Polska jest jedną z czterech drużyn, które powalczą o finał mistrzostw świata. Biało-Czerwoni stoczyli z Amerykanami pięciosetową batalię. Pomimo tego, że prowadzili już 2:0, to ostatecznie dopiero tie-break przesądził o awansie. W półfinale zagramy z Brazylią.
Starcia polsko-amerykańskie zawsze dostarczają kibicom olbrzymich emocji, a już tylko na tym turnieju był to drugi taki pojedynek. Polacy i Amerykanie znaleźli się bowiem w tej samej grupie. Biało-Czerwoni na inaugurację pokonali Bułgarów 3:0, potem 3:0 Meksyk, a na zakończenie fazy grupowej USA (3:1), gdzie stawką było pierwsze miejsce w grupie. Wiadomo jednak, że ćwierćfinał to już inna bajka. Przede wszystkim do kadry USA wrócił rozgrywający i mózg tej drużyny, czyli Micah Christenson. Brakowało go w meczu fazy grupowej. Polska rozpoczęła w klasycznym już składzie: Bartosz Kurek, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Kamil Semeniuk, Marcin Janusz, Mateusz Bieniek oraz Paweł Zatorski. W trzecim secie urazu doznał Paweł Zatorski i wtedy zaczęliśmy grać nietypowo, na dwóch libero. Zatorski stawał do przyjęcia, a Jakub Popiwczak wchodził do obrony. Na ile jest to poważny uraz i czy występ Zatorskiego w półfinale przeciwko Brazylii jest zagrożony? Tak naprawdę odpowiedź poznamy dopiero przed spotkaniem z Canarinhos. Przejdźmy do omówienia szczegółów wygranego przez nas ćwierćfinału.
Polska – USA 3:2 (25:20, 27:25, 21:25, 22:25, 15:12)
Początek inauguracyjnej partii nie wyglądał optymistycznie. Polacy popsuli trzy pierwsze serwisy, ale na szczęście nadrabiali w ataku (3:3). Amerykanie po ataku Aarona Russella prowadzili dwoma „oczkami” (5:7), jednak ich przewaga nie trwała długo. Polacy szybko wyrównali (11:11), a nawet odskoczyli (15:12). Niestety Amerykanie mieli w swoim zespole Matthewa Andersona, który dręczył nas nie tylko atakami, a ile i zagrywkami (15:14). Odpowiadał mu Jakub Kochanowski. Jego mocne zagrywki (w tym dwa asy) pozwoliły Biało-Czerwonym na zbudowanie aż sześciopunktowej przewagi (20:14). Amerykanie jeszcze naciskali bardzo trudnymi serwisami, ale polscy przyjmujący dali radę. Świetnie w tym aspekcie radził sobie Olek Śliwka. Atak ze środka Kochanowskiego dał Polakom piłkę setową. Set zakończył się punktowym blokiem Bartosza Kurka na Toreyu Defalco.
Po przegranej pierwszej partii trener USA John Speraw sięgnął po rezerwowych – za Taylora Averilla i Toreya Defalco wprowadził Jeffa Jendryka oraz Garretta Muagututię. Zmiennicy grali zdecydowanie lepiej niż gracze podstawowi. Z kolei Polacy złapali lekką zadyszkę. Set był bardzo wyrównany, a dopiero końcówka wyłoniła zwycięzcę. W kluczowy moment seta to Amerykanie weszli lepiej, bo serwisem zapunktował Russell (21:19). To samo zrobił Bieniek i na tablicy mieliśmy remis (21:21). Jako pierwsi piłkę setową mieli rywale zza oceanu (24:23). O wyniku zadecydowała gra na przewagi, którą wygrali Biało-Czerwoni. W tym secie świetnie spisał się Bartosz Kurek, który miał stuprocentową skuteczność (6/6).
Początek trzeciej partii znowu był wyrównany (5:5; 8:8). Bardzo dużo problemów sprawiali Polakom Anderson i A. Russell. Na środku pewnie atakował David Smith, co dało gościom trzypunktową przewagę (15:18). Matthew Anderson grał jak z nut, punktował z najtrudniejszych piłek i nie dawał się zatrzymać. Na koniec Kurek popełnił błąd na zagrywce (21:25), co było dobrym podsumowaniem naszej gry. Już na początku czwartej odsłony w polskiej ekipie zrobiło się nerwowo. Przy stanie 2:3 sędzia odgwizdał naszym siatkarzom błąd ustawienia, a protestujący Nikola Grbić został ukarany żółtą kartką (2:4). Na szczęście Polacy szybko się pozbierali i mogli cieszyć się z dwóch „oczek” przewagi (8:6). Wydawało się, że złapali wiatr w żagle, ale przy stanie 11:8 przegrali cztery akcje z rzędu. Znowu mogliśmy oglądać zaciętą rywalizację (14:14). Amerykanom zdobywanie punktów przychodziło nieco łatwiej. U nas ataków nie kończyli ani Kurek, ani Tomasz Fornal, który wcześniej zastąpił Semeniuka, ani nawet bardzo skuteczni wcześniej środkowi (17:20). Taylora Averill załatwił nas dwiema zagrywkami (w tym jednym asem) i było coraz bliżej tie-breaka (17:21). W końcówce nadzieję w serca kibiców wlał Tomasz Fornal. Przy jego zagrywce wygraliśmy dwie akcje i traciliśmy tylko dwa „oczka” (21:23). Niestety kolejny serwis był już zepsuty i Amerykanie mieli piłkę setową (21:24). Błąd w ataku Kurka zakończył tego seta, tym samym goście doprowadzili do tie-breaka. To oni grali w tym momencie lepiej.
Siatkarskie porzekadło mówi: „Kto prowadzi 2:0 i nie wygra 3:0, to reguły przegrywa 2:3”. Otóż nie tym razem! Ostatni set, podobnie jak poprzednie, rozpoczął się od wali punkt za punkt. Dopiero błąd Andersona i as serwisowy Kamila Semeniuka pozwoliły Biało-Czerwonym powiększyć dystans do trzech „oczek”. Tu też uwaga, bo Semeniuk, który we wcześniejszych partiach grał słabo, w kluczowym momencie wrócił do gry i posłał asa serwisowego! Amerykanie nawiązali jeszcze kontakt punktowy (12:11), ale potem popełnili prosty błąd techniczny – wpadli w siatkę. Po raz kolejny przypomniał o sobie Semeniuk, który znowu posłał asa serwisowego na wagę meczbola (14:11). Pierwszego Amerykanie obronili, a raczej my im trochę pomogliśmy, bo Semeniuk przestrzelił zagrywkę (14:12). Potem Aleksander Śliwka spokojnie przyjął serwis, Grzegorz Łomacz do niego wystawił, a on zakończył mecz z lewej flanki. Polska awansowała do półfinału mistrzostw świata!
Na koniec trochę statystyk. Polacy popełnili o osiem więcej błędów własnych niż Amerykanie (34:26). Lepiej spisali się w grze blokiem (9:4) oraz w polu zagrywki (8:6). Niestety mieli więcej nie tylko asów serwisowych, ale i także błędów (27:18). Ten element zdecydowanie Polacy muszą poprawić. W polskiej ekipie najwięcej punktów zdobył Bartosz Kurek (22). Na 34 ataki skończył 21, co dało mu 62% skuteczności. Na zagrywce jednak nasz kapitan zawodził, popełniając aż sześć błędów.