Skip to main content

XX Memoriał Huberta Jerzego Wagnera to już historia. Tym razem Polacy wygrali zaledwie jedno z trzech spotkań, co pozwoliło im na zajęcie najniższego stopnia podium. Po raz drugi w historii turnieju triumfowała reprezentacja Włoch. Wcześniej udało jej się to w 2011 r.

Memoriał Huberta Jerzego Wagnera pierwszy raz rozegrany został w 2003 r. Organizowany jest dla uczczenia pamięci najsłynniejszego polskiego trenera, który doprowadził reprezentację Polski do triumfu w mistrzostwach świata (Meksyk 1974) i igrzyskach olimpijskich (Montreal 1976). Po raz ósmy turniej ten odbył się w Tauron Arenie Kraków. Polacy bronili pierwszego miejsca z poprzedniego roku. W tym odbyła się jubileuszowa, XX edycja Memoriału Huberta Jerzego Wagnera. A to sprawiło, że trzeba było ją mocno obsadzić. W turnieju wzięli udział: aktualni mistrzowie świata i Europy – Włosi, wicemistrzowie Europy – Słoweńcy, mistrzowie olimpijscy z Tokio – Francuzi oraz oczywiście aktualni wicemistrzowie świata, czyli Polacy. Tak niesamowicie silnej obsady Memoriału Wagnera nie było od lat. Idealna okazja do sprawdzenia się przed nadchodzącymi mistrzostwami Europy, które startują już za tydzień.

Polska – Słowenia 0:3 (21:25, 18:25, 21:25)
Pierwszy mecz to falstart w wykonaniu reprezentacji Polski. Niestety Słowenia była tego dnia zdecydowanie lepsza. Podopieczni Nikoli Grbicia popełnili za dużo niewymuszonych błędów (27). Dla porównania, rywale pomylili się 21 razy. Biało-Czerwonym także nie wyszła gra blokiem. Lepiej w tym elemencie wypadli Słoweńcy, którzy zapunktowali dziewięciokrotnie. Polska zakończyła mecz z sześcioma blokami. Jeśli chodzi o zagrywki, to tutaj gra była mniej więcej wyrównana. Obydwie drużyny posłały po pięć asów serwisowych, ale to Słoweńcy mylili się częściej (14) niż Polacy (8). Biało-Czerwoni słabo przyjmowali, co oczywiście przekładało się na grę atakiem. Spotkanie zakończyli z 37% skuteczności przyjęcia i 40% w ataku. Brakowało wyraźnego lidera, który poderwałby reprezentację do lepszej gry. W pierwszym i trzecim secie podopieczni Nikoli Grbicia ani razu nie potrafili wyjść na prowadzenie. Od początku do końca Słoweńcy prowadzili. W efekcie obydwie odsłony wygrali do 21. Druga partia była najgorsza pod względem zdobytych punktów przez Polaków, ale… przynajmniej przez pewien czas prowadzili (od stanu 4:3 do 10:9). Słaby mecz pod każdym względem. Jak zwykle jednak nie zawiedli kibice.

Polska – Francja 3:1 (27:29, 25:16, 25:21, 25:20)
To był zdecydowanie lepszy mecz Biało-Czerwonych. Przede wszystkim przyjęcie stało na dużo wyższym poziomie (50%). Po kontuzji wrócił Bartosz Kurek i to było bardzo dobre spotkanie w jego wykonaniu. Skończył 8 z 12 ataków, co dało mu 67% skuteczności w ataku. Tym razem Polacy popełnili dużo mniej ogólnych błędów, czego nie można powiedzieć o Francuzach. „Trójkolorowi” pomylili się aż 44 razy (z czego aż 27 w polu zagrywki). Za to Biało-Czerwoni popełnili „zaledwie” 22 błędów (15 zagrywkami). Żadna z drużyn nie popisała się w polu serwisowym, bo razem posłały siedem asów (P: 4, F:3). Pierwszego seta Polska przegrała na własne życzenie, bowiem prowadziła już 24:21. Francuzi obronili trzy piłki setowe, doprowadzi do gry na przewagi i wygrali. Polska ekipa przegrała wygranego seta. Podrażniona kolejnego wygrała już wysoko do 16. „Trójkolorowi” nie mieli nic do powiedzenia. Kolejne partie wyglądały podobnie, z tym, że dominacja nie była aż tak widoczna. Dzięki tej wygranej Polacy mieli jeszcze szansę na końcowy triumf w turnieju.

