidze. W niej średnia 1,818 i dopiero 19. miejsce w klasyfikacji indywidualnej, m.in. pomiędzy Bartłomiejem Kowalskim a Wiktorem Przyjemskim. Wydaje się, że to nie jest miejsce dla zawodnika tego kalibru, tym bardziej że dotychczas jego najgorszym wynikiem w sezonie było 1,981 osiągnięte… w ubiegłym sezonie, co dało 14. pozycje. Ponadto był to pierwszy sezon w Ekstralidze, odkąd do niej wrócił w barwach Motoru, gdy miał średnią poniżej dwóch punktów na bieg.
Na ten moment jedynym pewniakiem, na którego mogą liczyć Lwy jest Leon Madsen. Dodatkowym atutem filigranowego Duńczyka są dotychczasowe mecze wyjazdowe, w których osiągnął średnią 2,500. To efekt 16 punktów w Lesznie oraz 14 w Gorzowie. Warto dodać, że sam w tych dwóch spotkaniach zdobył 30 z 85 punktów całej drużyny, co stanowi 35% dorobku! Mając taki zestaw, jak Michelsen, Woryna czy Drabik, zdecydowanie zbyt dużo spada na barki jednego lidera. Właśnie polscy zawodnicy będą kluczowi w Zielonej Górze. Brak punktów z ich strony może być ewentualnym gwoździem do trumny w Grodzie Bachusa.
Niedziela, 16:30 Sparta Wrocław – Stal Gorzów
Pod względem sportowym wydaje się to być najciekawsze spotkanie 5. kolejki Ekstraligi. Spotyka się w końcu drugi z trzecim zespołem, a po odjechaniu przez gorzowian zaległego meczu z GKM-em całkiem możliwe, że zamienią się kolejnością z najbliższym rywalem. Faworytem Sparta, ale głównie przez wzgląd na własny teren. Wrocławianie mają na swoim koncie 7 punktów, z których… 6 zgarnęli właśnie na Stadionie Olimpijskim. Tam jednak uczciwie rzecz biorąc nie mieli najmocniejszego zestawu przeciwników – Falubaz, GKM i Unia to tercet, który przed sezonem był uznany za kandydatów do miejsc 6-8. Teraz jednak zaczną się wizyty drużyn o znacznie większych – przynajmniej na papierze – możliwościach. Stal Gorzów to przecież druga, obok Motoru, drużyna ligi, która wygrała dotychczas mecz na wyjeździe!
Wrocławianie mogą być zadowoleni po meczu z Unią Leszno z wielu względów. Kompletem popisał się aż tercet zawodników – Dan Bewley, Artiom Łaguta oraz Bartłomiej Kowalski. Ten ostatni znowu z dobrej strony spisał się u siebie i będzie miał na to kolejną szansę. Jednego punktu do kompletu zabrakło Taiowi Woffindenowi. Brytyjczyk na otwarcie przegrał nieoczekiwanie z Keynanem Rew, ale później był już nie do złapania. Oczywiście klasa rywali znacznie niższa od tej, z którą przyjdzie się mierzyć w najbliższą niedzielę. Na pewno jednak cieszyć może pierwsza dwucyfrówka “Tajskiego” w tym sezonie na ekstraligowych torach.
Na pozycjach juniorskich dość dziwna sytuacja, bowiem zaskakująco łatwo duet Kowolik – Krawczyk przegrał bieg juniorski. Potem jednak zrehabilitowali się pokonując odpowiednio Rew oraz Lebiediewa. Tak czy siak coraz mocniej naciska na jazdę Nikodem Mikołajczyk, który znalazł się w awizowanym składzie przed poprzednim meczem. Co ciekawe kibice na Olimpijskim mogli myśleć, że jedzie w wyścigu młodzieżowym, bowiem na to wskazywała grafika na stadionowym telebimie.
Stal na Dolny Śląsk jedzie z dużymi nadziejami. W końcu nieźle weszli w sezon. Wygrali w domu pewnie dwa mecze, z drużynami mającymi swoje kłopoty, ale ani Włókniarz, ani Apator nie sprawili im zagrożenia. Ponadto ważna wyjazdowa wygrana z Falubazem w derbach to coś, co mogło napędzić. Stracili punkty tam, gdzie każdy się tego spodziewał – w Lublinie. Dodatkowo mogą być zadowoleni z dotychczasowej dyspozycji liderów. Martin Vaculik i Anders Thomsen jeżdżą lepiej poza domem. Tyle że w środowy wieczór Duńczyk brał udział w groźnym wypadku w swojej rodzimej lidze, a wszystko skończyło się w karetce i przedwczesnym końcu meczu. Dzień później jednak do Polski dotarły pozytywne informacje. – Anders czuję się dobrze. Badania nie wykazały żadnych złamań. Będzie gotowy na weekend – napisał na platformie X Krzysztof Sudak, menadżer zawodnika.
