Skip to main content

W cieniu Euro, a także meczu Polaków rozpocznie się 9. kolejka żużlowej Ekstraligi. Przed nami bardzo ważny weekend w kontekście rywalizacji na dole. W Lesznie Unia chce w końcu wykorzystać atut własnego toru, a w niedzielne popołudnie w Grudziądzu być może obejrzymy bezpośredni pojedynek o miejsce w TOP6. Wisienką na torcie będzie pojedynek w Gorzowie, gdzie cel będzie jeden – bij mistrza.

Piątek, 20:45 Sparta Wrocław – Włókniarz Częstochowa (45:45 w pierwszym meczu)
Wicemistrz Polski wraca na Olimpijski, więc z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że wróci także do wygrywania. Tyle że sytuacja zdrowotna w ekipie z Dolnego Śląska nie jest idealna. W meczu w Zielonej Górze nie dość, że stracili przewagę z pierwszego spotkania, dwa punkty za rewanż, to jeszcze z kontuzjami zakończyli Artiom Łaguta i Bartłomiej Kowalski. O ile w kontekście wyjazdowym brak Kowalskiego nijak nie wpływa na dorobek punktowy, o tyle w domu już tak. Nie mówiąc o Rosjaninie, który jest liderem drużyny. Obok niego prawdziwym liderem jest także Dan Bewley, który zresztą odjechał najwięcej biegów w tym sezonie Ekstraligi – 44 razem z Grzegorzem Zengotą.

Trudno zrozumieć, co się dzieje z Kowalskim. Na Olimpijskim średnia 2,316, a poza nim… 0,333. Dysproporcja prawie dwóch punktów na każdy bieg to po prostu kosmos! Często już mówimy o ogromnej różnicy, gdy chodzi o różnicę pół punktu na bieg, a tutaj mamy czterokrotnie większą. To m.in. jeden z powodów, dla których Sparta wygrywa u siebie, a na wyjazdach jest bezzębna, nawet jeśli trzeba pojechać do Zielonej Góry.

W zespole Włókniarza nadal liderem Leon Madsen, który jako pierwszy w tym sezonie przekroczył barierę 100 punktów zdobytych w Ekstralidze – 101 po ośmiu meczach. Dodatkowo ma najwyższą średnią punktów na mecz – 12,63 – a także prowadzi w tabeli “trójek” z Bartoszem Zmarzlikiem. Mają ich po 25. Co ciekawe Duńczyk jest jedynym zawodnikiem, który w tym sezonie w każdym meczu wykręcał dwucyfrówkę. W tym aspekcie miał jednak nieco szczęścia, bowiem Zmarzlik nie mógł tego zrobić w ostatnim meczu z Grudziądzem, gdy odjechał tylko trzy wyścigi, po których mecz został przerwany, a wynik zaliczony.

Dla częstochowian rewanż we Wrocławiu to też okazja by wrócić myślami do bolesnego pierwszego spotkania. Wtedy przy Olsztyńskiej wszystko szło, jak należy do biegów nominowanych. 43:35 po 13. wyścigach miało dać spokój w ostatnich dwóch gonitwach. Skończyło się dwukrotnym 1:5 i remisem, który był zdecydowanie, jak porażka. Teraz remis we Wrocławiu byłby przyjęty przez kibiców Włókniarza jako sukces, ale apetyty rosną w miarę jedzenia. Lwy wygrały cztery ostatnie mecze, w których do pełni szczęścia zabrakło bonusa z Unią Leszno. Jednak największą radość przyniósł wyjazdowy triumf w Zielonej Górze. Kilka dni po tym, jak Sparta wyrwała ledwie 40 punktów przy… Wrocławskiej 69, a z kolei Włókniarz zgarnął lekką ręką 52 “oczka”. Oczywista w tym zasługa seniorów, którzy pojechali na wysokim poziomie. Wspomniany Madsen pomylił się raz – 13 punktów. Najlepsze występy w sezonie także za Maksem Drabikiem – 12 oraz Madsem Hansenem – 11+1. Trudno mieć pretensje za tamto spotkanie do Kacpra Woryny – 8+3 czy Mikkela Michelsena, który skończył je z dorobkiem 7+1 w czterech startach. W zasadzie o jego nieobecności w biegach nominowanych zdecydowała jedna pomyłka! Zmartwieniem mogli być juniorzy, którzy przywieźli łącznie jeden punkt, nie pokonując żadnego rywala na torze. Co więcej tamten punkt był jedynym biegiem – z sześciu – gdy któryś z duetu Szymon Ludwiczak – Bartosz Śmigielski dojechał do mety! Poza tym trzy wykluczenia, upadek oraz taśma. Na najbliższy mecz gotowy ma być już Kacper Halkiewicz, który pojawił się w awizowanym składzie.

