Już w najbliższy weekend zakończą się zmagania w Ekstralidze 2023. Za nami 68 meczów, a przed nami dwa ostatnie, po których dowiemy się w jakich kolorach medale zawisną na szyjach trzech zespołów. Jedna z czterech ekip zostanie z niczym, lecz to nie spotkanie w Częstochowie, a we Wrocławiu budzi największe emocje. Czas na rewanżowe finały Ekstraligi!
Niedziela, 16:30 Włókniarz Częstochowa – Apator Toruń (40:50 po pierwszym meczu)
Mecz wstępnie planowany był na sobotę, ale z powodu zapowiadanych opadów deszczu został przełożony na niedzielę
Trzeba przyznać, że sporą przewagę torunianie wypracowali sobie pierwszym spotkaniem na Motoarenie. 10 punktów, a faktycznie to dziewięć oczek, bowiem w przypadku wygranej Włókniarza 50:40, to właśnie gospodarze rewanżu zgarną brązowe medale. Tak czy siak Apator wycisnął niemal maksa z pierwszego meczu o trzecie miejsce i dał sobie duże szansę przed rewanżem. Teraz jednak Anioły muszą pojechać znacznie lepsze zawody, niż to, co pokazali podczas wyjazdu do Wrocławia. W teorii tam mocniejszy rywal, ale jadący w pięciu potrafił ich pokonać dwunastoma punktami.
W pierwszym meczu liderem po raz kolejny był Emil Sajfutdinow, który po komplecie przeciwko Sparcie u siebie, zdobył następnego maksa – 15 “oczek”. Tutaj niespodzianki nie było żadnej. Ponownie w rolę lidera wcielił się zaś Robert Lambert, który przecież kompletnie położył mecz na Dolnym Śląsku. Cieszyć może także postawa duetu krajowych seniorów – Wiktor Lampart i Paweł Przedpełski. Pierwszy zgarnął 9+1, a drugi 7+2. Apogeum ich występu był bieg 14., w którym pokonali podwójnie parę Drabik i Michelsen zapewniając wówczas wygraną swojemu zespołowi. Wydaje się, że jeśli nawet zanotują nieco słabsze występy, np. na poziomie 5-7 “oczek” w rewanżu, to powinno wystarczyć do brązu, jeśli nie zawiodą rzecz jasna liderzy. Niestety, po raz kolejny słabe zawody za sobą miał Patryk Dudek. Wychowanek Falubazu po pokonaniu Leona Madsena na otwarcie, później przywiózł punkty na juniorze rywali oraz swoim koledze z pary. Dla niego najlepiej, gdyby obecny sezon dobiegł końca, ponieważ to naprawdę trudny rok dla niego. Średnia 1,750 to już słaby wynik dla takiego jeźdźca, który dzisiaj jest dopiero 26. zawodnikiem Ekstraligi.
Narzekać mogą także w Częstochowie. Szansę na brąz są, lecz do tego potrzebni są liderzy. W Toruniu żaden z zawodników nie przekroczył bariery 10 punktów. Madsen niby nie najgorzej, ale jeden wygrany bieg to za mało. Michelsen znowu słabo – 6 pkt. Cieszyć mogą jedynie przebłyski Drabika oraz Miśkowiaka – 8+1 i 8+2. Zwłaszcza ten drugi zadziwił, bowiem przywiózł dwie trójki. Dla porównania cała reszta zespołu zanotowała ich… trzy (Madsen, Drabik i Kupiec w juniorskim). To pokazuje, że Lwy także bardzo się męczą pod koniec sezonu. A trzeba pamiętać, że ten skład przecież zbyt bardzo się nie zmieni. Poza planowanym odejściem Miśkowiaka do Gorzowa, pozostali nadal mają reprezentować barwy Włókniarza.
Martwić w ostatnim czasie może zwłaszcza postawa Kacpra Woryny. Licząc trzy ostatnie mecze, na jego koncie można było zapisać łącznie 8 punktów! To po prostu kompromitacja żużlowca, który miał uchodzić za krajowego lidera kandydata do medalu. Woryna jest zdecydowanie cieniem samego siebie i teraz nie ma nawet jak się wytłumaczyć kontuzją z początku sezonu, po której potrafił notować naprawdę bardzo dobre występy.
Niedziela, 19:15 Sparta Wrocław – Motor Lublin (39:51)
Z jednej strony dwanaście punktów przewagi, a z drugiej ogromny niedosyt. Tak pierwszy mecz finałowy może podsumować Motor Lublin. Aktualny mistrz kraju po kontuzjach Taia Woffindena i Macieja Janowskiego oraz niemożliwości użycia przez Spartę zastępstwa zawodnika, dostał autostradę po obronę tytułu. Trzeba jednak przyznać, że mocno musiał się namęczyć, by na rewanż jechać ze sporą zaliczką. Po stronie gospodarzy trudno się czepiać kogokolwiek, może poza Dominikiem Kuberą, który pojechał poniżej swojego najwyższego poziomu. Warto dodać, że tuż przed piątkowym finałem SEC i drugim meczem finałowym “Domin” dostał dziką kartę na rundę Grand Prix w Toruniu. Oby tym razem wychowanek Unii Leszno mógł pojechać w zawodach bez żadnego szwanku, jak to miało miejsce w przypadku turnieju w Warszawie.
