Skip to main content

Polska, Dania, Szwecja, Wielka Brytania, Australia, w mniejszym stopniu również Rosja, Czechy, Finlandia, Łotwa Niemcy czy Węgry. W tych krajach w świadomości kibica sportowego funkcjonuje żużel. Na upartego moglibyśmy tu doliczyć jeszcze kilka krajów, ale wyłącznie na upartego. Nikt nie ma wątpliwości – speedway to dyscyplina niszowa, która króluje przede wszystkim w Polsce. To właśnie nad Wisłą zarabia się najwięcej, a żużlowe stadiony potrafią wypełniać się w stopniu porównywalnym do piłkarskich. Ale czy sport żużlowy ma przyszłość? Patrząc na napływ świeżej krwi, można mieć spore wątpliwości.

CORAZ SŁABSZE GRAND PRIX?
Trudno nie odnieść wrażenia, że cykl Grand Prix, który wyłania Indywidualnego Mistrza Świata, staje się z roku na rok coraz słabszy. Dziś w zasadzie przed startem sezonu można zawiesić złoty medal na szyi Bartosza Zmarzlika. Nie umniejszamy naszemu trzykrotnemu mistrzowi, ale wydaje się, że gdyby urodził się jakieś 10 albo 20 lat wcześniej, mógłby mieć dużo większe problemy z seryjnym stawaniem na podium cyklu. Dość powiedzieć, że niesamowicie utalentowany Jarosław Hampel koniec końców nigdy nie został mistrzem świata, a legenda polskiego speedway’a, Tomasz Gollob, zdobył złoto zaledwie raz!

Jednak obaj musieli rywalizować z zawodnikami pokroju Tony’ego Rickardssona, Jasona Crumpa, Nickiego Pedersena, Grega Hancocka i kilku innych. Wejść na szczyt było bardzo ciężko. Rickardsson zdobył złoto 6 razy, Crump i Pedersen po 3 razy, Hancock w sumie aż 4, ale większość już w mocno zaawansowanym wieku, gdy część asów zeszła już ze sceny. Tak czy owak – cykl jeszcze 10 lat temu wydawał się dużo bardziej elitarny, nie wspominając już o cofnięciu się o dwie dekady.

Spójrzmy na skład Grand Prix z 2003 roku.
1. Tony Rickardsson
2. Jason Crump
3. Ryan Sullivan
4. Leigh Adams
5. Mikael Max
6. Greg Hancock
7. Tomasz Gollob
8. Mark Loram
9. Billy Hamill – zrezygnował z udziału w cyklu
10. Lukas Dryml
11. Rune Holta
12. Nicki Pedersen
13. Scott Nicholls
14. Andreas Jonsson
15. Todd Wiltshire
16. Krzysztof Cegielski
17. Lee Richardson
18. Bohumil Brhel
19. Piotr Protasiewicz
20. Bjarne Pedersen
21. Tomasz Bajerski
22. Jason Lyons
23. Hans Andersen – w miejsce Billy Hamilla

A teraz skład z sezonu 2013:
1. Chris Holder
2. Nicki Pedersen
3. Greg Hancock
4. Tomasz Gollob
5. Emil Sajfutdinow
6. Antonio Lindbaeck
7. Fredrik Lindgren
8. Andreas Jonsson
9. Martin Vaculik
10. Jarosław Hampel
11. Krzysztof Kasprzak
12. Matej Zagar
13. Niels Kristian Iversen
14. Tai Woffinden
15. Darcy Ward

I dla porównania tegoroczna ekipa:
1. Bartosz Zmarzlik
2. Leon Madsen
3. Maciej Janowski
4. Fredrik Lindgren
5. Robert Lambert
6. Daniel Bewley
7. Patryk Dudek
8. Tai Woffinden
9. Martin Vaculik
10. Jason Doyle
11. Mikkel Michelsen
12. Jack Holder
13. Max Fricke
14. Anders Thomsen
15. Kim Nilsson

Może to przejaw boomerstwa i typowego myślenia „kiedyś to było”, ale coś mi mówi, że poziom spada…