Sobota, 19:30 Unia Leszno – Apator Toruń (31:59)
Nikt nie ma wątpliwości, że Unia MUSI wygrać w najbliższą sobotę. Sytuacja zespołu z Leszna nie jest łatwa, a dzień później dodatkowo GKM będzie miał chrapkę na trzy punkty w meczu z Falubazem. Gdyby tak się stało, a Unia miała przegrać z Apatorem, wówczas autostrada do 2. Ekstraligi stałaby otworem… Przed kluczowym meczem Sławomir Kryjom i Rafał Okoniewski mają głównie złe informacje. Do kontuzjowanych – Janusza Kołodzieja i Damiana Ratajczaka – dołączył Andrzej Lebiediew. Łotysz na wyjazdach nie błyszczy, ale na Smoczyku to bardzo mocny punkt zespołu, więc jego brak będzie odczuwalny. Dodatkowo zapowiadany powrót Kołodzieja prawdopodobnie nie nastąpi, a przynajmniej wszystko na to wskazuje po środowej konferencji prasowej przed sobotnim meczem. Dobrymi informacjami jest dyspozycja Bena Cooka, Nazara Parnickiego i Grzegorza Zengoty podczas meczu w Gorzowie. Ten ostatni jest najbardziej zapracowanym zawodnikiem Ekstraligi – 44 biegi. Ukrainiec dostał szansę w środku meczu i ją wykorzystał w 200%. Cook ma za sobą kolejny dobry mecz. W awizowanym składzie nie ma Parnickiego, który zapewne pojedzie spod numeru 16. Znalazło się miejsce dla obu Australijczyków – Cook i Keynan Rew, dwóch Polaków oraz Lebiediewa, za którego powinno być stosowane zastępstwo zawodnika. Tyle że kwestie taktyczne to także możliwość zastępowania Bartosza Smektały przez Parnickiego. To rozwiązanie wydaje się najbardziej prawdopodobne. “Smyk” w Gorzowie przywiózł dwa zera i był totalnie bezbarwną postacią Byków. Cały sezon zawodzi, więc wobec zwyżki formy Parnickiego chyba właściwym wyborem byłoby po prostu pozostawienie go na ławce rezerwowych i oczekiwanie na swoją szansę. W tym momencie obecność Smektały w składzie byłaby prawdziwą sensacją, co jeszcze przed sezonem było czymś niemożliwym.

