W 1/8 finału Ligi Mistrzyń Polskę reprezentują trzy zespoły. Niestety w pierwszych spotkaniach sprawdził się najgorszy scenariusz. Wszystkie zanotowały porażki. W rewanżach będzie bardzo trudno o przynajmniej jeden awans. Kto nie miał szans, a kto zawiódł najmocniej?
Jak już niejednokrotnie wspominaliśmy, tegoroczna edycja Ligi Mistrzyń, podobnie jak Ligi Mistrzów, wygląda inaczej niż poprzednie. Wówczas po fazie grupowej od razu mieliśmy ćwierćfinały, do których awansowali zwycięzcy pięciu grup oraz trzy najlepsze zespoły z drugich miejsc. Tym razem play-offy zaczynają się już od 1/8 finału. To akurat dla nas bardzo ważne, bo właśnie na tym etapie grają aż trzy polskie kluby. Bezpośrednio do ćwierćfinałów awansowali zwycięzcy pięciu grup. Pięć drużyn z drugich miejsc oraz najlepsza drużyna z trzecich dopiero powalczą o awans do najlepszej ósemki. Trzech zwycięzców uzupełni stawkę ćwierćfinalistów. A najgorsze, że komplet przegranych mogą stworzyć wszystkie polskie zespoły. To prawdopodobny scenariusz.
Dzięki zmianom w regulaminie z grupy wyszły wszystkie nasze kluby. Niestety żaden nie zajął pierwszego miejsca i nie awansował bezpośrednio do ćwierćfinału. Developres Bella Dolina Rzeszów oraz Grupa Azoty Chemik Police były na drugiej pozycji, a ŁKS Commercecon Łódź na trzeciej. Najlepszym zespołem, który zajął drugie miejsce był VakifBank Stambuł. Kolejne miejsca w tym rankingu zajęły: Fenerbahce Stambuł, Developres Bella Dolina Rzeszów, Volero Le Cannet oraz Grupa Azoty Chemik Police. Na pierwszym miejscu w zestawieniu zespołów, które zajęły trzecie lokaty w swoich grupach, znalazł się ŁKS Commercecon Łódź. Po to porównano ze sobą drużyny barażowe, żeby utworzyć sprawiedliwe pary i żeby ta najlepsza zagrała z najgorszą. Dlatego ŁKS, jako rodzynek z trzecich lokat, trafił na najtrudniejszego możliwego rywala – VakifBank.
Grupa Azoty Chemik Police – Fenerbahce Opet Stambuł 2:3 (14:25, 29:27, 23:25, 25:22, 10:15) MVP: Melissa Vargas
Patrząc na statystki, to Fenerbahce zdecydowanie lubi grać z polskimi drużynami. Na czternaście ostatnich starć przegrał… jedno i to dopiero w tegorocznej edycji Ligi Mistrzyń z ŁKS-em. Chemik zagrał z Fenerbahce po raz piąty w historii. Wcześniej zawsze przegrywał 0:3. Po pierwszym secie wydawało się, że tym razem też tak będzie. Mistrzynie Polski jakby miały „kompleks statystyczny” po wcześniejszych demolkach. W drugiej partii na szczęście go przełamały. W decydujący fragment wchodziły, prowadząc 21:19. Doszło do gry na przewagi, a w niej przyjezdne zepsuły aż trzy zagrywki. Po obronieniu trzech piłek setowych, Chemik zwyciężył do 27. W trzeciej odsłonie od początku do stanu 18:24 Fenerbahce kontrolowało przebieg gry. Brakowało tylko jednego punktu do spokojnego przyklepania seta. Czy aby na pewno? Zryw Chemika był godny największych pochwał. Do odrabiania strat ruszyła Martyna Czyrniańska. Dzięki jej mocnym asom serwisowym Chemik zdobył 23. punkt. Niestety… zbyt piękne byłoby pokonanie Turczynek w tym secie. Wygraną gościom dała zepsuta zagrywka Czyrniańskiej w najgorszym możliwym momencie, kiedy dała nadzieję (23:25). To co nie udało się w trzecim secie, w czwartym już wyszło. Policzanki znowu musiały „gonić” wynik. Przegrywały już sześcioma punktami (9:15). Kiepska sytuacja. Jednak tym razem wcześniej ruszyły do odrabiania strat. Doprowadziły do remisu 20:20 i poszły za ciosem. Znakomicie spisały się w końcówce, zwłaszcza w bloku i ostatecznie doprowadziły do tie-breaka (25:22). Tam błędy w ataku Brakocević-Canzian i zagrywka Wuczkowej spowodowały, że przyjezdne odjechały na 6:3. Mistrzynie Polski popełniały masę błędów w ataku, nie kończyły piłek i miały też problemy z przyjęciem, a rywalki wykorzystywały każdą okazję do zdobycia punktu (10:5). Do końca meczu przejezdne nie oddały prowadzenia. Fenerbahce jest w bardziej komfortowej sytuacji. Jakiekolwiek zwycięstwo w rewanżu da im awans do ćwierćfinału. Jeśli Chemik wygra 3:2, to doprowadzi do tzw. „złotego seta”. Wygrana 3:0 bądź 3:1 daje mu bezpośredni awans. Możliwe, ale trudne.