ZMARZLIK I DŁUGO, DŁUGO NIC
Oczywiście, Zmarzlik to fantastyczny zawodnik, ale wobec wykluczenia z cyklu SGP Rosjan (Artioma Łaguty i Emila Sajfutdinowa) nie ma on praktycznie żadnej sensownej konkurencji. Jedna statystyka powie tutaj więcej niż cały referat. Seria kolejnych awansów do półfinałów. Zmarzlik ma ich już 41. Oznacza to, że od 41 turniejów GP zawsze melduje się w najlepszej ósemce. Żaden z zawodników nie nabił sobie aktualnie serii nawet pięciu… Dan Bewley miał taką przed ostatnim turniejem w Gorzowie, ale na „Jancarzu” w półfinale się nie zameldował. Fredrik Lindgren i Martin Vaculik przerwali serię pięciu półfinałów z rzędu podczas GP Niemiec w Teterowie. Obecnie najdłuższą serię, poza Zmarzlikiem rzecz jasna, notuje Jack Holder – cztery kolejne półfinały…

Czy na horyzoncie niebawem pojawi się godny rywal dla Zmarzlika? Nie widać go zagranicą – przynajmniej tak długo jak (całkiem słusznie) sekowani są Rosjanie – nie za bardzo widać też w kraju. Patryk Dudek jest w słabiutkiej formie, Maciej Janowski jest nierówny, a Dominik Kubera nie potrafi nawet awansować na stałe do cyklu. Dość powiedzieć, że przy ustalaniu składu na zbliżający się Drużynowy Puchar Świata trzeba brać pod uwagę wiekowych Janusza Kołodzieja czy Jarosław Hampela. Może więc w młodości siła?

NIE MA ZDOLNEJ MŁODZIEŻY?
Ano niekoniecznie. Klubowym kolegą Zmarzlika w Motorze Lublin jest Mateusz Cierniak, czyli aktualny mistrz świata juniorów. W tym roku Cierniak prawdopodobnie obroni tytuł. I wielce prawdopodobne, że przed nim ciekawa i owocna kariera. Chłopak rozwija się bardzo harmonijnie. Problem w tym, że tak jak Zmarzlik nie ma z kim rywalizować w SGP, tak Cierniak nie bardzo ma godnych rywali w SGP2. Za najgroźniejszych rywali Cierniaka uchodzą Bartłomiej Kowalski (świetny sezon w Sparcie Wrocław) i Damian Ratajczak (przebłyski w Unii Leszno). 10 punktów straty do Cierniaka, podobnie jak Kowalski, ma Keynan Rew, ale jego póki co Ekstraliga zweryfikowała negatywnie. Na kolejną szansę musi poczekać. W bieżącym sezonie Rew wylądował na zapleczu polskiej elity, w gdańskim Wybrzeżu. Cokolwiek dobrego w SGP2 można jeszcze napisać o Emilu Breumie i Mathiasie Pollestadzie, ale ani Duńczyk, ani Norweg nie wyglądają na wielką przyszłość czarnego sportu.

W zeszłym roku Cierniak o IMŚJ rywalizował przede wszystkim z Jakubem Miśkowiakiem, Janem Kvechem i Wiktorem Lampartem. Dwaj Polacy skończyli wiek juniora i wylądowali w tym roku w formacjach U-24 swoich drużyn, gdzie spisują się słabiutko. Kvech nieźle radzi sobie, ale tylko na zapleczu Ekstraligi, tak jak Rew.

Można jeszcze wspomnieć o Wiktorze Przyjemskim, który wprawdzie w SGP2 nie jedzie, ale znakomicie spisuje się w 1. Lidze Żużlowej i wszyscy oczekują jego transferu (lub awansu) do Ekstraligi. Niektórzy mówią, że to talent na miarę Zmarzlika, ale póki co trudno to zweryfikować, skoro nie rywalizuje z najlepszymi.

Podsumowując – na dziś w najlepszej żużlowej lidze świata są dwaj juniorzy, którzy sporadycznie potrafią rzucić rękawice seniorom – to Cierniak i Kowalski. Nie ma żadnych innych nazwisk, nawet na horyzoncie.

STATYSTYKI SĄ BRUTALNE
Podeprzyjmy się raz jeszcze liczbami. Cierniak ma w obecnym sezonie 20. średnią biegopunktową w Ekstralidze (1.933). Kowalski jest trzy oczka niżej (1.811). Do kolejnego juniora trzeba już trochę „poscrollować” – 38. pozycja to Kacper Pludra (1.419). W czołowej „40” nie ma więcej młodzieżowców. Powiedzieć, że bez szału, to jak nic nie powiedzieć. Szczególnie, że wszyscy panowie te statystyki nieco poprawiają sobie udziałem w biegu juniorskim. Po przejściu do wieku seniora (czy też zawodnika U-24) o wykręcenie podobnej średniej będzie znacznie ciężej.

