Kolejny Memoriał Huberta Jerzego Wagnera za nami. Polacy z trzema zwycięstwami zakończyli go na pierwszym miejscu. Ich rywalami byli trzej uczestnicy nadchodzących igrzysk olimpijskich.
To już tradycja, że nie ma roku bez Memoriału Huberta Jerzego Wagnera. Popularny “Kat” jako jedyny doprowadził polską reprezentację do triumfu na igrzyskach olimpijskich (1976). Memoriał to turniej z udziałem czterech drużyn stanowiący często generalny sprawdzian przed najważniejszą imprezą reprezentacyjną w sezonie. W tym roku będą to oczywiście igrzyska olimpijskie w Paryżu.
Memoriał po raz pierwszy został rozegrany w 2003 r. w Olsztynie, gdzie triumfowała Holandia. Polska zajęła wówczas drugie miejsce. Do 2008 r. właśnie to miasto było głównym gospodarzem turnieju (czasem pomagały okoliczne miasta takie jak Iława, Elbląg, Ostróda). Od 2009 r. do 2016 r. co rok inne miasto organizowało rozgrywki. Aktualnie Kraków zdominował organizację tego turnieju. Po raz pierwszy zorganizował go w 2014 r., potem miał rok przerwy, a od 2016 r. gra się w krakowskiej TAURON Arenie. Do tej pory najwięcej turniejów wygrywała (co za niespodzianka…) Polska. Teraz, po najświeższym zwycięstwie, już jedenastokrotnie wywalczyła złote medale. Raz zdarzyło się, że nie stanęła w ogóle na podium, a było to w 2011 r.
W tym roku memoriał odbył się po raz 21. Wzięli w nim udział, oprócz rzecz jasna Polaków, Słoweńcy, Niemcy oraz Egipcjanie. Do tej pory z tej trójki najwięcej razy występowali tu Niemcy (5). Egipt przyleciał do Polski po raz trzeci, a Słowenia po raz drugi. Nasi zachodni sąsiedzi triumfowali raz. Miało to miejsce w 2007 r. W tegorocznym turnieju nie zagrał Wilfredo Leon. — Podczas ostatniego treningu w Spale Wilfredo poczuł ból mięśniowy. Nie jest to nic poważnego, ale wolimy nie ryzykować, więc nie zagra w meczach Memoriału Wagnera — tłumaczył trener Nikola Grbić.
Polska – Egipt 3:0 (25:16, 25:21, 25:18)
Pierwszym przeciwnikiem Polaków w tegorocznym memoriale byli Egipcjanie. Dokładnie ci Egipcjanie, którzy są naszym grupowym rywalem na igrzyskach olimpijskich. To z nimi 27 lipca rozpoczniemy walkę na turnieju. Jak można było się spodziewać, była to gra jednej drużyny. Afrykanie tylko w jednym secie przekroczyli granicę 20 punktów. Polacy od początku do końca kontrolowali przebieg starcia. Przede wszystkim rywale popełnili o wiele więcej błędów (20). Polacy oddali tylko 12 “oczek” i mieli zdecydowanie lepszą skuteczność w przyjęciu (51%) i ataku (52%). Dla porównania – Faraonowie przyjmowali piłkę i atakowali na takim samym poziomie 35%. Jedyne co było wyrównane w tym meczu, to gra blokiem. Obydwie drużyny postawiły po dziewięć punktowych. W polskiej ekipie najskuteczniejszym zawodnikiem był Kamil Semeniuk (13). Skończył 11 z 25 ataków, co dało mu 44% skuteczności. Dodatkowo dołożył dwa bloki. Zwycięstwo bez wielkiej historii. Egipt niczym nie zaskoczył. Oby tak spokojnie było też w Paryżu.
Polska – Niemcy 3:2 (20:25, 22:25, 25:19, 25:21, 15:12)
To był trudny mecz. Wystarczy spojrzeć na wynik. Polacy byli w niezłych tarapatach. Przegrywali w setach 0:2, a w trzeciej partii było już 11:16. Niemcy praktycznie jedną nogą byli zwycięzcami. Oni chyba też tak pomyśleli. Można było zauważyć w niemieckich szeregach rozluźnienie. Polacy za to skutecznie wykorzystali okazję. Powoli się zbliżali, by wyrównać (18:18) i przejąć inicjatywę. Końcówka należała do Biało-Czerwonych. Zdobyli siedem punktów, a rywale… zaledwie jeden. Jak się potem okazało, była to przełomowa chwila w tym spotkaniu. W kolejną odsłonę podopieczni Nikoli Grbicia weszli z wysokiego “c” (8:3). Niemcy nie byli w stanie ich zatrzymać. Do stanu 20:13 wszystko wyglądało idealnie. Niestety… podopieczni Michała Winiarskiego zdobyli sześć punktów z rzędu i zrobiło się gorąco (20:19). Na szczęście każda seria kiedyś się kończy. Polacy zachowali zimną krew i doprowadzili do tie-breaka. W nim zagrali zdecydowanie lepiej. Co ciekawe, Niemcy ani razu nie wyszli na prowadzenie. Biało-Czerwoni wygrali, ale po meczu, który dobrze się oglądało, bo stał na wysokim poziomie.
