Kolejny sezon zimowy z Pucharem Świata w skokach narciarskich rozpoczyna się za 10 dni, choć de facto już od przyszłego czwartku w Ruce będzie można oglądać pierwsze próby skoczków. Kto jest faworytem tego sezonu? Oto nasze zestawienie.
HALVOR EGNER GRANERUD (NORWEGIA)
Główny faworyt może być tylko jeden. Granerud wystrzelił jak diabeł z pudełka w sezonie 2020/21. Był całkowitym zaskoczeniem. W nieco już zaśniedziałym towarzystwie pojawił się nowy kozak, który zgarnął Kryształową Kulę, ale miał pecha do najważniejszych imprez. Na Mistrzostwach Świata w 2021 roku nie zdobył ani jednego medalu indywidualnie i ani jednego złotego w ogóle – po części przeszkodził mu w tym covid. Dwa lata później sytuacja się powtórzyła, choć tym razem nie można już było zgonić na koronawirusa. Granerud w konkursach indywidualnych był poza podium, a jedyne medale zdobył w konkurencjach drużynowych. Zresztą, z Igrzysk Olimpijskich w Pekinie również nie przywiózł żadnego medalu – nawet drużynowego.
Pod tym względem jest skoczkiem niespełnionym i ma jeszcze wiele do zrobienia. Ale Kryształowe Kule, zdobyte w sezonach 20/21 i 22/23 pokazały ogromną moc, jaka drzemie w Granerudzie. Drugiego Stefana Krafta wyprzedził w poprzednim sezonie o ponad 300 punktów. Wygrał aż 12 konkursów. W sześciu innych stał na podium. W świetnym stylu wygrał też Turniej Czterech Skoczni. Granerud latem pojawił się tylko w jednym konkursie na igielicie – 7 października zajął 4. miejsce w Klingenthal. Liczy się jednak forma zimowa, a ta chyba jest niezła. Pod koniec października 27-latek zdobył mistrzostwo Norwegii, zostawiając daleko w tyle Mariusa Lindvika, Roberta Johanssona i resztę stawki.
RYOYU KOBAYASHI (JAPONIA)
Japończyk furorę na skoczniach całego świata zaczął robić dwa lata wcześniej niż Granerud i również ma na koncie dwie Kryształowe Kule – za sezony 2018/19 i 2021/22. Poza tym Kobayashi w Pekinie sięgnął po złoto i srebro ZIO. Ma też jeden indywidualny medal MŚ – w Planicy w tym roku kalendarzowym sięgnął po srebro na dużej skoczni. Wciąż można więc powiedzieć – podobnie jak w przypadku Graneruda – że ma jeszcze wiele do wygrania. Dwukrotnie wygrywał za to Turniej Czterech Skoczni, w tym raz wygrywając wszystkie cztery konkursy. „Obskoczył” też wszystkie miejsca na podium klasyfikacji końcowej Raw Air. Zeszły sezon rozpoczął naprawdę przeciętnie – pałętał się w drugiej czy trzeciej dziesiątce. Odpalił dopiero u siebie, czyli w Sapporo – sześć razy stanął na podium, trzy z konkursów wygrał. Tym samym wspiął się na 5. miejsce w klasyfikacji generalnej, ale na pewno traktował ten wynik jako niedosyt. Teraz jest jednak nowe rozdanie – jeśli 27-letni samuraj nie prześpi startu kampanii, wówczas śmiało może myśleć o trzeciej Kryształowej Kuli.
