Skip to main content

Zwykle w piątki zapowiadaliśmy kolejny weekend skoków narciarskich. Niezwykle długi sezon 2022/23 dobiegł już jednak końca i pora na podsumowanie tego, czym emocjonowaliśmy się od pierwszego weekendu listopada aż do pierwszego weekendu kwietnia!

WYJĄTKOWO DŁUGI SEZON
I właśnie od wydłużonego sezonu zaczynamy, bo na drugi taki nie ma co liczyć w najbliższym czasie. Skoczkowie zaczęli już na początku listopada, bowiem później mieli poszatkowany kalendarz, a to w związku z mundialem w Katarze. Przez dwa weekendy po inauguracji w Wiśle skoków nie było wcale, potem poranne konkursy w Ruce i znów tygodniowe okienko na początku grudnia. Karuzela rozkręciła się na dobre dopiero od Titisee-Neustadt. Po drodze były jednak Mistrzostwa Świata w Planicy, więc walka o Kryształową Kulę znów na chwilę wyhamowała. Koniec końców zawodnicy wrócili jeszcze do Planicy, ale na tradycyjnie kończący sezon weekend lotów na Velikance. To mamy jeszcze na świeżo w pamięci, bo przecież nie minął jeszcze nawet tydzień…

NOWY TRENER, NOWE NADZIEJE
Reprezentacja Polski do nowego sezonu przystąpiła z nowym szkoleniowcem. Niezadowalające wyniki w sezonie 21/22 kosztowały trener Michala Dolezala posadę. Zastąpił go młody Austriak, Thomas Thurnbichler. W skokach wielkiej kariery nie zrobił, ale jako trener uznawany jest za spory talent. Thurnichler jest o rok starszy od Dawida Kubackiego, ale dwa lata młodszy od Piotra Żyły i Kamila Stocha. Postawiono więc na merytoryczne przygotowanie trenera, a nie doświadczenie. Thurnbichler miał za zadanie wyeliminować błędy u naszych trzech czołowych skoczków oraz przygotować ich do walki o najważniejsze laury sezonu. Ponadto rolą szkoleniowca miało być wprowadzenie do drużyny kogoś z zaplecza. Szybko okazało się, że decyzja PZN o zatrudnieniu Austriaka okazała się trafiona. Zresztą, już latem nasi skoczkowie pokazywali moc. Znakomity latem Dawid Kubacki z miejsca stał się jednym z faworytów w walce o Kryształową Kulę.

POCZĄTEK KUBACKIEGO
I faktycznie, początek sezonu należał zdecydowanie do Kubackiego. Na inaugurację wygrał oba konkursy w Wiśle. Była to zresztą bardzo nietypowa inauguracja, nie tylko ze względu na termin. Konkursy odbywały się bowiem na igielicie, a nie na śniegu. Mówi się, że to swoista przymiarka, by w przyszłości sezon skoków narciarskich trwał po prostu przez cały rok, uwzględniając właśnie zawody igielitowe. W każdym razie po weekendzie na skoczni im. Adama Małysza Kubacki był bezdyskusyjnym liderem, z kompletem 200 punktów na koncie. Koszulki lidera nie oddawał bardzo długo. Nic dziwnego, bo po nieco słabszym weekendzie w Ruce (4. i 6. miejsce), jego kolejne pozycje w zawodach PŚ to: 2, 1, 2, 1, 3, 3, 1, 3, 2, 4, 4. Wyraźny kryzys formy przyszedł dopiero w Sapporo, gdzie Kubacki wyleciał nawet poza pierwszą dziesiątkę. Sam Thurnbichler mówił o przemęczeniu Dawida.

GRANERUD ODPALIŁ
Rozpędzony Kubacki był oczywiście głównym faworytem rozpoczynającego się pod koniec grudnia corocznego Turnieju Czterech Skoczni. Wśród jego głównych kontrkandydatów wymieniano przede wszystkim znakomitego Anze Laniska oraz Halvora Egnera Graneruda. Norweg od startu sezonu miał przebłyski, ale jego forma była nierówna. W Ruce zajął np. 30. miejsce. Kilka razy nie wytrzymywał presji i tracił prowadzenie po pierwszej serii. Było jednak widać, że jego potencjał jest ogromny i gdy przyjdzie stabilizacja formy, możemy obejrzeć Halvora sprzed dwóch sezonów, gdy dominował w Pucharze Świata. Te przewidywania sprawdziły się w niemiecko-austriackim turnieju. Co z tego, że Kubacki wciąż był w wybornej formie, skoro Granerud był wręcz w olśniewającej? Wygrał w Oberstdorfie, Ga-Pa oraz Bischofshofen. Kubacki urwał mu tylko Innsbruck, a w pozostałych trzech konkursach był trzeci – dwa razy za plecami Laniska, raz za plecami Żyły. Tym samym Granerud wygrał Złotego Orła z rekordowym dorobkiem punktowym. Wynik Kubackiego w większości sezonów pozwoliłby mu wygrać turniej. Ale nie tym razem. Turniejowe podium uzupełnił Lanisek. Kolejne dwa miejsca zajęli Żyła i Stoch, co pokazywało, że forma biało-czerwonych jest wysoka. Już na tym etapie sezonu można było stwierdzić, że postęp w stosunku do sezonu 21/22 jest zauważalny gołym okiem.