Apator do niedawna punktował na Motoarenie, nieco kompensując swoje braki z meczów wyjazdowych. Tyle że 40:50 ze Stalą Gorzów sprzed dwóch tygodni było jak zimny prysznic. Wydawało się, że TOP6 dla torunian jest niezagrożone, tymczasem terminarz nie sprzyja. Teraz wyjazd do Leszna, a za chwilę do Grodu Kopernika przyjedzie Motor, który nie ma zamiaru tracić ponownie punktów w Toruniu. Przy zbiegu niekorzystnych – dla Apatora – wyników, mogłoby się tak wydarzyć, że na kilka kolejek przed końcem fazy zasadniczej wypadłby poza szóste miejsce. Załóżmy, że GKM wygrałby dwa najbliższe mecze, Falubaz pokona u siebie Unie, a ta ogra torunian. Wszystko jest możliwe, zwłaszcza że Apator poza domem jest po prostu fatalny. Zresztą u siebie również pokazał ostatnio dwa razy słabszą dyspozycje. Na Falubaz starczyło, na Stal już kompletnie nie. Trudno zrozumieć postawę Patryka Dudka, który w trzech biegach przywiózł jeden punkt, a raz się skompromitował w starciu z Jakubem Stojanowskim. Juniorzy toruńscy nawet u siebie nie zapunktowali – 2 “oczka” pary przez cały mecz. Krótko mówiąc albo Piotr Baron wstrząśnie zespołem, albo lada moment będą kłopoty.

Niedziela, 16:30 GKM Grudziądz – Falubaz Zielona Góra (42:48)
Krótko trwał test dla nowego zawodnika Gołębi w Lublinie. Michael Jepsen Jensen wrócił do Ekstraligi po czterech latach przerwy. Ostatni mecz miał miejsce 11 października, gdy razem z Falubazem walczył o brązowy medal. Jak odległe to czasy niech świadczy fakt, że żadnego z zawodników KSF z tamtego meczu ze Spartą nie ma już w klubie jako zawodnika. Jedynym, który pozostał w Zielonej Górze jest Piotr Protasiewicz, ale już na stołku dyrektorsko-szkoleniowym. Ale paradoksalnie z tamtego meczu teoretycznie aż trzech zawodników mogłoby wystartować również teraz. Max Fricke wtedy Sparta, dzisiaj GKM. MJJ wtedy Falubaz, dzisiaj GKM, a z kolei Michał Curzytek wtedy jako junior Sparty, a obecnie zawodnik rezerwowy Falubazu, który jednak dostał już swoją szansę w tym sezonie. Miał jednak pecha, bo w meczu z Apatorem miał odjechać całe zawody w miejsce Jana Kvecha, a już po pierwszym biegu doznał kontuzji.

Wracając do MJJ warto powiedzieć, że w Lublinie zdołał już pokonać parę Bartosz Zmarzlik i Wiktor Przyjemski, co należy uznać za udany powrót do Ekstraligi. Wcześniej i później przegrywał podwójnie, ale przeciwko mistrzom to nie był na pewno wstyd. Prawdziwy test przyjdzie w niedzielne popołudnie. Kluczowy mecz dla jednych i drugich, zatem miejsca na pomyłki nie będzie. Podobnie, jak w przypadku lidera Maxa Fricke’a. Na jego jazdę mogą liczyć w Grudziądzu od początku sezonu, zwłaszcza u siebie, gdzie jest hegemonem toru przy Hallera – średnia 2,412! Potrzebuje on jednak dużego wsparcia, zwłaszcza w osobach Jaimon Lidsey i Wadim Tarasienko. Ten tercet potrafił już pokonać Apatora na domowym torze. Na plus na pewno także juniorzy z coraz lepiej spisującym się Kacprem Łobodzińskim. Licząc punkty z bonusami, jego starty w ostatnich tygodniach wyglądają bardzo budująco. Najpierw 7pkt z Apatorem w domu, potem 7+2 w Częstochowie(!), a ostatnio 5+1 w przerwanym meczu w Lublinie, gdzie po dwóch startach był niepokonany!