DAWID KUBACKI (POLSKA)
O swojej pierwszej kuli myśli za to Dawid Kubacki. Polak jest bardziej zaawansowany wiekowo od Graneruda i Kobayashiego, ale nie róbmy z 33-latka starca, skoro kapitanem piłkarskiej reprezentacji Polski jest 2 lata starszy piłkarz FC Barcelony. Kubacki był królem początku sezonu 22/23. Wygrał dwa pierwsze konkursy w Wiśle, a na 14 pierwszych konkursów indywidualnych aż 12 razy stał na podium, w tym pięciokrotnie na najwyższym stopniu. Rzecz w tym, że w końcu z formą odpalił też Granerud, który w Turnieju Czterech Skoczni pozamiatał temat. Kubackiemu przytrafiła się zaś zadyszka – złapał kilka miejsc poza pierwszą dziesiątką i w dalszej części sezonu był już bardzo nieregularny. Przeplatał przeciętne i dobre konkursy. Złapał jeszcze trzy podia i zgarnął brąz na MŚ w Planicy. Spokojnie dowiózłby też podium w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, ale w trakcie Raw Air nagle opuścił reprezentację z powodów osobistych. Przez kilkanaście godzin spekulowano, co się właściwie stało. Wkrótce opinia publiczna poznała prawdę – żona Dawida, która niedawno urodziła mu drugą córeczkę, wylądowała w szpitalu w stanie zagrożenia życia. Kubacki już do końca sezonu nie pojawił się na skoczni i ostatecznie minimalnie przegrał 3. miejsce w „generalce”. Wygrał jednak dużo więcej, bo jego żona Marta przeżyła. Podczas dekoracji skoczków w Planicy Kubacki na podium się znalazł… ale w wersji tekturowej. Podobiznę Dawida wniósł bowiem Anze Lanisek – Słoweniec, który skorzystał na problemach rodzinnych Polaka. W lipcu Kubacki zdobył złoto Igrzysk Europejskich, które rozgrywane były w Polsce – Dawid triumfował na dużej skoczni, czyli po prostu na Wielkiej Krokwi. W konkursach zabrakło jednak największych faworytów zimowej sceny, czyli wspomnianych już Graneruda, Kobayashiego czy choćby Stefana Krafta.
STEFAN KRAFT (AUSTRIA)
No i właśnie o Krafcie pora wspomnieć, bo to wicekról poprzedniej zimy. A przecież z Granerudem przegrać, to jak wygrać. Kraft zresztą ma już na koncie dwie Kryształowe Kule – był najlepszy w stawce w sezonach 16/17 i 19/20. 30-latek ze Schwarzach im Pongau ma zresztą całkiem sporą listę sukcesów. Wprawdzie na Igrzyskach Olimpijskich poznał jedynie smak drużynowego złota, to jednak jego domeną stały się Mistrzostwa Świata. W Lahti w 2017 roku zdobył dwa złote medale indywidualne, trzeci dorzucił w 2021 w Oberstdorfie. Z pustymi rękami Kraft nie wyjechał też z Planicy, choć brąz w „drużynówce” to z pewnością wynik poniżej jego oczekiwań. Łącznie austriacki skoczek ma aż 13 różnych medali z Mistrzostw Świata. Jego forma w zeszłym sezonie była bardzo stabilna. Z pierwszej dziesiątki wypadł raptem cztery razy. 17-razy stanął na podium, w tym 9 razy na 10 ostatnich konkursów, w których wziął udział. Swoistą nagrodą pocieszenia była też trzecia w karierze Mała Kryształowa Kula, czyli wygranie klasyfikacji lotów narciarskich. Nie wymienić Krafta w ścisłym gronie faworytów nadchodzącego sezonu byłoby sporym niedopatrzeniem.
ANZE LANISEK (SŁOWENIA)
Pora na brązowego medalistę sezonu 22/23 i skoczka, który jednym gestem zyskał wielką sympatię polskich kibiców, ale chyba i całego środowiska skoczków. Lanisek z pewnością może liczyć na bardzo ciepłe przyjęcie nad Wisłą, a czy może tez liczyć na Kryształową Kulę? Słoweniec jest równieśnikiem Graneruda i Kobayashiego, ale lista jego sukcesów nie jest jeszcze specjalnie długa. Zdobył brąz MŚ w Oberstdorfie, dołożył też dwa drużynowe medale w tegorocznych mistrzostwach w Planicy. Ostatnio w Zakopanem podczas Igrzysk Europejskich sięgnął po brąz, ale to impreza baaaardzo wątpliwej rangi. W Pucharze Świata, Pucharze Świata w lotach, Turnieju Czterech Skoczni czy Raw Air Lanisek sięgał maksymalnie po 3. miejsca – zresztą, wszystkie te brązy to plon poprzedniego sezonu. Czy jego forma eksploduje na tyle, by w sezonie 23/24 wskoczyć na sam szczyt?
TIMI ZAJC (SŁOWENIA)
Głównych faworytów mamy z grubsza omówionych. Szukamy więc czarnego konia. I pierwszy na myśl przychodzi nam zwycięzca ostatniego konkursu w sezonie 22/23. Timi Zajc uwielbia zresztą Planicę, bo wygrał nie tylko pożegnalną próbę Pucharu Świata, ale zdobył tam też złoto Mistrzostw Świata. Podczas marcowego konkursu na dużej skoczni Zajc okazał się lepszy od Kobayashiego i Kubackiego, którzy uzupełnili wówczas skład podium. Przez cały sezon Zajc był dość nierówny i skończył na 8. miejscy w klasyfikacji generalnej, gromadząc o prawie 1300 punktów mniej niż Granerud. Timi to jednak jeszcze młodzian – ma raptem 23 lata i kto wie, czy w startującej za 10 dni kampanii nie odpali od samego początku z równą i wysoką formą?