JAK GO ZATRZYMAĆ?
Granerud od końcówki 2022 roku złapał taki gaz, że przewaga Kubackiego w „generalce” Pucharu Świata siłą rzeczy musiała zacząć maleć. W dwunastu kolejnych konkursach Norweg nie schodził z podium – osiem z nich wygrał, trzy razy był drugi, raz trzeci. Miazga. Koniec niesamowitej serii przyszedł dopiero w Lake Placid – tam w jednym z konkursów Granerud zajął 7. miejsce. W drugim był już najlepszy. Od dwóch tygodni był już zresztą liderem Pucharu Świata – zmiana warty nastąpiła w ostatni weekend stycznia w Bad Mittendorf. Rozregulowanemu Kubackiemu na tym etapie rywalizacji zaczęły przydarzać się wyraźnie słabsze konkursu i np. 17. miejsca. Polscy kibice powoli zaczynali się godzić, że Kryształowa Kula może odlecieć razem ze Złotym Orłem w kierunku północy Europy. Ale nic nie było jeszcze przesądzone, a przed nami były przede wszystkim Mistrzostwa Świata.

DUET JAK SIĘ PATRZY
Jednak zanim najlepsi skoczkowie zameldowali się w Słowenii, rozegrano historyczny konkurs duetów. To nowy pomysł Sandro Pertille, który ma uatrakcyjnić sezon Pucharu Świata. Rywalizacja par odbyła się na skoczni w Lake Placid. Nawiasem mówiąc Stany Zjednoczone wróciły do kalendarza PŚ po wielu latach przerwy. Piotr Żyła i Dawid Kubacki przynieśli polskim kibicom, którzy zdecydowali się obejrzeć ten nocny konkurs, sporo radości. Wygrali zawody w znakomitym stylu, wyprzedzając duety m.in. Austrii i Japonii (2. i 3. miejsce). Nazajutrz indywidualnie triumfował Granerud, a Polacy spisali się słabiej. Czar prysł. Tydzień później niemal wszyscy czołowi skoczkowie odpuścili weekend w rumuńskim Rasnovie, by lepiej przygotować się do rywalizacji w Planicy. Tylko Niemcy wysłali do Rasnova pierwszy garnitur. Oczywiście wygrali tam konkurs duetów oraz zdominowali zawody indywidualne. Najważniejsze dopiero nadchodziło…

ŻYŁA PRZECHODZI DO HISTORII
Początek MŚ w Planicy upływał dla polskich kibiców bardzo spokojnie – w konkursach pań czy mikstów szans na medale nie mieliśmy. Trzeba było czekać na rywalizację panów. 25 lutego na skoczni normalnej w Planicy rozegrano konkurs, który zapamiętamy na długo. Zresztą, nie po raz pierwszy. Cztery lata wcześniej w Seefeld złoto zdobył Kubacki, który po pierwszej serii zajmował 27. miejsce. Drugi był wtedy Stoch, również po gigantycznym awansie w stosunku do pierwszej serii. Dwa lata później złoty medal zgarnął Żyła. I właśnie popularny „Wiewiór” wygrał serię próbną w Planicy. Nadzieje były ogromne, a po pierwszej serii przyszło rozczarowanie. Kubacki zajmował 4. miejsce, Stoch 9., a Żyła 13. Jednak konkurs składa się z dwóch skoków. Druga seria to popis obrońcy tytułu. Żyła skoczył aż 105 metrów, bijąc rekord skoczni! Usadowił się wygodnie na prowadzeniu i czekał na kolejnych kilkunastu rywali. Ci oczywiście nie doskakiwali do znakomitego wyniku Polaka. W końcu po skoku Kubackiego mieliśmy niesamowitą sytuację. Liderem był Żyła, drugi był Kubacki, a trzeci Stoch. Pozostawały jeszcze próby Karla Geigera, Andreasa Wellingera i Stefana Krafta. Dwaj pierwsi nie sprostali Żyle, ale wyprzedzili pozostałych dwóch Polaków. Pozostał tylko Kraft. Skoczył tylko 99 metrów i podobnie jak Niemcy – zameldował się nad Kubackim i Stochem, ale był gorszy od Żyły. Okazał się też gorszy od Wellingera i Geigera. Skończył zatem bez medalu. My za to mieliśmy ogromne powody do radości. Żyła 1, Kubacki 5, Stoch 6, Paweł Wąsek 16, Aleksander Zniszczoł 20. Naprawdę udany konkurs.