ŁKS Commercecon Łódź – VakifBank Stambuł 0:3 (22:25, 12:25, 24:26) MVP: Paola Egonu
Przeciwnikiem łodzianek w 1/8 finału jest… obrońca trofeum – VakifBank Stambuł. Turczynki niespodziewanie zajęły drugie miejsce w grupie i muszą rozegrać dwa dodatkowe mecze. ŁKS, jako drużyna z trzeciego miejsca, trafiła na najlepszą ekipę z drugich miejsc. Co prawda łodzianki w Tauron Lidze radzą sobie rewelacyjnie, bo nie przegrały dotąd ani jednego spotkania, ale mecz z VakifBankiem to inna półka, poczucie tego najwyższego możliwego poziomu. Początek był wyrównany (7:7), ale potem przejezdne wrzuciły piąty bieg i zdobyły pięć punktów z rzędu (7:12). Przejęły kontrolę (12:18), ale do czasu. Łodzianki walczyły, zbliżyły się nawet na jedno „oczko” (20:21), ale to było na tyle. VakifBank wygrał 25:22. O drugim secie najlepiej zapomnieć. ŁKS zaczął od pięciopunktowej straty (0:5) i dalej wcale nie było lepiej. Błąd gonił błąd, a taki przeciwnik nie wybacza (10:22). Łodzianki zostały rozbite (12:25). Trzeci set był najbardziej emocjonujący. Przejezdne spokojnie prowadziły już pięcioma punktami (13:18). Łodzianki nie miały już nic do stracenia i zrobiły come back. Udało im się doprowadzić do remisu (21:21), a potem do walki na przewagi (23:24). Niestety VakifBank miał w swoich szeregach Paolę Egonu. To ona błysnęła na koniec. Najpierw skutecznym atakiem, a potem blokiem zakończyła mecz (24:26). VakifBank wygrał przede wszystkim dzięki dobrej grze blokiem. W tym elemencie zdominował ŁKS, zdobywając aż 14 punktów. ŁKS zablokował rywalki tylko dwukrotnie. Deklasacja. Najlepszą zawodniczką spotkania została wybrana Paola Egonu. Włoszka skończyła 17 na 35 ataków, co dało jej 48% skuteczności. Do tego dołożyła jeszcze cztery bloki. Oczywiście ŁKS ma jeszcze szanse, żeby awansować do ćwierćfinału, ale musi wygrać rewanż 3:0 bądź 3:1 i „złotego seta”. To oczywiście film z serii science-fiction.
Volero Le Cannet – Developres Bella Dolina Rzeszów 3:0 (25:15, 29:27, 25:22) MVP Anna Kotikowa
Największe rozczarowanie wśród polskich dwumeczów. I to bez najmniejszego podjazdu. Teoretycznie Developres miał najłatwiej, trafiając na mistrza Francji Volero Le Cannet. Jak się okazało, teoria nie szła w parze z praktyką. Szczególnie w pierwszym secie, w którym wicemistrzynie Polski zostały ośmieszone. Developres nie radził sobie kompletnie w ataku i zdobył zaledwie 15 punktów. Wstyd. Początek drugiej partii także nie napawał optymizmem. Rzeszowianki przegrywały już pięcioma punktami (13:8). Tym razem się obudziły i konsekwentnie niwelowały straty (18:18). W końcówce nawet prowadziły i były o punkcik od zwycięstwa. Nie potrafiły jednak postawić kropki nad „i”. Po grze na przewagi to miejscowe wygrały 29:27. Początek trzeciej odsłony niczym się nie różnił od poprzednich. Volero szybko wypracowało sobie kilkupunktową przewagę (4:1, 16:12). Nasze reprezentantki grały bardzo nierówno, ich gra falowała, a dodatkowo w dalszym ciągu oddawały punkty za darmo. Jeszcze raz zerwały się do odrobienia strat. Zbliżyły się na jeden punkt (21:20), ale tylko na to było je stać. Całe spotkanie zakończyła pomyłka Jeleny Blagojević z lewego skrzydła (25:22), co idealnie podsumowało ten mecz. Developres przegrał przez błędy, których popełnił aż 21. Rywalki oddały im tylko 13 punktów. Rzeszowianki nie popisały się także w polu zagrywki. Przy 11 błędach posłały tylko trzy asy serwisowe. Z kolei Francuzki pomyliły się 10 razy, ale zapunktowały aż dziewięciokrotnie zagrywką. Developres postawił się w bardzo trudnej sytuacji. Tak samo jak ŁKS, musi wygrać 3:0 bądź 3:1 i jeszcze później „złotego seta”. Strata dwóch setów będzie skutkowała odpadnięciem. Pozytyw jest taki, że postara się o odrobienie tej ogromnej straty na własnej hali.
Jako pierwsze rewanżowe spotkanie rozegrają łodzianki (1.03.), dzień później będą walczyć policzanki oraz rzeszowianki. Rewanże nie napawają optymizmem. W najlepszej sytuacji jest Chemik Police, ale należy pamiętać, że będzie grał na wyjeździe. Będzie to o wiele trudniejsze spotkanie niż w Szczecinie.