W Ekstralidze pozostała już tylko niewiadoma. Czy na najwyższym stopniu podium staną żużlowcy Motoru Lublin czy Stali Gorzów? Gospodarze mają do odrobienia aż 12 punktów straty z Gorzowa. Nie oznacza to jeszcze pewnej koronacji gorzowian, ale to oni są o spory krok bliżej tytułu. Czy Motor stać na skuteczną pogoń?
Niedziela, 19:15 Motor Lublin – Stal Gorzów
Aż dwanaście punktów ma do odrobienia najlepszy zespół tego sezonu w Ekstralidze. W teorii wszystko do zrobienia, ale praktyka może okazać się znacznie trudniejsza. Lublinianie odjechali najgorszy mecz w sezonie akurat w finale. Co ciekawe Motor przecież prowadził w połowie zawodów na Jancarzu. Druga część spotkania to absolutna dominacja Stali, która wypracowała sobie pokaźną zaliczkę. Teraz gorzowianom wystarcza 40 punktów do złota. Jak chcą to zrobić? M.in. roszadami w składzie!
Stanisław Chomski mocno zamieszał żelaznym ustawieniem drużyny. Martin Vaculik zmienia numer z 3 na 5, co oznacza, że para rozpoczynająca mecze: Woźniak – Vaculik została rozdzielona. Pod trójkę trafił Anders Thomsen, za którego będzie stosowanego zastępstwo zawodnika. Nie zdziwi nikogo zatem występ Bartosza Zmarzlika w gonitwie otwierającej mecz. Co ciekawe mistrz świata trafił pod “czwórkę”. To oznacza, że pojedzie w biegu czwartym na początek. Chomski chyba chciał uniknąć momentu, w którym już w pierwszej serii lublinianie wyprowadzą szybkie ciosy i przewaga zostanie drastycznie zmniejszona. Tak przecież Motor zrobił z Apatorem w rewanżowym półfinale.
Tutaj wydaje się, że taktyka gości ma spory sens. Numery startowe oznaczają, że Chomski może albo rozpocząć mocnymi armatami, albo wystawić je tuż przed biegami nominowanymi. W biegu 11. ma planowo Woźniaka i Zmarzlika, a na bieg 13. może przytrzymać Zmarzlika, jeśli nie zdecyduje się na niego od razu. Wówczas mistrz świata pojechałby w parze z Martinem Vaculikiem. To oczywiście pewne ryzyko, gdyby gospodarze ruszyli mocno. Z drugiej strony można wystrzelać się z armat na początku, a potem tego żałować. Pod względem taktycznym to będzie kapitalne widowisko.
Motor Lublin chciałby powtórzyć wynik z fazy zasadniczej. Wtedy wygrał 59:31, ale to nijak się nie przekłada na obecną sytuacje. Wtedy w pełni zdrowy był Mikkel Michelsen, a goście przyjechali bez Vaculika i Palucha do Lublina, nie stosując zz-etki oraz nie robiąc jakichkolwiek zmian taktycznych. Co więcej, nie wystawiając Zmarzlika w biegach nominowanych.
Teraz Motor nie ma wyjścia, musi od początku mocno ruszyć. Potrafi to zrobić, jednak do tego potrzebna jest dobra jazda całego zespołu, a nie tylko Dominika Kubery, jak to było dwa tygodnie temu. Wszyscy liczą, że Michelsen się wykuruje, a Hampel pojedzie na poziomie, do którego wszystkich przyzwyczaił. Juniorzy także spisują się nieco lepiej niż w środkowej fazie sezonu. To powinno już pomóc zbudować pewną przewagę nad duetem Paluch i Bartkowiak. Kilka punktów może być kluczowych w kontekście odrabiania strat.
Do tej pory lublinianie odjechali dziewięć domowych meczów w tym sezonie. Statystyka jest dla nich korzystna pod kątem finału – siedem razy zdobywali przynajmniej 51 punktów. Dwukrotnie im się to nie udało: 50 ze Spartą oraz 47 z Włókniarzem. Tyle że obecna seria to pięć kolejnych spotkań, w których lublinianie przekraczali taką barierę.
Mecz finałowy to także pożegnanie dla kilku zawodników. Już wiadomo, że Mikkel Michelsen i Maksym Drabik odchodzą z Motoru. Podobnie sprawa wygląda po drugiej stronie – Bartosz Zmarzlik lada moment trafi do… Lublina. Może z Gorzowa odejść jako aktualny mistrz Polski i pognębić swojego przyszłego pracodawcę. Może jednak przegrać finał ze swoim nowym klubem i trafić do aktualnego mistrza Polski. Sytuacja win-win? Nie! Zmarzlik półśrodków nie uznaje i pojedzie tylko o wygraną, jak przystało na wielkiego mistrza i prawdziwego profesjonalistę. Zresztą, próbkę tego dał już dwa tygodnie temu w Gorzowie.