MEDAL RÓWNIEŻ NA DUŻEJ SKOCZNI
Miło wspominamy również rywalizację na dużej skoczni. Serię próbną wygrał Kraft, wyprzedzając Kubackiego i Stocha. Nic dziwnego, że apetyty były rozbudzone. Po pierwszej serii mieliśmy jednak powtórkę z mniejszej skoczni. Kubacki czwarty, pozostali Polacy niżej – Stoch był szósty, Żyła dziewiąty. W drugiej serii Żyła utrzymał swoje miejsce. Stoch poprawił się o trzy metry i objął prowadzenie po swojej próbie. Niedługo potem pokonał go Kubacki i przed najlepszą trójką mieliśmy dwóch Polaków na prowadzeniu. Znów tliła się nadzieja na więcej niż jeden medal. Po chwili po raz kolejny presji na MŚ nie wytrzymał Granerud – skoczył za krótko i przegrał z obydwoma reprezentantami Polski, co oznaczało, że Kubacki medal ma już zapewniony, a Stoch jest pierwszy w poczekalni. Następny skakał Timi Zajc. Słoweniec rozwalił system – 137 metrów i prowadzenie z ogromną przewagą. O złotym medalu mogliśmy więc zapomnieć. Pozostał jeszcze prowadzący po pierwszej serii Ryoyu Kobayashi. Japończyk początek tego sezonu miał bardzo blady i w żaden sposób nie potrafił odnaleźć formy z poprzedniej kampanii, gdy sięgał po Kryształową Kulę. Przełamał się u siebie w Sapporo i od tamtej pory wrócił do czołówki. Złoto w Planicy miało być ukoronowaniem. Nie udało się. Kobayashi skoczył tylko 129.5 metrów. Przez moment polscy kibice oszaleli ze szczęścia. Wydawało się, że skok był na tyle krótki, że Japończyk przegra nie tylko z Zajcem, ale też z Kubackim i Stochem. Nic z tego – spora rekompensata za wiatr i przewaga z pierwszej serii wystarczyły. Kobayashi skończył ze srebrem, Kubackim z brązem, a Stoch – podobnie jak rok wcześniej na Igrzyskach Olimpijskich – na najgorszym dla sportowca miejscu czwartym. Warto zauważyć, że sumując noty indywidualne, biało-czerwoni byli najlepszym zespołem, co dawało ogromne nadzieje przed rozgrywanym nazajutrz konkursem drużynowym.

ROZCZAROWANIE
Duże nadzieje i duże rozczarowanie. Konkurs drużynowy stał na niebotycznym poziomie. Austriacy, Norwegowie i Słoweńcy nie psuli skoków. Wśród Polaków słabiej w pierwszej serii spisał się Zniszczoł (122 metry). Za krótko skoczył też Żyła (131,5 mera). Strat nie udało się odrobić do samego końca. Wygrali Słoweńcy, wyprzedzając Norwegów i Austriaków. Do rodaków Thurnbichlera straciliśmy ponad 10 punktów, do wyższych lokat znacznie więcej. Liczyli się jeszcze Niemcy – z zachodnimi sąsiadami wygraliśmy o raptem 1,4 pkt. Trudno powiedzieć, by był to słaby konkurs w wykonaniu naszych. Jednak jeśli dzień wcześniej zapowiada się na złoto, to 4. miejsce jest po prostu sporym niedosytem. Szczególnie szkoda było Stocha, który skończył MŚ bez medalu, za to z dwoma czwartymi miejscami i jednym szóstym.

GRANERUD ZGARNIA RAW AIR…
Zaraz po Mistrzostwach Świata, rozpoczęła się norweska część Pucharu Świata, czyli turniej Raw Air, na który składały się skoki w Oslo, Lillehammer i Vikersund. Początek turnieju zapowiadał ostrą walkę o zwycięstwo. Liderem po pierwszym prologu był Kubacki, potem prowadził Lanisek, następnie Kraft, a potem w Lillehammer na prowadzeniu zameldował się Granerud. I od tego momentu zmian na czele klasyfikacji już nie było. Granerud zdominował ten cykl, tak jak wcześniej Turniej Czterech Skoczni. Kubacki wygrał jeden z konkursów w Lillehammer i miał szansę na podium turnieju, ale przed ostatnim konkursem w Vikersund musiał opuścić reprezentację i pilnie wracać do Polski. Wtedy opinia publiczna nie wiedziała jeszcze dlaczego, ale jasne było, że stało się coś złego. Finalnie najwyżej notowanym Polakiem w Raw Air był Stoch – zajął 8. miejsce. Podium oprócz Graneruda utworzyli Kraft i Lanisek. Opromieniony złotem w Planicy Żyła skakał w kratkę i widać było, że „Wiewiór” odlicza już w głowie dni do końca sezonu.