W Zielonej Górze apetyty po meczu ze Spartą urosły do niebotycznych rozmiarów. 50:40 przeciwko wicemistrzowi i jednemu z głównych kandydatów do medali zrobiło wrażenie. Tym bardziej że była to wygrana za 3 punkty do tabeli. Kilka dni później ekipa spod znaku Myszki Miki została brutalnie sprowadzona na ziemie przy Wrocławskiej. Przyjechał Włókniarz, który pokonał ich 52:37! Jeśli cokolwiek w czwartkowy wieczór zgadzało się po stronie gospodarzy, to jedynie postawa juniorów – łącznie 7pkt – oraz Rasmusa Jensena – 11 “oczek”. Każdy spoza tego grona przyczynił się w mniejszym lub większym stopniu do dotkliwej domowej porażki. Jarosław Hampel tylko na otwarcie i zamknięcie zawodów pokazał swoją najlepszą twarz wygrywając biegi. W środku jednak zdobył dwa punkty w trzech wyścigach, co jest słabym rezultatem, jak na lidera. Kvech przywiózł dwie “śliwki”, a Przemysław Pawlicki dopiero w ostatnim biegu zawodów pokonał rywala! Piotr Pawlicki także nie miał powodów, by być zadowolonym. Zaczął od wygrania z Leonem Madsenem, potem przyjechał także przed Mikkelem Michelsenem, ale aż trzykrotnie para częstochowska przywoziła go na 1:5. To dużo za dużo, jak na kolejnego lidera.

W obu ośrodkach dokładnie wiedzą, o co jadą w niedzielę. Na ten moment Falubaz ma dwa punkty przewagi nad GKM-em i właśnie w zanadrzu mamy bezpośrednią potyczkę, gdzie do rozdania są trzy punkty. Po pierwszym meczu sześć oczek zapasu ma Falubaz, dla którego celem minimum będzie rzecz jasna bonus, który sprawiłby utrzymanie miejsca w TOP6 po tej kolejce. Z drugiej strony GKM w domu potrafi pokazać sporą siłę, czego świadkami byliśmy w meczach z Unią, a przede wszystkim Apatorem. Świeżo po kontuzji Doyle’a, byli w stanie w osłabieniu odwrócić losy spotkania i zainkasować ważne dwa punkty. Teraz grudziądzanie będą faworytem, ale ich interesuje jedynie pełna pula, czyli zdobycie przynajmniej 49 punktów.

Niedziela, 19:15 Stal Gorzów – Motor Lublin (35:55)
Do wicelidera przyjeżdża lider i mistrz Polski. Krótko mówiąc hit 9. kolejki, który… nie ma wielkiej temperatury. Jasnym jest, że Motor Lublin wygra fazę zasadniczą w cuglach, bowiem już teraz ma gigantyczną przewagę. Ta zapewne będzie tylko rosnąć, bo trudno spodziewać się nagłej zapaści formy drużyny z Lublina. Mistrzowie zapewne chcieliby powtórzyć wyczyn Falubazu z ubiegłego sezonu na poziomie I ligi, czyli wygrać wszystkie 20 meczów! To możliwe, ale najpierw trzeba przeskoczyć najtrudniejszą – jak dotąd – przeszkodę. Za takową trzeba uznać Stal Gorzów, która nie dość, że wygrała wszystko u siebie, a także na wyjazdach radzi sobie bardzo dobrze. Z ośmiu meczów przegrali jedynie w Lublinie oraz Wrocławiu. W tabeli widnieją trzy porażki, ale to przecież dodatkowo efekt tego obustronnego walkowera z meczu przeciwko GKM-owi Grudziądz. A przecież gdyby planowo wygrali tamte spotkanie, mieliby już 4 punkty zapasu nad goniącym duetem wrocławsko-częstochowskim, co trzeba by uznać za naprawdę pokaźną zaliczkę.

