Co za sezon ZAKSY Kędzierzyn-Koźle! Odzyskała tytuł mistrza Polski po niespodziewanej zeszłorocznej porażce. W rywalizacji do trzech zwycięstw pokonała 3:1 (3:0; 3:2; 1:3; 3:0) obrońcę tytułu, czyli Jastrzębski Węgiel. To drugie trofeum zdobyte przez kędzierzynian w tym sezonie, bo wcześniej wygrali Puchar Polski. Mistrzami kraju zostali po raz dziewiąty w historii.
Do tej pory Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle osiem razy zdobywała mistrzostwo Polski. Ostatni raz miało to miejsce w 2019 r. W sezonie 2019/2020 plany pokrzyżowała pandemia koronawirusa. Zarząd PLS SA zdecydował o zakończeniu PlusLigi bez przyznania tytułu. Zgodnie z tą decyzją klasyfikacja końcowa ustalona została na podstawie tabeli fazy zasadniczej z dnia 12 marca 2020 roku. ZAKSA zajęła pierwsze miejsce, ale medalu nie otrzymała. W następnym sezonie wygrała rundę zasadniczą z 70 punktami, wyprzedzając drugi Jastrzębski Węgiel aż o 14 „oczek”. W finałowych meczach do dwóch zwycięstw niespodziewanie uległa z tym rywalem dwa razy po 1:3. Tym samym ZAKSA była „tylko” wicemistrzem Polski. Przed rozpoczęciem obecnego sezonu niewielu liczyło, że będą walczyć o najwyższe cele nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Z kędzierzyńskiego zespołu odeszło trzech kluczowych zawodników: Jakub Kochanowski, Benjamin Toniutti oraz Paweł Zatorski. Jednak klub sobie poradził i znalazł godnych zastępców. Byli to: Marcin Janusz, Norbert Huber i Erik Shoji.
FAZA ZASADNICZA
Kędzierzynianie w poprzednim sezonie nie przegrali 19 ligowych spotkań z rzędu. W tym roku chcieli wyśrubować jeszcze lepszy rekord, jednak plany pokrzyżowali im… radomianie. Licznik stanął na 17 meczach bez porażki. Potem doszły przegrane ze Skrą Bełchatów, Cuprumem Lubin oraz na zakończenie z Treflem Gdańsk. 4 porażki i 65 punktów na koncie – to bilans ZAKSY po rundzie zasadniczej. Do play-offów awansowała z pierwszego miejsca, dzięki czemu jej rywalem była drużyna z ósmej lokaty – GKS Katowice.
ĆWIERĆFINAŁ
GKS Katowice debiutował w tej fazie rozgrywek. Niestety nie trafił najlepiej w ćwierćfinale, bo na ZAKSĘ, która była w gazie. Pierwszy mecz dla kędzierzynian był łatwy. GKS-u nie stać było nawet na urwanie seta. W drugim nawet nie przekroczyli granicy 15 punktów. W rewanżu musieli pokazać coś więcej, jeżeli chcieli zagrozić ZAKSIE. Tak też się stało, bo inauguracyjna partia sensacyjnie padła łupem katowiczan. Podrażnieni kędzierzynianie chcieli jak najszybciej zapomnieć o przegranym secie i szybko im się to udało. W trzeciej odsłonie katowiczanie próbowali jeszcze walczyć, ale stać ich było jedynie na zdobycie 20 punktów. W czwartej partii ZAKSA postawiła kropkę nad „i”. Ostatecznie pokonała 3:1 GKS i po raz siódmy z rzędu awansowała do półfinału mistrzostw Polski. Czyli ćwierćfinałowa para bez większych emocji. Faworyci nie zawiedli i zameldowali się w kolejnej rundzie.
PÓŁFINAŁ
W półfinale ich rywalem był Aluron CMC Warta Zawiercie, czyli czwarta drużyna rundy zasadniczej. Już w pierwszym meczu półfinałowym Aluron pokazał, że ZAKSA będzie musiała się bardziej napocić niż w ćwierćfinałach. Inauguracyjnego seta wygrali kędzierzynianie i chyba spoczęli na laurach. W drugim secie to zawiercianie zdominowali faworytów. W trzecim i czwartym w decydujących momentach byli lepsi w końcówkach. Sensacyjnie ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przegrała u siebie. W drużynie ZAKSY nie miał dnia ich lider – Łukasz Kaczmarek. Zdobył zaledwie 11 „oczek”, co dało mu 32% skuteczności w ataku. W drugim pojedynku ZAKSA pokazała, że przegrana była wypadkiem przy pracy. Lepszą skutecznością popisał się Łukasz Kaczmarek i to on był jednym z autorów zwycięstwa wicemistrzów Polski na terenie rywala. W całym spotkaniu zdobył 17 punktów, tylko dwa mniej niż najlepiej punktujący zawodnik ZAKSY w tym meczu – Kamil Semeniuk. W całym spotkaniu ani razu Zawiercie nie przeszkodziło przeciwnikowi. Kędzierzynianie pojechali na trudny teren, a zagrali zdecydowanie lepiej niż przed własną publicznością. Aby wyłonić tegorocznego finalistę PlusLigi potrzebny był trzeci mecz. W nim decydującą rolę odegrali rezerwowi ZAKSY. Bardzo dobrą zmianę dał Wojciech Żaliński za Aleksandra Śliwkę. Doświadczonemu siatkarzowi wychodziło mu wszystko: mocne ataki, asy serwisowe czy kontry. Kolejną dobrą zmianę dał też Krzysztof Rejno. ZAKSA dominowała w każdym elemencie, a Aluron chyba już myślał o brązowym medalu, o który mieli się bić z PGE Skrą Bełchatów.
