Skip to main content

Miało być łatwo, szybko i przyjemnie, a Polki niespodziewanie musiały grać jednego seta więcej. Na szczęście skończyło się tylko drobną wpadką. Nie popisały się rezerwowe, które miały dopełnić formalności. Lavarini musiał z powrotem wpuścić pierwszy skład.

Zdecydowanym faworytem tego niedzielnego starcia była Polska. Węgierki swoje lata chwały mają dawno za sobą. W latach 70. i 80. czterokrotnie stawały na podium mistrzostw Starego Kontynentu. Aktualnie zajmują 38. miejsce w rankingu FIVB. Liderką reprezentacji Węgier jest Anett Nemeth. 23-letnia atakująca przez ostatnie dwa lata broniła barw niemieckiego SC Poczdam, a od nowego sezonu będzie zawodniczką klubu z Serie A – Pallavolo Pinerolo. Nemeth w dwóch meczach ME zdobyła łącznie 32 punkty – 13 z Belgią i 19 z Ukrainą. Mocnym punktem Węgier jest także przyjmująca, 25-letnia Greta Kiss, która od nowego sezonu występować będzie w klubie z Poczdamu. Jednak największa węgierska „broń” zasiada na ławce trenerskiej. Od 2023 r. szkoleniowcem reprezentacji Węgier jest Alessandro Chiappini. Włoski trener od kilkunastu lat z powodzeniem prowadzi polskie kluby. Pracował m.in. w Atomie Trefl Sopot, PTPS-ie Piła, Legionovii, a w poprzednim ligowym sezonie z ŁKS-em sięgnął po mistrzostwo kraju. Pokrótce przedstawiliśmy reprezentację Węgier, więc czas na podsumowanie meczu.

Węgry – Polska 1:3 (22:25, 12:25, 25:21, 16:25)
Polki rozpoczęły mecz w takim samym składzie jak poprzednio, czyli: Agnieszka Korneluk, Magdalena Stysiak, Martyna Łukasik, Joanna Wołosz, Magdalena Jurczyk, Olivia Różański oraz Maria Stenzel. Biało-Czerwone bardzo dobrze zaczęły Z punktu na punkt coraz bardziej się rozkręcały. Po asie serwisowym Martyny Łukasik przewaga wynosiła już siedem „oczek” (6:13). Podopieczne Stefano Lavariniego kontrolowały przebieg seta, ale w końcówce wkradły się w ich grę błędy. Zmarnowały dwie piłki meczowy przy stanie 20:24. Na szczęście za trzecim razem się udało i Polki prowadziły. Druga partia to popis od początku do końca. Rozbicie Węgierek do 12. Istna deklasacja. Funkcjonowało niemal wszystko, a w parkiet spokojnie wpadały nawet lekkie, techniczne uderzenia, bo Węgierki źle współpracowały przy bloku i obronie.

Po fenomenalnym secie Lavarini postanowił porotować składem. Pozostała tylko Olivia Różański. Niestety rezerwowe, delikatnie mówiąc, nie popisały się. Zamiast postawić kropkę nad „i”, to pozwoliły Węgierkom urwać seta i przedłużyć mecz. Fatalnie w ataku zagrała Monika Gałkowska. Skończyła 3/15 ataków, co dało jej słabiutką skuteczność na poziomie 20%. To była dobra okazja, żeby zmienniczki sobie pograły i przypieczętowały zwycięstwo. Nie poradziły sobie jednak kompletnie i część z nich skończyła udział w meczu już na etapie tej partii. Nie można było się bawić w jakieś tie-breaki, więc na rozegranie od początku weszła Joanna Wołosz. Chociaż podopieczne Chiappiniego dobrze weszły w tego seta, to Polki nie pozwoliły im na zbudowanie przewagi wyższej niż dwa „oczka”. Węgierki zaczęły się mylić i zrobiło się spokojniej (12:17). Tego prowadzenia nasza reprezentacja już nie roztrwoniła, a nawet je powiększyła. Ostatecznie Węgierki ugrały tylko 16 punków. Polska wygrała drugi mecz na mistrzostwach i wskoczyła na drugą pozycję w tabeli.

Bardzo dobre spotkanie rozegrała Olivia Różański, która w polskiej ekipie wywalczyła najwięcej punktów (19). Skończyła 17 z 29 ataków, co dało jej 57% skuteczności. Do tego dołożyła po jednym asie serwisowym i bloku. W przyjęciu także spisała się bardzo dobrze, bowiem miała skuteczność na poziomie 50%. Polki zagrały zdecydowanie lepiej, ale Węgierki, popełniając aż 20 błędów, wcale sobie nie pomogły. Podopieczne Lavariniego rywalkom oddały 12 punktów. W innych statystykach już takiej różnicy nie było. Co najdziwniejsze, Polki zagrały dobrze blokiem (10), ale Węgierki jeszcze lepiej (13). To rywalki posłały też więcej asów serwisowych (W: 5 P:3), ale i częściej się myliły (W:7 P:4). Na pewno zaskoczyły Polki, szczególnie blokiem.

Po dwóch kolejkach w grupie B nadal niepokonane są trzy drużyny: Serbia, Polska oraz Belgia. Już dzisiaj kolejny mecz naszej reprezentacji. O 17:00 zmierzy się z reprezentacją Serbii. Polki mają do wyrównania rachunki za ubiegłoroczny ćwierćfinał mundialu. Co prawda w Lidze Narodów pokonały Serbki 3:0, ale te grały bez swojej „bomby”, czyli Tijany Bosković. W ogóle tamte rozgrywki mistrzyniom świata nie wyszły, bo nawet nie awansowały do TOP 8. Na mistrzostwach Europy Serbki pokonały po 3:0 Ukrainę oraz Słowenię. Zatem czas na mecz o wyjście z grupy z pierwszego miejsca.

Related Articles