Ale nie ograniczajmy się do Polski. Sprawdźmy jak wyglądają te statystyki w dwóch innych dużych ligach. Pora na wycieczkę do Szwecji. W Elitserien najlepszym juniorem jest niejaki Philip Hellstroem-Baengs, notujący średnią biegopunktową na poziomie 1.516, co daje mu 29. miejsce w klasyfikacji. Oczko niżej jest inny Szwed, Anton Karlsson, ze średnią 1.5. Kilka pozycji niżej jest wspomniany już Wiktor Przyjemski. Wśród najlepszych o punkty nie jest już tak łatwo jak w pierwszoligowej Polonii Bydgoszcz w Polsce – średnia 1.381 nie powala. Pod koniec czołowej czterdziestki odnotujmy jeszcze obecność kolejnego anonima, Caspera Henrikssona.

Dokładnie taki sam eksperyment zrobimy jeszcze w Anglii. 19-letni Niemiec Norick Bloedorn ma średnią 1.756, co daje mu 20. miejsce w Elite League. Pięć pozycji niżej jest Tom Brennan (1.652). Trudno o zachwyty, zważywszy na to, że w Anglii nie uświadczysz czołowych żużlowców z Polski czy Danii, co znacząco obniża poziom ligi.

DOMINACJA POLAKÓW
Na 12 ostatnich mistrzów świata juniorów, tylko trzech nie pochodziło z Polski – Michael Jepsen Jensen (2012), Max Fricke (2016) i Jaimon Lidsey (2020). Polacy na ogół obskakują dwa, a czasem nawet trzy miejsca na podium IMŚJ. W 2019 roku złoto zdobył Maksym Drabik, srebro Bartosz Smektała, a brąz Dominik Kubera. Każdy z nich należy do solidnych jeźdźców Ekstraligi. Jak będzie w przyszłości? O ile Cierniak i Kowalski już teraz pokazują się z niezłej strony, o tyle pozostali raczej nie rokują.

Zresztą, w Ekstralidze U-24, która rozgrywa swój drugi w historii sezon, także trudno o jakieś perełki. Listę klasyfikacyjną otwiera Kacper Pludra, a za nim jest Marko Levishyn – 22-letni Ukrainiec z Wilków Krosno. Pewnie, gdyby nie obowiązek wystawiania dwóch polskich młodzieżowców, dostałby on już swoją szansę w Ekstralidze. Na taką szansę mógłby pewnie też liczyć 23-letni Matias Nielsen, który w barwach Ostrovii U-24 wykręcił jak dotąd średnią 2.538. Wciąż mówimy jednak o średniej klasy żużlowcach, którzy mogliby otrzymać szansę w elicie, gdyby ktoś zmienił przepisy. Naprawdę mocny zawodnik nie musiałby martwić się o furtki lub blokady regulaminowe – po prostu każdy chciałby zakontraktować takiego jeźdźca. Problem w tym, że napływu świeżej krwi nie widać, a poza Polską nie widać już praktycznie wcale.

CO DALEJ?
Może wysnuwanie daleko idących wniosków to błąd. Może po latach chudych, przyjdą tłuste. Może pojawią się nowe ośrodki speedway’a na świecie i zrobi się większy boom na czarny sport. Jednak dziś wygląda na to, że żużel raczej się zwija, aniżeli rozwija. Nie widać za wiele zdolnej młodzieży poza Polską, a i nad Wisłą jakby doszło do zastoju. Odbiło się to już na poziomie Grand Prix. Jeśli Zmarzlik będzie chciał pojeździć np. do 40 roku życia, to może skończyć karierę jako kilkunastokrotny mistrz świata. Za kilka miesięcy sięgnie po swoje czwarte złoto, a ma przecież dopiero 28 lat. Hancock swoje ostatnie mistrzostwo świata zdobywał mając na karku – bagatela – 46 wiosen! Kto rzuci wyzwanie Bartkowi? Czy w niedalekiej przyszłości czeka nas eksplozja jakichś talentów? A jeśli tak, to czy będą to także talenty wychowane gdzieś indziej niż w Polsce? Jeśli te trendy się utrzymają, to za kilka dekad hasło „Polska mistrzem Polski” w żużlu będzie jak najbardziej prawdziwe, bo po prostu nasi nie będą mieli z kim rywalizować. To zapewne temat na dłuższą dysertację, obejmującą aspekty infrastruktury, finansowania, logistyki żużla i jeszcze kilku innych kwestii. Na pewno jednak ten sezon daje mocno do myślenia.

Related Articles