Warto dodać także, że chyba rośnie forma Szymona Woźniaka. W cyklu Grand Prix za nim dwa niezłe turnieje. W Warszawie zanotował swój pierwszy półfinał jako stały uczestnik, a w Landshut zadowolić się musiał dziewiątym miejscem i… wieloma pochwałami za piąty wyścig. Wtedy pokonał trzech późniejszych finalistów. Po szerokiej, jak tyczki minął najpierw Jacka Holdera, a potem to samo zrobił z Bartoszem Zmarzlikiem, z którym stoczył dłuższy bój, zakończony “trójką”. Duży szacunek zyskał wśród kibiców, bowiem przez wiele lat mówiło się o nim jako zawodniku, który jeździ zbyt miękko i nie wchodzi w miejsca, gdzie powinien. Teraz jednak zrywa z tą łatką, dzięki czemu różnica pomiędzy nim a Bartoszem Smektałą robi się coraz większa, a “Smyk” nadal często się zmaga z tymi – prawdziwymi – opiniami. Kluczem do ewentualnego sukcesu będzie tercet zawodników – dotychczas – domowych. Przed tygodniem pisałem, jak wyglądają różnicę w średnich takich zawodników, jak Oskar Fajfer, Jakub Miśkowiak i Oskar Paluch. Jeśli chociaż jeden pojedzie na “domowym poziomie”, wówczas gorzowianie mogą liczyć na naprawdę dobry rezultat, z punktem/ami włącznie!
Niedziela, 19:15 GKM Grudziądz – Apator Toruń
Od wielu lat w Ekstralidze nie możemy obejrzeć tych najważniejszych derbów kujawsko-pomorskiego, czyli spotkania na linii Bydgoszcz – Toruń i odwrotnie. Jednak mecze GKM-u z Apatorem także budzą sporo emocji wśród kibiców obu drużyn. Tym bardziej teraz, gdy fani jednych i drugich są mocno spragnieni ligowego ścigania. Przerwa na Grand Prix w Warszawie oraz odwołane mecze tych ekip w 5. kolejce sprawiły, że gospodarze w dniu meczu będą mogli powiedzieć o 23 dniach oczekiwania. Mamy jednak nadzieje, że tym razem pogoda pozwoli na rozegranie niezwykle ciekawie zapowiadających się derbów.
Nadal trudno rozgryźć dyspozycje domową Gołębi. Do tej pory dwa mecze, które tak naprawdę mogą nie być miarodajne w kontekście najbliższego przeciwnika. Najpierw na Hallera przyjechał najlepszy zespół ligi – Motor Lublin i bez problemów wygrał. Później odwiedziła ich Unia Leszno, która aktualnie wyrasta na kandydata numer jeden do spadku, więc GKM nie miał kłopotów z odprawieniem Byków. Teraz czeka ich rywal z kategorii “coś pomiędzy”, co być może pozwoli na lepszą weryfikacje. Jedno jest pewne, cieszyć może dotychczasowa postawa Maxa Fricke’a w domu, a widać, że z formą idą w górę Jaimon Lidsey oraz Wadim Tarasienko. Jason Doyle, jeśli punktuje to głównie w domu. Krótko mówiąc GKM ma armaty przede wszystkim na domowy tor. Oczywiście pozostaje kłopotliwa kwestia Kacpra Pludry, ale tutaj chyba trudno oczekiwać wielkiego pola do poprawy. Ot, przed wychowankiem Unii Leszno długi i trudny sezon.
Torunianie w Częstochowie mieli pokazać, że to drużyna nie tylko własnego toru. Mieli, ale na przeszkodzie stanęła pogoda. Teraz podobne zadanie czeka ich zatem w Grudziądzu. Przede wszystkim mowa o polskich seniorach w osobach Pawła Przedpełskiego i Wiktora Lamparta oraz juniorach. Wychowanek torunian poza domem zdobył w tym sezonie łącznie jeden punkt… na koledze z pary. Nie pokonał ani juniorów, ani tym bardziej seniorów rywali. Podobnie wygląda dorobek Lamparta, tyle że ten jechał wyłącznie w meczu w Lublinie. Zresztą nie inaczej jest z juniorami. O ile w domu Krzysztof Lewandowski i Mateusz Affelt zaskakują in plus, o tyle na wyjazdach punktował jedynie Lewandowski, przywożąc za sobą po dwa razy w obu przypadkach kolegów z pary. Jeśli zatem po dwóch wyjazdach 4 z 7 zawodników drużyny nie pokonało ani jednego rywala, to znaczy, że jest źle i bez ich punktów Anioły daleko nie zajadą na wyjazdach. Oczywiście mogą liczyć na tercet liderów – Sajfutdinow, Lambert i Dudek, ale żeby wygrać każdy z nich musiałby odjechać niemal idealne zawody, bez marginesu błędu. Dlatego Duzers musi sobie przypomnieć rok 2022, gdy na grudziądzkim owalu przywiózł 15+1 w sześciu startach przegrywając jedynie z Nickim Pedersenem i będąc liderem drużyny, która tam wygrała. Dla odmiany rok temu Dudek zakończył mecz na trzech biegach, w których zdobył jeden punkt… na koledze z pary.