Skip to main content

Czwartek, piątek i niedziela zarezerwowane na mecze polskiej Ekstraligi. Czy zatem czołowi żużlowcy świata będą mieli wolną sobotę? Nic z tych rzeczy! Pomiędzy ligowym maratonem udadzą się do Jugos…, tzn. Chorwacji, gdzie w Gorican odbędzie się premierowa runda cyklu Grand Prix 2023.

Obronić tytuł
Rok temu Bartosz Zmarzlik w cuglach zgarnął tytuł i trudno było się temu dziwić. Zabrakło przecież zawodnika, który miał bronić złoty medal z 2021 roku – Artioma Łaguty. W ostatnich latach ten duet przecież zdominował rywalizacje o indywidualne mistrzostwo świata. W tym roku trudno raczej liczyć na inny rezultat, aniżeli kolejny złoty krążek dla wychowanka Stali Gorzów. Z drugiej strony to będzie pierwszy sezon, gdy nie będzie jeździł w domowych barwach, tylko przeniósł się do Lublina. Rosyjskich żużlowców nadal zabraknie w elicie, ale godnych przeciwników nie zabraknie. Kogo mamy na myśli?

Przede wszystkim tych, którzy na arenie międzynarodowej są od lat. Mowa o Leonie Madsenie, który chciałby w końcu zgarnąć złoto. Podobne zapędy, ale na medal, ma jego kraj Mikkel Michelsen. Początek sezonu świetny jest w wykonaniu Taia Woffindena. Być może były mistrz świata, podobnie jak inny mistrz – Jason Doyle – będzie w stanie włączyć się do rywaliacji o najwyższe skalpy. Nie zapominajmy także o przyszłości żużla z Wielkiej Brytanii – Danie Bewleyu oraz Robercie Lambercie. Obaj muszą jeszcze bardziej wyrównać swoją dyspozycje. Nie ma jednak wątpliwości, że są w stanie już niedługo zawieszać na swoich szyjach medale takich imprez, a nie tylko błyszczeć w poszczególnych rundach. Tradycyjnie będziemy liczyć na duet Janowski oraz Dudek, ale im lekko nie będzie.

Trójka biało-czerwonych w stawce
Poza Zmarzlikiem w cyklu utrzymali się także Maciej Janowski oraz Patryk Dudek. Zabraknie rzecz jasna Pawła Przedpełskiego, który tylko na rok był zawodnikiem Grand Prix. Oczywistym było, że przy takiej liczbie biało-czerwonych, raczej nie można liczyć na żadne dzikie karty. Nie można także było liczyć na Polaków w GP Challenge. Szymon Woźniak i Dominik Kubera przywieżli łącznie… pięć punktów zamykając stawkę turnieju w Glasgow. Na podium – gwarantującym start w kolejnym cyklu – znaleźli się Jack Holder, Daniel Bewley i niespodziewanie Kim Nilsson. Szwed wygrał wówczas zawody i jest kolejną sensacją wśród stałych uczestników. Wszyscy oczywiście wieszczą błyskawiczne pożegnanie się z cyklem, niczym jego krajan Oliver Berntzon, a także zbieranie kolejnych zer w turniejach. To całkiem możliwe patrząc na stawkę. W tym momencie chyba tylko Max Fricke będący w tragicznej dyspozycji jest w zasięgu Nilssona.

Stały zestaw międzynarodowy
Żaden kraj nie ma więcej niż trzech zawodników, ale różnorodności zbyt wielkiej nie ma. Podobną grupą zawodników, jak my mogą się pochwalić także Duńczycy, Brytyjczycy oraz Australijczycy. Dodajmy do tego dwóch Szwedów oraz rodzynka ze Słowacji i na tym koniec. Martin Vaculik to chlubny wyjątek speedwaya u naszych południowych sąsiadów. Jednak poza tym raczej tradycyjne żużlowe nacje biorą udział w prestiżowym (?) cyklu o mistrzostwo świata.

Prestiżem może być jedynie walka o medale, bo trudno tym nazwać nagrody finansowe. Przy okazji wyliczeń zarobków Bartosza Zmarzlika za ubiegły sezon wyszło, że Polak na torach GP zarobił około… dziesięć razy mniej, niż na ligowych stadionach. Oczywistym jest, że sponsorzy chętniej dotują zawodników jeżdżących po całej Europie, niż tylko do Grudziądza czy Krosna, jednak to nadal nie powoduje wzrostu nagród finansowych od samych organizatorów cyklu.

Stagnacja kalendarza
Przejęcie cyklu Grand Prix ze strony grupy Discovery miała oznaczać rozwój speedwaya nie tylko w Europie, ale także poza nią. Niestety, kolejny sezon kalendarz cyklu niewiele się różni od tego, co było wcześniej. Co mamy na myśli? Gorican, Warszawa, Praga, Teterow, Gorzów, Malilla, Ryga, Cardiff, Vojens oraz Toruń. Taki zestaw widzieliśmy wielokrotnie, z niewielkimi modyfikacjami. Nadal najwięcej dostajemy rund w Polsce, ale pozostali tracą. Szwedzi czy Duńczycy mają tylko po jednych zawodach. Praga w kalendarzu jest od zawsze, podobnie jak Cardiff. Cieszyć mogą zawody w takich miejscach, jak Łotwa czy Niemcy. Niemniej jednak przydałoby się coś odświeżyć w kalendarzu i spróbować kierunków, które mogą napędzić zainteresowanie w większej liczbie państw.

Pierwsza runda bez reprezentanta gospodarzy
Niegdyś pewniakiem do dzikiej karty w Gorican był Jurica Pavlić, czyli syn właściciela całego kompleksu w Chorwacji. Odkąd jednak skończył karierę, miejscowi nie mają żadnego przedstawiciela, który gwarantowałby jakikolwiek przyzwoity poziom. Dlatego dziką kartę na zawody otrzymał Matej Zagar, co nie może nikogo dziwić. Niespodzianki pojawiły się jednak przy obsadzie rezerwowych. Zabrakło chociażby Maticia Ivacicia, który potrafi na dobrym poziomie ścigać się na drugoligowych torach. 30-latek ostatnio zaliczył kraksę podczas eliminacji do SEC Challenge, która skończyła się wybitym barkiem, ale brak wcześniejszej nominacji może być dziwnym. Rezerwowymi będą zatem Słoweniec Nick Skorja oraz… 48-letni Węgier Norbert Magosi.

Problemem w rozegraniu sobotnich zawodów może być pogoda. Wg prognoz w trakcie turnieju ma padać. Oby jednak nie skończyło się to przełożeniem jazdy na kolejny dzień, gdyż skutkowałoby to dużymi ruchami w naszym kraju, czytaj: przekładaniem meczów we Wrocławiu oraz Grudziądzu.

***

Początek sobotnich zawodów o godzinie 19:00.

Related Articles