Polska – Włochy 1:3 (18:25, 23:25, 25:21, 17:25)
Biało-Czerwoni dostali porządną lekcję siatkówki. W rolę nauczyciela wcielili się aktualni mistrzowie świata, czyli Włosi. Drużyna z Półwyspu Apenińskiego pokazała jak przyjmować piłkę. Mecz zakończyła z przyjęciem na poziomie 70%. Wow, to naprawdę rewelacja i wielki komfort dla rozgrywającego. Polska nie miała bardzo słabej skuteczności, bo była na poziomie 42%. Patrząc jednak na włoskie przyjęcie, to była przepaść widoczna w wyniku. Biało-Czerwoni próbowali nadrobić blokiem, ale Italia wcale gorzej nie grała tym elementem (P: 9, W: 7). W polu zagrywki więcej ryzykowali Włosi, o czym świadczy aż 17 pomyłek, a tylko dwa asy. Jeśli chodzi o Polskę, to zagrywką zapunktowała trzykrotnie, a pomyliła się 11 razy. Tu Polacy wypadli nieco lepiej. Jeśli spojrzymy na błędy ogólne, to ich także mniej popełnili podopieczni Nikoli Grbicia (P: 19, W: 23). Swoje zrobiła skuteczność w ataku (P: 48%, W: 67%). W polskiej ekipie bardzo dobrze zaprezentowali się środkowi Karol Kłos oraz Jakub Kochanowski. Obydwaj skończyli mecz ze skutecznością w ataku na poziomie 75% (6/8). W Italii nikt nie schodził poniżej 47%. O ile pierwszy set to był popis Azzurrich, to drugi była już bardziej zacięta. Włosi wygrali minimalnie. Trzecia odsłona do stanu 20:19 była bardzo wyrównana. Raz prowadziła jedna, raz druga drużyna. Ostatecznie Polska przycisnęła w końcówce i wygrała z czteropunktową przewagą. Wydawało się, że może być to przełomowy moment dla Polaków. Kibice mieli nadzieję, że Biało-Czerwoni pójdą za ciosem. Niestety, ale od początku do końca set należał on do Włoch. Polska nie miała żadnych argumentów i przegrała do 17.

Jak już wcześniej wspomnieliśmy, Italia wygrała Memoriał Wagnera po raz drugi. Raz zajęła też drugie miejsce (2009). W tegorocznej edycji odniosła dwa zwycięstwa. Oprócz wygranej 3:1 z Polską, w pierwszym meczu pokonała Francję 3:0. W drugim spotkaniu, po tie-breaku, musiała uznać wyższość reprezentacji Słowenii. To właśnie drużyna z Półwyspu Bałkańskiego zajęła drugie miejsce. Podium uzupełniła Polska, która ma dużo do poprawy przed mistrzostwami Europy. Na koniec wybrana została także drużyna turnieju, w której znalazł się jeden Polak – Paweł Zatorski. Najlepszym zawodnikiem został wybrany włoski rozgrywający – Simone Giannelli. Tak przedstawiał się „Dream Team” XX Memoriału Huberta Jerzego Wagnera: Simone Giannelli (rozgrywający), Alessandro Michieletto (przyjmujący), Rok Mozic (atakujący) oraz Jan Kozamernik (środkowy).

Related Articles