Z 1:5 na 3:3! 🔥 Tak jeździ się w finale PGE Ekstraligi. 🔥 Artiom Łaguta stracił najpierw drugą pozycję na rzecz Jacka Holdera, a potem trzecią z Fredrikiem Lindgrenem. Po dwóch seriach Platinum Motor ma osiem punktów przewagi. 🤯
📺 Wielki Finał PGE Ekstraligi Platinum Motor -… pic.twitter.com/8FyeQ0duBb
— CANAL+ SPEEDWAY (@CPLUS_SPEEDWAY) September 17, 2023
Lublinianie w pierwszym meczu pojechali bardzo równo. Najlepiej wypadł Jarosław Hampel. “Mały” do ostatniej gonitwy stracił tylko punkt – na Danie Bewleyu, ale w 15. biegu przywiózł “śliwkę” w doborowej obsadzie. Bez błysku pojechał Bartosz Zmarzlik, na którego musiały negatywnie wpłynąć wydarzenia z Vojens. W sobotę nie mógł pojechać w GP, a w niedzielę przywiózł tylko jedną trójkę. Tylko, bowiem przy jego możliwościach to wynik trochę poniżej oczekiwań.
Wrocławianie z jednej strony nie mogą narzekać na wynik, który zrobili w… trzech. Tak, należałoby nazwać pierwszy finał. Bewley 16, Łaguta 12 oraz Pawlicki 10 to niemal wszystko, bo cała reszta dorzuciła punkt w biegu juniorskim, który należał im się z urzędu. To właśnie postawa Bartłomieja Kowalskiego była najwiekszym rozczarowaniem pierwszego meczu. Brązowy medalista cyklu o mistrzostwo świata juniorów miał jednak w piątkowy wieczór w Vojens spory kłopot. Doszło do kontroli jego silnika, który po rozebraniu i złożeniu z powrotem, stracił na swojej magii, którą miał chociażby w półfinałach Ekstraligi. Stąd też brak pokonanego rywala w Lublinie, a jedyne oczko zdobyte na Kevinie Małkiewiczu.
Oczywiście finalnie trudno mieć pretensje do Sparty Wrocław o ten wynik, bowiem brak dwóch podstawowych ogniw, brak możliwości stosowania “zetzetki” oraz konieczność odjechania czterech biegów przez duet Bailey i Andrzejewski to wystarczające przeszkody, by nie zdobyć 40 punktów na torze mistrza kraju.
W pierwszym finale tegorocznego sezonu PGE Ekstraligi bezapelacyjnie najlepszym zawodnikiem był Daniel Bewley. 🥳Brytyjczyk pomylił się tylko raz. Oglądajcie ostatni bieg tego meczu w którym działo się także na końcu stawki! 🔥
📺 Finał PGE Ekstraligi oglądaj w CANAL+ online:… pic.twitter.com/NS4EciVRVa
— CANAL+ SPEEDWAY (@CPLUS_SPEEDWAY) September 22, 2023
Jednak przed rewanżem jest dobra wiadomość. Do awizowanego składu wrócił Tai Woffinden. Brytyjczyk pojawił się pod numerem 9 i wszystko wskazuje na to, że zobaczymy go na Stadionie Olimpijskim. To zdecydowanie powinno pomóc wrocławianom w drugim meczu i daje im jakiekolwiek szansę. Jednak drugą dziurę w składzie zajmie Connor Bailey. W tym przypadku wydaje się jednak, że Brytyjczyk będzie pełnić rolę “kevlaru”, czyli będzie zastępowany po dwa razy przez Bartłomieja Kowalskiego oraz Kevina Małkiewicza. Sytuacja ku temu idealna. Bailey jest ustawiony pod numerem 12, co oznacza, że pojedzie w barze z Bewleyem, 2x z Łagutą oraz Woffindenem. Trudno powiedzieć, jaki rozkład zmian wybierze Dariusz Śledź, lecz w ostatnim przypadku – z Woffindenem – bezwzględnie powinien pojechać mocniejszy z juniorów, czytaj: Kowalski. Tak czy siak liczba biegów, w których pojawi się pełna obsada, z szansami na punkty, ze strony Spartan rośnie. To daje im nadzieję na odrabianie strat. Z drugiej strony należy pamiętać, że Motor przecież wygrał we Wrocławiu będąc osłabiony brakiem Jacka Holdera, gdy gospodarze jechali w pełnym składzie.