Cel na dzisiejszy wieczór w Malilli był prosty – zakończyć zawody wyżej od Leona Madsena. To niemal na 100% dałoby tytuł mistrza świata Bartoszowi Zmarzlikowi. Polak zrealizował cel w najlepszy możliwy sposób – wygrał Grand Prix Szwecji!
Faktem jest, że Zmarzlik mistrzem świata został już po pierwszym biegu półfinałowym, w którym zresztą nie występował. Leon Madsen zdefektował i zajął ostatnie miejsce, a to oznaczało, że Zmarzlik na 100% nie zajmie w tych zawodach niższej lokaty niż Duńczyk. Nawet gdyby żużlowiec Stali Gorzów dojechał w swoim półfinale do mety ostatni, to miał w fazie zasadniczej więcej punktów. Sprawa była więc jasna – niezależnie od wyniku dwóch ostatnich gonitw w tym turnieju, Zmarzlik wrócił na tron po rocznej przerwie.
Jednak Bartek pokazał, że mistrzostwo zdobyć trzeba w świetnym stylu. Wygrał zarówno półfinał, jak i później bieg finałowy. W obu prowadził praktycznie od startu. W finale trochę kąsał go szybki jak niemal zawsze w Malilli Fredrik Lindgren, ale reprezentant Trzech Koron musiał uznać wyższość nowo koronowanego mistrza. Walka o 3. miejsce w biegu finałowym rozstrzygnęła się pomiędzy duetem żużlowców Sparty Wrocław. Maciej Janowski wyprzedził na trasie Taia Woffindena i na podium mieliśmy tym samym dwóch biało-czerwonych.
Całkiem możliwe, że dwóch Polaków będziemy mieli też na podium całego cyklu. Dziś Patryk Dudek przepadł w półfinale, ale wobec słabiutkiego występu Dana Bewley’a wspiął się na najniższy stopień podium klasyfikacji generalnej. Walka o brąz w toruńskim Grand Prix za dwa tygodnie zapowiada się ciekawie. Dudek ma 100 pkt, Robert Lambert 97, Bewley 93, Lindgren i Janowski po 92. Znajomość Motoareny będzie dużym atutem Dudka i Lamberta i wielce prawdopodobne, że to pomiędzy tym duetem rozstrzygną się losy brązowego krążka. Madsen ze swoim srebrem jest na 99% poza zasięgiem – ma 17 pkt przewagi nad „Duzersem”.
Wróćmy jednak do bohatera dzisiejszego wieczoru. Zmarzlik sięgnął po trzecie w karierze złoto. Ogółem ma w dorobku trzy złote, dwa srebrne i jeden brązowy medal IMŚ. Wiele wskazuje na to, że ten dorobek może za parę lat być jeszcze okazalszy, bo mówimy wszakże o żużlowcu 27-letnim. Dość powiedzieć, że niesamowity Greg Hancock swoje ostatnie złoto zdobywał w wieku… 46 lat. W tym sporcie 30 parę lat na karku to nie jest jeszcze wiek zmuszający do myśleniu o końcu kariery. Najwięcej złotych krążków w dziejach speedway’a zdobył Tony Rickardsson – 6. Łącznie uzbierał aż 11 medali. W liczbie medali równych nie ma sobie Hans Nielsen – 12. Czy kogokolwiek zdziwiłoby, gdyby za parę lat to Zmarzlik zdystansował obu panów?
To być może zbyt dalekie wybieganie w przyszłość. Dziś jest czas radości, czyli coś, czego ostatnimi czasy w polskim sporcie nie brakuje. Tydzień temu świętowaliśmy sukces Igi Świątek, awans siatkarzy do finał mundialu czy… zwycięstwo Zmarzlika w Vojens. Kolejna sobota jest znowu bardzo szczęśliwa, a jutro przy dobrych wiatrach koszykarze mogą dołożyć swój medalowy akcent. Chwilo trwaj!