FINAŁ
W walce o mistrzostwo Polski zostały tylko dwie drużyny i to te najbardziej oczywiste. Jastrzębski Węgiel, który bronił tytułu mistrza oraz Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która chciała ten tytuł odzyskać. W obecnym sezonie zespoły te mierzyły się ze sobą aż sześć razy (Superpuchar Polski, dwumecz w półfinale Ligi Mistrzów, dwa spotkania w PlusLidze oraz finał Pucharu Polski), z czego pięć spotkań padło łupem ZAKSY. Można więc powiedzieć, że ta znalazła patent na Jastrzębski Węgiel. Pierwszy mecz finałowy u siebie wygrała ZAKSA, ale nie można powiedzieć, że przyszło jej to łatwo. Inauguracyjną partię wygrała pewnie do 21, jednak kolejne były już bardziej wyrównane. W drugiej odsłonie żadna z drużynie nie potrafiła zbudować większej niż dwa punkty przewagi. Gdy już ZAKSA prowadziła 24:22, to przypomniał o sobie Tomasz Fornal. Jego mocne zagrywki doprowadziły do remisu. Ostatecznie w grze na przewagi wygrali gospodarze. Trzeci set od początku układał się po ich myśli. Prowadzili 9:5, ale Jastrzębski nie odpuszczał i w decydującej fazie przegrywał tylko jednym punktem (23:22), ale ZAKSA do końca zachowała zimną krew i zamknęła spotkanie w trzech setach. Jej grę ciągnęli Łukasz Kaczmarek oraz Kamil Semeniuk. Łącznie zdobyli 28 punktów. Siatkarska karawana przeniosła się do hali w Jastrzębiu-Zdroju. Tam gospodarze bardzo dobrze rozpoczęli spotkanie. ZAKSA miała problemy z przyjęciem i dopiero po przegranym secie wróciła do swojej dobrej gry. W połowie partii prowadziła czterema punktami, a potem tylko tą przewagę powiększała. Jastrzębski ugrał tylko 16 punktów. Zrewanżował się za to w trzecim secie. Od początku do końca kontrolował grę i nie dał zaskoczyć się przeciwnikowi. Jednak jak nazwać coś, co wydarzyło się w partii numer cztery? Kompromitacja? Deklasacja? Kędzierzynianie tak zdominowali Jastrzębski, że dali im zdobyć tylko 12 punktów. O tym kto wygra spotkanie musiał zadecydować tie-break, a tam dopiero gra na przewagi wyłoniła zwycięzcę. Kędzierzynianie utrzymali koncentrację do końca i prowadzili już 2:0 w walce o mistrzostwo Polski.
Jastrzębski Węgiel, by myśleć jeszcze o mistrzostwie Polski, musiał wygrać w Kędzierzynie-Koźlu. Do trzeciego starcia przystąpił niezwykle zmotywowany, wytrzymał nerwową końcówkę i udanie otworzył premierową odsłonę (26:24). Po zmianie stron lepiej zaprezentowali się gospodarze. Jastrzębianie nie zamierzali odpuścić, czuli, że to może być ich mecz. Ponownie rozstrzygnęli na swoją korzyść decydujący fragment seta zarówno trzeciego, jak i czwartego, pozostając dzięki temu w walce o złoto. W czwartym secie, przy stanie 19:19, siatkarz gospodarzy, Norbert Huber doznał jednak groźnie wyglądającej kontuzji. Po badaniach okazało się, że u zawodnika wykryto zerwanie ścięgna Achillesa. Przy tak poważnej kontuzji przerwa liczona jest w kilku a nawet kilkunastu miesiącach. Mecz numer cztery został rozegrany ponownie w Jastrzębiu-Zdroju. Tam kędzierzynianie postawili kropkę nad „i”. Pokazali, że byli zdecydowanie lepszym zespołem i nie bez powodu wygrali większość spotkań rozegranych w tym sezonie z Jastrzębskim. Zakończyli mecz w trzech setach i mogli świętować dziewiąte mistrzostwo Polski.
To jeszcze nie koniec sezonu dla Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Mistrzowie Polski nadal mają szansę na potrójną koronę. 22 maja będą bronić złotych medali Champions League. W finale spotkają się Itas Trentino, czyli będzie to powtórka z zeszłorocznej edycji. Wówczas kędzierzynianie wygrali 3:1.