
Siatkarze Skry Bełchatów po zaciętym, pięciosetowym boju w Hali Energia, udali się do Rumunii na rewanż 1/4 finału Pucharu CEV z C.S.M Arcadą Galati. Tym razem podopieczni trenera Slobodana Kovaca wygrali już pewniej i awansowali do kolejnej rundy.
PGE Skra jechała do Rumunii przede wszystkim po to, żeby postawić kropkę nad „i”. W Hali Energia wygrała po tie-breaku, więc była w nieco lepszej sytuacji, ale rumuński teren nie należał do najprzyjemniejszych. Siatkarze z Bełchatowa w najlepszej ósemce Pucharu CEV znaleźli się dzięki wygranym dwumeczom z Mladost Brcko, Duklą Liberec oraz Neftohimic Burgas. Z kolei ich ćwierćfinałowi przeciwnicy wyeliminowali VK Lvi Praha, Chaumont VB 52 oraz UV Frankfurt. W ubiegłym sezonie rumuński zespół również dotarł do ćwierćfinału. Spotkał się tam wtedy z dużo silniejszym Dinamem Moskwa. Rosjanie nie dali rywalom większych szans, bo Rumuni w trzech setach nie zdołali osiągnąć granicy dwudziestu zdobytych punktów. Wtedy z powodu pandemii koronawirusa grało się tylko po jednym meczu.
Faworytami całego ćwierćfinału byli bełchatowianie, tymczasem pierwszy mecz pokazał, że mistrz Rumunii to nie są leszcze, Stefan, jak mawiał klasyk. Goście zagrali bardzo solidnie i wykorzystali niedociągnięcia oraz nierówną grę Skry, której największym problemem była zagrywka, a w całym spotkaniu oddała rywalom aż 28 punktów po błędach własnych. Taka statystyka nie przystoi faworytom. Przecież to jest cały oddany set. Rumuńska drużyna lepiej spisywała się w bloku, którym zapunktowała 13 razy. Decydującym starciem był tie-break, a tam bełchatowianie wypracowali przewagę, jednak musieli uważać do końca. Emocji nie brakowało, a ostatecznie Skra „przepchnęła” to zwycięstwo. – Zagraliśmy słabe spotkanie. W wielu elementach zagraliśmy poniżej swojego poziomu. Musimy to koniecznie poprawić, bo ciężko będzie o zwycięstwo tam na wyjeździe – powiedział po pierwszym meczu Mateusz Bieniek.
Jak zapowiedzieli, tak zrobili. Siatkarzom z Rumunii udało się urwać tylko jednego seta, chociaż gra bełchatowian była daleka od ideału. W pierwszym secie Skra wcześnie wypracowała przewagę i utrzymała ją do końca, jednak kolejna partia to znów błędy, niczym w pierwszym meczu, bo podarowała przeciwnikom aż 10 punktów. Mistrz Rumunii na początku odskoczył na siedem oczek (9:2) i kontynuował swoją dobrą grę. Nie do zatrzymania był przyjmujący Filip Sestan, który miał skuteczność na poziomie 83%. Dzięki temu wygranemu setowi Rumuni pozostawali jeszcze w grze o półfinał. Skra, chcąc awansować do najlepszej czwórki, musiała wziąć się do roboty. Dick Kooy i Aleksandar Atanasijević zakasali rękawy i dzięki nim Skra wygrała w trzecim secie do 19. Trudniej było w czwartej partii, bo ta była bardzo wyrównana. Chociaż ekipa z Polski miała już czteropunktowe prowadzenie (17:21), to w decydującym momencie gospodarze obronili dwa meczbole i robiło się gorąco. Jednak bełchatowianie utrzymali nerwy na wodzy i zameldowali się w półfinale Pucharu CEV. – Wykonaliśmy ważny krok, kolejne zwycięstwo, gdzie w ostatnim okresie nie gra nam się łatwo i takimi wygranymi trzeba budować naszą grę, patrząc też nie za siebie, a przed siebie – powiedział po spotkaniu w rozmowie z klubową telewizją Karol Kłos.
Podopieczni Slobodana Kovaca swojego półfinałowego rywala poznają w czwartek, będzie to zwycięzca rywalizacji Tours VB z ČEZ Karlovarsko. W lepszej sytuacji jest zespół francuski, który wygrał pierwsze spotkanie 3:0. – Ta faza pucharów to także jest dodatkowy smaczek i ja już się cieszę na te spotkania – stwierdził Grzegorz Łomacz. – Pojawia się większa adrenalina, większe emocje. To jest coś na co wszyscy siatkarze czekają, zawsze fajnie grać o coś – dodał Karol Kłos. Obaj zawodnicy wytypowali, że do Bełchatowa przyjedzie Tours.
I mecz: PGE Skra Bełchatów – C.S.M Arcada Galati 3:2 (25:21; 26:24; 19:25; 21:25; 15:13)
II mecz: C.S.M Arcada Galati – PGE Skra Bełchatów 1:3 (21:25, 25:19, 19:25, 23:25)