Obawy były niepotrzebne. Bartosz Zmarzlik zrobił wszystko tak, jak mógł to sobie wyobrazić lub po prostu zaplanować. Przyjechał do Torunia, pojechał dobre kwalifikacje, świetne zawody i zgarnął czwarty tytuł mistrza świata w karierze. Już dziś jest w ścisłym panteonie najwybitniejszych jednostek tego sportu, a przed nim jeszcze zapewne wiele lat znakomitej kariery.
Przypomnijmy, że Zmarzlik miał spokojnie pieczętować tytuł już dwa tygodnie temu w Vojens, ale finalnie w ogóle w tych zawodach nie pojechał, bo został zdyskwalifikowany za nieoznaczony odpowiednimi logotypami kewlar, którego użył w sesji kwalifikacyjnej. Fredrik Lindgren odrobił aż 18 punktów straty do Polaka, ale 6 pozostało do dziś.
6 punktów – i dużo i mało. Gdyby Lindgren wygrał na Motoarenie, Zmarzlik musiałby zająć 3. miejsce. Przy czwartym potrzebny byłby bieg dodatkowy o tytuł IMŚ pomiędzy tą dwójką. Można się było wpakować w niezłą kabałę.
O sam awans Zmarzlika do półfinału raczej martwić się nie było trzeba. Bartek gdy już stratuje w zawodach, praktycznie zawsze melduje się w TOP 8. I dziś również nie było o to wielkiej spiny. Stracił trzy punkty w fazie zasadniczej, ale i tak okazał się w niej najlepszy i na pewniaka wszedł do półfinałów. Zameldował się tam również Lindgren, nie zabrakło również walczących o brąz Jacka Holdera i Martina Vaculika oraz – co zaskakujące – Patryka Dudka. Poza półfinałami znalazł się Dominik Kubera. Jeśli tym występem miał przekonać władze światowego żużla do przyznania mu stałej dzikiej karty na sezon 2024 to… No cóż – nie przekonał.
Wróćmy do walki o medale. Najpierw rozstrzygnęła się ta o brąz. Holder w swoim półfinale zajął ostatnie miejsce i musiał liczyć, że Vaculik zrobi dokładnie to samo. Słowak startował z pierwszego pola i wydawało się, że pewnie awansuje do finału, ale przegrał przetasowania na pierwszym łuku i przez chwilę faktycznie wylądował na samym końcu stawki. Dość łatwo poradził sobie jednak z Maxem Fricke i to w zupełności mu wystarczyło. Dojechał trzeci w tym biegu i został również trzecim zawodnikiem sezonu 2023. To pierwszy w historii IMŚ medal dla Słowaka. Wielka sprawa. Holder zajął 4. miejsce, ale pewnie przed sezonem brałby je w ciemno, a pamiętajmy, że Australijczyk stracił jedno Grand Prix przez kontuzję. Gdyby nie to, podium SGP w tym sezonie składałoby się wyłącznie z żużlowców Motoru Lublin. Ale to didaskalia.
Walka o złoto rozstrzygała się w finale, bowiem zarówno Zmarzlik, jak i Lindgren, pewnie wygrali swoje biegi półfinałowe. Obaj wystrzelili spod taśmy jak z katapulty i pewnie popędzili do mety. Motoarena wstrzymała więc oddech, bowiem w ostatnim biegu sezonu pod taśmą zameldowali się dwaj najwięksi rywale, czyli Zmarzlik i Lindgren, a asystować mieli im Dudek oraz Leon Madsen, jadący dziś od samego początku więcej niż solidnie.
Dudek finał oglądał z bezpiecznego dystansu. Ani przez moment nie było mowy, by żużlowiec Apatora miał włączyć się walkę o podium. Ale ani przez moment nie było też wątpliwości, kto wygra ten bieg. Lindgren zaspał na starcie i w zasadzie od początku skupił się na walce z Madsenem, podczas gdy Zmarzlik prowadził z ogromną przewagą, ku euforycznej radości dziesiątek tysięcy polskich kibiców na toruńskim obiekcie. To było jak bieg pokazowy. Zmarzlik dopadł do mety z przygniatającą przewagą, a Lindgren i Madsen toczyli piękny bój… totalnie o nic. Wygrał go Szwed, więc ostatecznie zawody na Motoarenie zakończyły się tak jak cały sezon – Zmarzlik pierwszy, Lindgren drugi.
W TOP 6 sezonu znaleźli się jeszcze – Vaculik (brąz), Holder (4), Madsen (5) i Robert Lambert (6). Taki układ oznacza, że z Grand Prix Challenge do przyszłorocznego cyklu awansuje na 100% Jan Kvech.
A teraz akapit peanów pod adresem Zmarzlika. Komentatorzy dzisiejszego turnieju słusznie zauważyli, że Tony Rickardsson, sześciokrotny mistrz świata, musi już zdawać sobie sprawę, że wyrok zapadł, a egzekucja za kilka lat. Zmarzlik prawdopodobnie pobije wszystkie żużlowe rekordy. Już dziś wyrównał rekord Jasona Crumpa w liczbie indywidualnych zwycięstw w pojedynczych zawodach Grand Prix – panowie mają po 23 wiktorie. Zmarzlik pewnie gdzieś koło kwietnia lub maja przyszłego roku wysforuje się na samodzielne prowadzenie, a potem będzie śrubował ten rekord. Ten facet ma dopiero 28 lat!
I ma też sezon życia. Nie tylko został mistrzem świata solo. Zdobył też złoto z reprezentacją Polski w powracającym cyklu Drużynowego Pucharu Świata. Ponadto został indywidualnym mistrzem kraju oraz drużynowym mistrzem kraju. W zasadzie do kompletu zabrakło mu chyba tylko złota w Szwecji, ale w tamtejszej lidze jego drużyna sięgnęła po brąz ligi. Wciąż są więc rezerwy…
A tak zupełnie poważnie – Bartkowi ten tytuł należał się od samego początku sezonu i chyba sam Lindgren wie o tym najlepiej. Vojens dodało tej rywalizacji trochę dramaturgii, dzięki czemu kibice podczas dzisiejszych zawodów na Motoarenie nie nudzili się do samego końca. Widocznie tak miało być.