Czym Polacy zabłysnęli? Otóż blokiem. Zapunktowali nim aż 16 razy, a rywale tylko sześć. Obydwa zespoły bardzo często myliły się w polu zagrywki (P: 20, N: 23). Z tą jednak różnicą, że Niemcy posłali aż o pięć więcej asów serwisowych (P: 4, N: 9). W pozostałych aspektach gra była wyrównana. Obydwie ekipy atakowały ze skutecznością na poziomie 45%. Jeśli chodzi o przyjęcie, to tylko minimalnie lepiej spisali się Niemcy (44%) niż Polacy (41%). Gra polskiej reprezentacji opierała się na: Łukaszu Kaczmarku (15), Mateuszu Bieńku (12), Aleksandrze Śliwce (11) oraz Tomaszu Fornalu (11). Widać, że Marcin Janusz równo rozdzielał piłki. Ta wygrana to zdecydowanie gra zespołowa. Nie było zawodnika, który byłby zdecydowanym liderem. W tym meczu każdy dał dużo od siebie.
Polska – Słowenia 3:1 (25:20, 26:28, 25:14, 26:24)
Pierwszy i trzeci set to dominacja Biało-Czerwonych. Emocji było tyle, co na grzybach, szczególnie w trzeciej partii, którą Polacy wygrali do 14. Prawdziwe granie było w drugiej i czwartej odsłonie. Obydwie zakończyły się dopiero po grze na przewagi. Co ciekawe, podopieczni Nikoli Grbicia mogli szybciej zamknąć to spotkanie. W drugim secie prowadzili 24:23 i mieli piłkę setową. Niestety asa serwisowego posłał T. Stern i na tablicy pojawił się remis po 24. Zespół znad Wisły miał jeszcze dwie piłki setowe, ale po obiciu przez Słoweńców bloku oraz kontrze T. Sterna to Słoweńcy triumfowali. Nieco podobnie wyglądała czwarta odsłona. Nasi siatkarze przez większość czasu prowadziła trzema-czterema punktami. W decydujący fragment wchodziła prowadząc 20:18. Na szczęście tym razem gra na przewagi zakończyła się happy endem dla Polski.
Przede wszystkim Biało-Czerwoni zagrali fenomenalnie zagrywką. Posłali aż 14 asów serwisowych, a pomylili się 13 razy (bilans +1). Aż pięć punktowych serwów posłał Marcin Janusz. Dla porównania, Słoweńcy zepsuli 20 zagrywek, a zapunktowali tylko sześciokrotnie (bilans -14). Podopieczni Nikoli Grbicia nie przyjmowali piłki rewelacyjnie (36%). Na szczęście nie przeszkadzało im to w skutecznych atakach (43%). Znowu polska reprezentacja zdobywała punkty równo (Kamil Semeniuk – 14, Bartosz Kurek – 13, Jakub Kochanowski – 12, Norbert Huber – 11, Aleksander Śliwka – 10).
Drugie miejsce w Memoriale zajęła reprezentacja Słowenia, na ostatnim stopniu podium uplasowali się gracze z Niemiec, wyprzedzając w tabeli Egipcjan. Wybrana została także drużyna turnieju, w której oczywiście nie mogło zabraknąć polskich siatkarzy. Statuetka dla najlepszego przyjmującego powędrowała w ręce Tomasza Fornala. Najlepszym środkowym bloku został Jakub Kochanowski. Nagrodę dla MVP zgarnął Kamil Semeniuk.
Turniej w Krakowie nie był ostatnim sprawdzianem Polaków przed igrzyskami. W najbliższy weekend w Gdańsku zagrają jeszcze dwa mecze — z USA i Japonią. Potem… już tylko Paryż!
Dream Team Memoriału Huberta Jerzego Wagnera:
MVP: Kamil Semeniuk
Najlepszy atakujący: Toncek Stern (Słowenia)
Najlepszy środkowy: Jakub Kochanowski
Najlepszy przyjmujący: Tomasz Fornal
Najlepszy libero: Julian Zenger (Niemcy)
Najlepszy rozgrywający: Gregor Ropret (Słowenia)