Skip to main content

Powrót do gry od stanu 15:20 w trzecim secie był kluczowy w meczu otwarcia mistrzostw świata. Polki jakimś cudem odwróciły losy trzeciej partii, żeby w kolejnej już spokojnie zamknąć mecz i zgarnąć trzy punkty na start.

Jeżeli Polki myślały o wyjściu z grupy, to Chorwacja była przeszkodą obowiązkową do pokonania. Tak też się stało. Nie obyło się bez problemów i podopieczne Ferhata Akbasa miały w tym spotkaniu moment, który powinny lepiej wykorzystać. Wypuściły z rąk pięciopunktowe prowadzenie w trzecim secie. Wygrana dałaby im przynajmniej punkcik. Naładowane pozytywnymi emocjami mogły potem wyjść w czwartym secie i zmieść z parkietu reprezentację Polski. To się jednak nie wydarzyło. Chorwatki wyraźnie załamały się wypuszczeniem tak niezłego prowadzenia i w czwartym secie praktycznie w ogóle nie powalczyły. Skończyło się dla nas udanym otwarciem i bardzo pozytywnym 3:1. To był dość nietypowy i wyjątkowy mecz. W końcu to Polska gości u siebie najlepsze zawodniczki globu, ale… pierwszy mecz rozegrała w Arnhem. Aura też była dość oryginalna, bo mecz nie został rozegrany na normalnej hali, ale na stadionie miejskiego Vittesse, gdzie Holendrzy wynajęli obiekt i podzielili go na trzy boiska siatkarskie. Tak, żeby trzy spotkania mogły odbywać się jednocześnie.

Polki rozpoczęły w takim składzie: Agnieszka Korneluk, Kamila Witkowska, Zuzanna Górecka, Magdalena Stysiak, Joanna Wołosz, Olivia Różański i Maria Stenzel. I od razu na zaczęła wyróżniać się Korneluk swoimi blokami. Już na samiutkim początku Polki uzbierały trzy punktowe bloki, a prym wiodła w tym właśnie środkowa Grupy Azoty Chemika Police. Chorwatki pomagały, jak choćby w tej akcji, kiedy nie wykorzystały piłki przechodzącej po serwisie. Set bez wielkiej historii, cały czas utrzymywała się przewaga 4-5 punktów. Samanta Fabris była nieregularna. Polki także popełniały błędy, ale zdecydowanie bardziej to Wołosz mogła liczyć na swoją atakującą – Stysiak. Ta miała 67% skuteczności w ataku i zdecydowania przyczyniła się do wygranej w pierwszym secie, zdobywając osiem punktów.
W drugim secie Stysiak osłabła, od razu popisała się nieskuteczną akcją i to podwójnie, co zostało przez rywalki wykorzystane. Tym razem to Chorwatki objęły prowadzenie i po pomyłkach Stysiak i Różański wyglądało to z naszej perspektywy źle, bo było 2:6. Zareagował na to Stefano Lavarini, który w tym momencie poprosił o czas. Różański i Stysiak sprawiły jednak, że udało się wrócić do tego meczu i po ich udanych atakach było już 7:8. Z tym, że Chorwatki znów odskoczyły na kilka punktów. Później Polki cały czas goniły, goniły, ale na błędy przeciwniczek odpowiadały a to zepsutą zagrywką, a to nieudanym przyjęciem i oddawały punkty, które udało im się wcześniej odrobić. Mieliśmy swój moment po bloku Witkowskiej, gdy było już tylko 20:21, ale za chwilę Chorwatki uruchomiły środek, a potem pomyliła się Różański i 20:23 już nie wyglądało tak wesoło. Blok na Gałkowskiej zakończył zabawę i było 1:1.

Trzeci set został już opisany powyżej, bo to był moment zwrotny tego meczu. Moment, w którym Chorwatki powinny dobić nasze zawodniczki i spokojnie grać końcówkę, pilnując przewagi. Przy 8:12 przytrafił nam się straszny przestój, żadna z Biało-Czerwonych nie była w stanie skończyć ataku, męczarnie były okrutne. Mlinar i Fabris urządziły sobie w tym momencie zabawę z Polkami i karały za błędy. Po czterech punktach z rzędu było już 8:16 i niewielkie nadzieje na końcowy sukces. Stysiak grała tragicznie. Siatkówka kobiet to jednak zrywy punktowe i odpłaciliśmy się takim samym do stanu 13:16. Mimo wszystko i tak to Chorwatki miały przewagę, ale końcówka seta to majstersztyk! Bloki, wspaniałe obrony, jeszcze lepsze kontry. To był w ogóle też świetny ruch Lavariniego, bo wprowadził Wenerską i Gałkowską za Wołosz i Stysiak i to zmienniczki wygrały nam tego seta. Gałkowska skończyła kilka ważnych piłek. Polki od stanu 16:20 zdobyły siedem punktów z rzędu!

Ostatni set był wyrównany tylko na początku, ale w pewnym momencie Polki zaczęły odjeżdżać bardziej i bardziej, mając swoje mini serie kilkupunktowe, jak na przykład przy 7:7. Różański posłała asa, a Górecka brylowała w ataku. Kiedy Chorwatki dojechały na -1, to znów Polki zanotowały mini serię trzech punktów z rzędu, tym razem między innymi po ataku Korneluk, a później jej udanym bloku. Od stanu 18:14 Polki grały już absolutnie koncertowo do końca. Końcówka należała zdecydowanie do Kamili Witkowskiej, która atakowała z obiegu, blokowała i dołożyła do tego jakże skuteczną zagrywkę. To właśnie ona zakończyła spotkanie asem serwisowym, kiedy piłka przetoczyła się po taśmie i wpadła na stronę Chorwatek. Wynik 25:15 pokazuje, kto rządził w tym secie.
Przede wszystkim Polki mniej myliły się w ataku, bo miały takich błędów 7, a Chorwatki 12. Biało-Czerwone zanotowały też więcej bloków (13:9). Mecz nie był taki łatwy do wygrania, choć to nasze siatkarki były zdecydowanymi faworytkami. W końcu to mistrzostwa świata, więc łatwo o punkty nie będzie. Tym niemniej udanie się dla nas rozpoczęły.

Related Articles