Skip to main content

Rewanżowe półfinały DMP rozegrane zostaną w nietypowym cyklu piątek-piątek. Wszystko przez pogodowy alert dla Wrocławia i tej części kraju – zapowiadane są tam gigantyczne opady deszczu, a nawet powodzie i podtopienia. Szanse na rozegranie meczu Sparty ze Stalą były więc iluzoryczne – stąd decyzja o przełożeniu z niedzieli na piątek za tydzień. A dziś emocje w Lublinie, gdzie Motor będzie próbował odrobić dużą stratę z Torunia.

Piątek, 19:30 Motor Lublin – Apator Toruń (39:51 po pierwszym meczu)
Toruńskie Anioły to zespół, który w 2023 i 2024 roku już trzykrotnie pokonał Motor Lublin. Raz udało się to w ubiegłym sezonie, a w tym już dwukrotnie! W tym czasie tylko Sparta Wrocław wygrała więcej niż raz – dwukrotnie – mecze z lublinianami. O ile triumfy wrocławian nie były wielkimi niespodziankami, o tyle zwycięstwa Apatora to już inna bajka. Przed chwilą toruński klub przegrał oba mecze w pierwszej rundzie fazy play-off i tylko dzięki przepisowi o lucky loserze znalazł się w gronie półfinalistów. W nim jednak radzi sobie świetnie. 12 punktów przewagi po pierwszym meczu z mistrzem Polski to ogrom! W rewanżu Apator potrzebuje zdobycia 40 punktów i wskoczy do upragnionego finału. Łatwo nie będzie, ale ma ku temu przynajmniej trzy mocne argumenty. Mowa o liderach zespołu. Robert Lambert czwarty, Emil Sajfutdinow piąty i Patryk Dudek jedenasty – tak przedstawiają się miejsca w klasyfikacji indywidualnej liderów Apatora. W tym gronie Motor ma tylko dwóch zawodników – Bartosza Zmarzlika na prowadzeniu oraz Wiktora Przyjemskiego zamykającego TOP10. Tyle że budowa obu zespołów jest zupełnie inna. Bowiem na kolejnego zawodnika torunianie czekają do… 38. pozycji, gdzie jest Paweł Przedpełski. Motor swojego ostatniego seniora ma dziesięć pozycji wyżej!

To jednak właśnie liderzy zrobili wielką przewagę w pierwszym meczu. Wspomniany tercet odjechał niemal perfekcyjne zawody. Robert Lambert komplet 13+2, zaś Patryk Dudek i Emil Sajtutdinow stracili po jednym oczku – 13+1, przegrywając dwukrotnie z Dominikiem Kuberą. Jednak języczkiem u wagi niedzielnej potyczki na Motoarenie był Paweł Przedpełski. Jego 11+1, a także dwa indywidualne zwycięstwa i udział w 5:1 w przedostatniej gonitwie zrobiły prawdziwą robotę. Skoro czterech zawodników przywozi aż 50 punktów, wówczas kłopotem nie jest postawa pozostałych. Antoni Kawczyński zdobył punkt na koledze z pary, a Nicolai Heiselberg, Krzysztof Lewandowski oraz Mateusz Affelt przywieźli łącznie siedem zer! Gdy dodamy dwa kolejne od Kawczyńskiego, mamy łącznie dziewięć, czyli aż 60% z całego meczu. Tyle że kluczem do wygranej były podwójne zwycięstwa. A tych torunianie odnieśli aż pięć przy zaledwie jednym – juniorskim – po stronie Motoru. W dodatku było przy tym sporo kontrowersji, bowiem sędzia Krzysztof Meyze w kuriozalny sposób przerwał bieg juniorski i to w momencie, gdy goście wcale nie byli w sytuacji podwójnego prowadzenia. Różnie mogło się to skończyć. Co ciekawe ten sam sędzia został wyznaczony na… rewanż. W tym przypadku trąci do skandalem.

Problemem Motoru w pierwszym meczu był brak trójek. Dwie ze strony Kubery oraz po jednej Zmarzlik z Wiktorem Przyjemskim. Zresztą Zmarzlik miał gigantyczne kłopoty tamtego popołudnia. Poza pokonaniem pary Przedpełski i Heiselberg, pokonał jeszcze raz młodego Duńczyka i… na tym koniec. Aż trzykrotnie mistrz świata został przywieziony na 1:5 z perspektywy gości, a to już kompromitacja! Zresztą trzykrotne podwójne zwycięstwo zamknęło mecz z perspektywy gospodarzy. Po 12. wyścigach remis 36:36 zwiastował raczej, że goście idą pewnie po dobry wynik przed rewanżem. Tymczasem skończyły się biegi Heiselberga i juniorów i skończyły się jakiekolwiek kłopoty torunian. Jedynymi była świeca Lamberta w ostatniej gonitwie, ale Brytyjczyk opanował motocykl, który przy okazji ominął efektownie Sajfutdinow.