W ostatni weekend niemal cała Ekstraliga odpoczywała, ale Stal Gorzów odrabiała zaległości z Unią Leszno. Wygrana nie podlegała wątpliwościom, tylko niestety nie odbyła się bez skandalu. Za takowy należy uznać zachowanie Oskara Fajfera względem Andrzeja Lebiediewa z 12. biegu. Wychowanek Startu Gniezno skasował Łotysza i wysłał go do szpitala. Zobaczył tylko żółtą kartkę, chociaż komentujący tamto spotkanie duet słusznie zastanawiał się, co trzeba zrobić, by dostać czerwoną kartkę… Sam zainteresowany także trafił na chwilę do szpitala, ale w jego przypadku nie ma mowy o kontuzji. – Moje pierwsze trzy starty zgodnie z planem – 7 “oczek” oraz bonus na moim koncie. W czwartym biegu niestety wypadek, po którym zakończyłem mecz badaniami w szpitalu. Już jest lepiej, ale kilka dni muszę odpocząć od jazdy… Z tego miejsca przepraszam Andrzeja za spowodowanie wypadku. Życzę Andrzejowi szybkiego powrotu do zdrowia oraz na motocykl – napisał na swoim profilu na Facebooku Oskar Fajfer. Warto jednak dodać, że jego występ w niedzielnym meczu stoi pod dużym znakiem zapytania. Być może to szansa dla Norwega Mathiasa Pollestada lub dwa dodatkowe biegi dla juniorów. Tym bardziej że…

Dla gorzowian po niedzieli zdecydowanie największym zaskoczeniem in plus był Jakub Stojanowski. 21-letni junior przeżywa ostatnio świetne chwile. W Toruniu objechał Patryka Dudka, a w ostatnią niedzielę zdobył 8+1 w czterech startach. Wygrał indywidualnie dwa biegi i w każdym pokonał przynajmniej jednego rywala. Stal może jedynie żałować, że odpalił tak późno, tuż przed końcem wieku młodzieżowca. Pod tym względem można zauważyć pewne podobieństwa do historii Wiktora Jasińskiego.

Lublinianie jako jedyni z kompletem punktów. W rundzie rewanżowej tak naprawdę jako zagrożenie nie wygrania meczów w tym momencie powinno być w dwóch miastach – Gorzowie i Wrocławiu. Te drużyny realnie mogą jakkolwiek zagrozić dzisiaj Motorowi. Oczywiście w ubiegłym sezonie Koziołki poległy w Toruniu, ale patrząc na obecną dyspozycje Apatora i zbliżający się mecz – 7 lipca – trudno uwierzyć, by Anioły mogły pokonać znowu mistrza Polski.

Motor swoją siłę pokazuje nie tylko w lidze, ale także w cyklach Grand Prix. W TOP3 dorosłego cyklu są Bartosz Zmarzlik oraz Jack Holder, a szóste i siódme miejsce zajmują dodatkowo Fredrik Lindgren oraz Dominik Kubera. Dodajmy jeszcze do tego fakt, że przedstawiciele Motoru są regularnymi uczestnikami biegów finałowych. Zmarzlik ma takich wyścigów pięć – komplet. Poza nim jednak trzykrotnie meldował się tam Jack Holder, a po dwa razy Lindgren oraz Kubera. To łącznie 10 finałów, na wszystkich 20 uczestników. Kosmos! Jeszcze lepiej zaczął się w ostatni weekend cykl SGP2, czyli mistrzostw świata juniorów. Wśród zawodników do lat 21 najlepsza okazała się podstawowa para młodzieżowców z Lublina. Wiktor Przyjemski przyjechał pierwszy, a Bartosz Bańbor potwierdził słuszność stałej dzikiej karty dla siebie i zajął drugie miejsce w Malilli. Spójrzmy jeszcze na statystyki ligowe. Trzech “Motorowców” w TOP10 Ekstraligi oraz pięciu w TOP15. To jest właśnie kompletna dominacja nad resztą stawki. Jedynym, co ją może złamać są masowe kontuzje, bo nawet przy jednym takim wypadku nie powinno być tragedii lub… masowe kłopoty sprzętowe. Wydaje się jednak, że to zbyt wysoki poziom, by wszyscy mieli problem z motocyklami.

Related Articles