DANIEL TSCHOFENIG (AUSTRIA)
Kolejny skoczek z młodego pokolenia. Tschofenig ma zaledwie 21 lat, ale czyni regularnie postępy. W 2021 i 2022 roku zdobywał złote medale MŚ juniorów, choć akurat trzy z czterech były w drużynie. Bardziej wymowne są jego miejsca na koniec sezonu w PŚ. 2020/21 – 51. 2021/22 – 25. I wreszcie 2022/23 – 9. Latem Austriak zdobył dwa złote krążki podczas wspomnianych Igrzysk Europejskich – indywidualnie na mniejszej skoczni i do tego w mikście. W Letniej Grand Prix Tschofenig wystąpił w trzech ostatnich konkursach sezonu i we wszystkich trzech zajął 3. miejsce.
KAMIL STOCH (POLSKA)
Nikt w Polsce nie miałby pewnie nic przeciwko temu, by to Kamil Stoch po raz trzeci w karierze zgarnął Kryształową Kulę. Ale wiemy też, że będzie to szalenie ciężkie do wykonania zadanie. Stoch to już weteran światowych skoczni i co roku zadajemy sobie pytanie, czy przypadkiem ten sezon nie będzie jego ostatnim. Czy Kamilowi jeszcze się chce… Podczas Hejt Parku z Tomaszem Smokowskim w Kanale Sportowym Stoch mocno się otworzył, opowiadając o swojej karierze, rozterkach, emocjach. Wiemy, że wciąż jest w nim iskra, która pcha go do walki o wygrywanie. W zeszłym sezonie nie liczył się wprawdzie w Pucharze Świata i nie poprawił swojego dorobku o choćby jedno podium (przez co ciągle jest na remis z Adamem Małyszem), ale podczas konkursów indywidualnych MŚ dwa razy był w czołówce – 6. i 4. miejsce potwierdziły jego przynależność do elity, tak zresztą jak i 4. miejsce podczas ZIO w Pekinie. Ocieranie się o podia i medale to z jednej strony bolesne doświadczenie, a z drugiej sygnał, że wciąż można walczyć z najlepszymi. Dobrze przepracowany okres przygotowawczy, wolna od złych myśli głowa i trochę szczęścia – to może być przepis na sukces. Czego jak czego – umiejętności i talentu do tego sportu Stochowi nie brakuje. Jest przecież jednym z najwybitniejszych skoczków w historii.
KARL GEIGER (NIEMCY)
Niemcy nie mogli być zadowoleni z poprzedniego sezonu. Nie po to ściąga się do siebie Stefana Horngachera, by nic nie znaczyć w Pucharze Świata, a tak było podczas kampanii 22/23. Tylko Andreas Wellinger zdołał skończyć w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Jednak wydaje się, że większym potencjałem dysponuje Geiger, który poprzedni sezon uratował sobie nieco medalami w Planicy – brązem indywidualnie na skoczni mniejszej oraz złotem w mikście. Zresztą, Geiger to już multimedalista narciarskich mundiali pełną gębą – ma 9 krążków tych imprez, w większości jednak w konkurencjach drużynowych. Geiger na koncie ma też olimpijskie medale i dwa drugie miejsca w Pucharze Świata. W Turnieju Czterech Skoczni czy Raw Air również nie przebił szklanego sufitu i nie zdobył nigdy 1. miejsca. Nie jest jednak żadnym starcem – ma 30 lat i pewnie zechce jeszcze raz zaatakować ścisłą czołówkę.
WŁADIMIR ZOGRAFSKI (BUŁGARIA)
No dobra, trochę żartujemy, ale Bułgar naprawdę wygrał Letnią Grand Prix, co jest jednym z największych sukcesów w dość skromnej karierze 30-latka. Na ewentualnym sukcesie Zografskiego można zarobić z ponad 200-krotną przebitką. A jako ciekawostkę dodajmy, że trenerem kadry Bułgarów jest Polak – Grzegorz Sobczyk.