Ciekawie przedstawiają się składy awizowane na piątkowe spotkanie. Maciej Kuciapa dokonał roszady, której jeszcze nie robił. Fredrik Lindgren pojedzie dopiero w czwartym biegu, który do tej pory był dla Mateusza Cierniaka na otwarcie meczu. To też ukłon w stronę Szweda, który ani razu nie pojedzie po równaniu toru. Najpierw bieg czwarty, później dopiero siódmy, tuż przed równaniem, podobnie jak w przypadku 13., tuż przed nominowanymi. Nawet gonitwa dziewiąta będzie poprzedzona jednym wyścigiem po równaniu. Być może to pomoże Fredowi w łatwiejszym ściganiu po szerokiej, co jest domeną tego zawodnika. Z kolei Cierniak dostanie dwa wyścigi po równaniu toru, a także bieg 11., gdzie pojedzie z dwoma juniorami, co także powinno ułatwić punktowanie. Bez zmian pozycje Dominika Kubery oraz Bartosza Zmarzlika, a także juniorów. To właśnie duet młodzieżowców powinien zrobić największą przewagę. W pierwszym meczu było to 9:1, a teraz może być jeszcze wyżej, gdyż miejscowi będą celować w wygrane z Przedpełskim, a to głównie zadanie dla Przyjemskiego, który wg programu dostanie dwie takie szansę – czwarty i ósmy bieg. Trudno spodziewać się wówczas zmian taktycznych za wychowanka Apatora, gdyż te zapewne sztab gości będzie trzymał na zastępowanie Heiselberga.

Piątek 20 września (nowy termin), 20:30 Sparta Wrocław – Stal Gorzów (46:44)
Przez całą fazę zasadniczą wrocławianie nie wygrali ani jednego wyjazdowego meczu. Największym sukcesem był remis w Częstochowie zdobyty rzutem na taśmę. Tymczasem w play-offach dwie delegacje i dwa zwycięstwa. Skuteczność godna pozazdroszczenia i pokazująca, że Sparta poza domem potrafi być skuteczna i mocna. Jeśli ktoś chciał deprecjonować wygraną w Grudziądzu, to po meczu w Gorzowie już musiał się po prostu… zamknąć. Początek tamtej potyczki należał zdecydowanie do gospodarzy. 17:7 po pierwszej serii, w której Adam Bednar pokonał m.in. Macieja Janowskiego! Słabo w spotkanie wszedł Bartłomiej Kowalski, który później jednak pokazał, że jego fatalna dyspozycja wyjazdowa poszła już w niepamięć. Do końca zawodów przegrał jedynie z Andersem Thomsenem. Zabawnie to wygląda w statystykach. Średnia wyjazdowa nadal nijak się ma do domowej: 1,281 do 2,359, ale idzie ku dobremu. Zresztą w play-offach jego wynik dotychczasowy poza domem to 18+3. W fazie zasadniczej przez siedem spotkań zgarnął… 17+3. Krótko mówiąc w ciągu tygodnia więcej zrobił niż przez cały sezon!

Sparta jednak miała po prostu zespół. Znakomitym liderem jest Artem Łaguta, który pojechał na poziomie 15+1, przegrywając tylko dwukrotnie z Martinem Vaculikiem. Maciej Janowski 9+2, zaś Dan Bewley 7+1 i to wystarczyło, bowiem zdobycze juniorów oraz Francisa Gustsa to były drobne w portfelu. Jednak zanim wrocławianie pojechali do Gorzowa, głośno zrobiło się przy nazwisku Magica. Janowski udzielił wywiadu na stronie Red Bulla (swojego sponsora), gdzie skrytykował podejście Sparty do sprawy przedłużenia z nim kontraktu. – Wróciłem do Wrocławia w 2014 roku. Dekada w żużlu to szmat czasu. Przez ten okres nigdy nie prowadziłem rozmów z innymi klubami. Nie chciałem zmiany i zawsze wierzyłem, że jakoś się dogadamy i zostanę na kolejny rok. I tak zawsze było. Ale rozmawiać można wtedy, gdy obie strony tego chcą. Urodziłem się we Wrocławiu, mieszkam tu, jeżdżę dla klubu piętnasty sezon i naprawdę lubię reprezentować Spartę. Nie wszystko jednak jest w moich rękach (…) Nie wiem, co się dzieje i nie rozumiem tej sytuacji. Byłem na rozmowach w klubie, ale nie odczułem entuzjazmu i zbyt wielkiego zainteresowania, by kontynuować współpracę. Szkoda, ale takie jest życie. Zachowuję spokój, bo nie jestem już dzieckiem. Utrzymuję dużą grupę ludzi, inwestuję w park maszyn, mam rodzinę, za którą jestem odpowiedzialny. Dlatego chciałbym po prostu wiedzieć, na czym stoję. Tylko tyle i aż tyle. Liczę, że ta niepewność skończy się jak najszybciej – powiedział Janowski. Oliwy do ognia dolały jeszcze jego wypowiedzi w mix zonie po meczu w Gorzowie na antenie CANAL+, ale pożar ugaszony został w środowe popołudnie, gdy Sparta ogłosiła pozostanie swojego wychowanka na kolejny sezon.