I KRYSZTAŁOWĄ KULĘ
W momencie gdy Kubacki opuścił Vikersund, rezygnując z ostatniego konkursu Raw Air, jasne stało się też, że Granerud zdobędzie Kryształową Kulę, jednocześnie wygrywając klasyfikację generalną Raw Air. Hat-tricka nie było, bowiem rzeczony konkurs padł łupem Krafta. Od kilku tygodni zwycięstwo Graneruda w Pucharze Świata było już jedynie kwestią czasu. W tym momencie Norweg zapewnił sobie triumf także matematycznie. Mając na względzie sytuację Kubackiego, nie celebrował specjalnie tego sukcesu.

KOŃCÓWKA DLA KRAFTA
Granerud po zapewnieniu sobie najważniejszych skalpów, w końcówce sezonu już nie dominował, choć nadal był znakomity. Lahti i Planica to jednak przede wszystkim znakomita dyspozycja Krafta. Austriak był drugi w Lahti, pierwszy i trzeci w Planicy, a do tego wraz z kolegami wygrał obydwa konkursy drużynowe. Nawiasem mówiąc sporą niespodziankę w Lahti zrobili Polacy, którzy bez Kubackiego zajęli 3. miejsce. Drugi miły akcent dla kibiców nad Wisłą to 3. miejsce Żyły w pierwszym indywidualnym konkursie w Planicy.

Wracając do Krafta – wskoczył on na 2. miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ, a do tego rzutem na taśmę wygrał Małą Kryształową Kulę dla najlepszego lotnika. Weekend drugich miejsc przed własną publicznością zaliczył za to Lanisek – w obu konkursach indywidualnych i w drużynówce zajmował 2. miejsce. Na drugiej pozycji, oczywiście za plecami Krafta, zakończył też cykl Planica 7 (który de facto składał się z sześciu skoków).

SZACUN DLA LANISKA
Lanisek w Planicy wyprzedził też Kubackiego w klasyfikacji generalnej. Polak nazajutrz po Vikersund ogłosił, że jego żona jest w bardzo ciężkim stanie w szpitalu – ma kłopoty kardiologiczne, a lekarze walczą o jej życie. To był szok. Polski mistrz świata z Seefeld ogłosił od razu, że do końca sezonu nie pojawi się już na skoczni. Tym razem nie punktował w czterech ostatnich konkursach sezonu. Lanisek był zbyt mocny na mamuciej skoczni w Planicy, by nie wykorzystać szansy od losu.

Jednak Słoweńca zapamiętamy bardzo pozytywnie. Wymieniał z Kubackim miłe wiadomości, a na ceremonii dekoracji najlepszych skoczków sezonu wparował na podium z tekturową podobizną Kubackiego, pokazując, kto w tym sezonie zasłużył na obecność w TOP 3. Ten wzruszający moment obiegł media na całym świecie. Lanisek z całą pewnością stanie się jednym z ulubieńców polskiej publiczności. I bardzo dobrym kumplem, a może nawet przyjacielem Kubackiego.

Roniąc łzy podczas tej dekoracji z udziałem Laniska (i poniekąd Kubackiego) zakończyliśmy sezon 2022/23. Sezon, który będziemy kojarzyli ze złotem Żyły i brązem Kubackiego podczas MŚ. Sezon, który należał jednak do Graneruda – wygrał on Turniej Czterech Skoczni, Raw Air i Kryształową Kulę, a po drodze aż 12 konkursów indywidualnych.

Trochę szkoda, że przez cały sezon bez choćby jednego podium przeszedł Stoch. To aż niesamowite, biorąc pod uwagę chociażby jego postawę w Planicy. Za każdym razem brakowało tego czegoś. Czasem po prostu odrobiny szczęścia. Nasz arcymistrz nie kończy jednak kariery, a pod wodzą Thurnbichlera perspektywy na sezon 23/24 są całkiem obiecujące. Szczególnie, że coraz śmielej do czołówki pukają Wąsek i Zniszczoł. Obaj zakończyli sezon na przyzwoitych miejscach – Wąsek 31, Zniszczoł 32.

Nie znamy jeszcze zatwierdzonego kalendarza kampanii 23/24, ale wszystko wskazuje na to, że pierwsze skakanie dopiero na początku w grudnia w Finlandii. Za to w styczniu

Related Articles