Gorzowianie mogą być bardzo niezadowoleni po pierwszym meczu, bowiem brak wygranej u siebie to spory policzek. Tym bardziej że w fazie zasadniczej nie mieli kłopotów ze Spartą na Jancarzu – 55:35. Teraz jednak tylko Vaculik stanął na wysokości zadania – 13pkt. Pozostali seniorzy zawodzili w mniejszym lub większym stopniu. Trudno mieć oczywiście pretensje do Adama Bednara, który w drugim występie w Ekstralidze przywiózł 4pkt, w tym wygrał bieg! Podobnie w przypadku Oskara Palucha – 5+1 czy nawet Jakuba Stojanowskiego 2+1. Kłopot był w liderach. Szymon Woźniak z dorobkiem 6+1 czy Anders Thomsen mający 8+1 to wyniki zdecydowanie za słabe. Przynajmniej o kilka oczek. Gdyby obaj zrobili dwucyfrówki, wówczas Stal jechałaby na Dolny Śląsk z zaliczką. W przypadku Duńczyka to dopiero drugi raz w tym sezonie, gdy w domowym spotkaniu nie przywiózł przynajmniej 10 punktów z bonusami. Tak się zdarzyło na inauguracje z Apatorem, ale wtedy jego ekipa wygrała 51:39. Teraz w kluczowym momencie zabrakło punktów z jego strony i Woźniaka. Najtrudniejszym w ocenie jest Jakub Miśkowiak. Rozpoczął mecz od trójki, a po 9. biegach miał na swoim koncie 6+1. Wynik niezły, ale na tym jego zdobycze się skończyły. Owszem miał pecha do obsady, bowiem w 13. i 15. biegu jechał przeciwko Łagucie oraz Janowskiemu, mając za kolegów z pary odpowiednio Thomsena oraz Vaculika. Tyle że za ostatnią gonitwę należy mu się bura od sztabu. Wyszedł ze startu świetnie, lecz fatalne zachowanie na pierwszym łuku drugiego i trzeciego okrążenia pozbawiło go jakichkolwiek zdobyczy. Najpierw ledwie się utrzymał na motocyklu, co błyskawicznie wykorzystał Rosjanin, a później zbliżył się do niego Magic i wyprzedził go kilkadziesiąt metrów dalej.

Faworytem tej potyczki zdecydowanie jest Sparta. Na Stadionie Olimpijskim nikt do tej pory nie wygrał w bieżących rozgrywkach. Najbliżsi byli tego żużlowcy… Falubazu oraz Apatora. Jedni i drudzy przegrali sześcioma oczkami – 47:41 i 48:42 – ale generalnie Sparta to zespół swojego toru i trudno liczyć na potknięcie z ich strony. Tym bardziej że teraz do liderów dołączyć mogą z punktowaniem Jakub Krawczyk i Marcel Kowolik. Ten pierwszy miał pecha w Gorzowie, gdyż stracił swój najlepszy silnik… W kontekście juniorów warto dodać jeszcze jeden fakt. Podczas wtorkowego finału Ekstraligi U24, gdzie spotkały się te ekipy na Jancarzu, doszło do groźnego wypadku. Nikodem Mikołajczyk(Sparta) był sprawcą upadku Oskara Palucha, który musiał się szybko wycofać z zawodów. Skończył bez złamań, cały i zdrowy, ale jasnym jest, że każda taka kraksa na tym etapie sezonu może w zasadzie wywrócić do góry nogami układ sił w danej parze lub meczu.

Related Articles