Siedmiu meczów potrzebował Barkom-Każany Lwów, żeby odnieść historyczne zwycięstwo w PlusLidze. Ukraiński zespół przełamał passę porażek w spotkaniu z… czwartą drużyną ubiegłego sezonu – PGE Skrą Bełchatów! Ta wygrana to największa sensacja siódmej kolejki. Czy to początek lepszej serii?
Barkom-Każany Lwów to ukraiński klub siatkarski założony w 2009 roku. Od sezonu 2013/14 do 2021/2022 występował w najwyższej klasie rozgrywkowej Ukrainy (Superliha). Trzykrotnie wywalczył mistrzostwo kraju (2018, 2019, 2021), czterokrotnie Puchar Ukrainy (2017, 2018, 2019, 2021), trzy razy Superpuchar (2016, 2018, 2020). Jego największym osiągnięciem na arenie europejskich rozgrywek jest 1/8 finału Pucharu CEV (2019/2020). W przeszłości trzech Polaków broniło barw tego klubu: Jacek Obrębski (2015-2016), Filip Biegun (2016-2017) oraz Mikołaj Szewczyk (2017-2018). Władze Polskiej Ligi Siatkówki w marcu 2021 r. podjęły decyzję, że Barkom-Każany spełnia wszystkie warunki i może zagrać od sezonu 2022/2023 w PlusLidze. Decyzja dość kontrowersyjna, ale już niejednokrotnie o tym pisaliśmy. Przejdźmy zatem do podsumowania tego, jak ukraiński zespół radzi sobie w najwyżej klasie rozgrywkowej.
Sezon rozpoczęli od meczu z Treflem Gdańsk. I od razu nastąpiła szybka weryfikacja formy oraz różnicy poziomów. Gdańszczanie pokazali im miejsce w szeregu. Barkom-Każany nie zdołał ugrać żadnego seta. Podopieczni Igora Juricicia wygrali do 18, 21 i 17. Kolejnym rywalem była Asseco Resovia Rzeszów. Ona także pokonała ukraiński zespół 3:0, ale w dwóch pierwszych setach rzeszowianie musieli się mocno natrudzić (23 i 22). Z kolei trzecia partia to już popis „Resoviaków”. Barkom zdobył zaledwie 13 punktów. Po tych dwóch laniach można powiedzieć, że Ukraińcy wzięli się wreszcie za grę i zaczęli coś tam ciułać. Na cztery kolejne mecze, aż trzy zakończyły się minimalną przegraną lwowian. Przegrali po tie-breaku z Projektem Warszawa, GKS-em Katowice oraz Cuprumem Lubin. W międzyczasie była jeszcze porażka 1:3 ze Ślepskiem Suwałki. W meczach z GKS-em Katowice i Cuprumem Lubin Ukraińcy byli blisko wygranej, ale ostatecznie przegrali w tie-breaku – do 12 i 10.
Kibice Barkomu-Każany czekali, czekali i czekali na pierwsze zwycięstwo. I wydarzyło się to w niespodziewanym momencie, kiedy nadszedł mecz z PGE Skrą Bełchatów. Zdecydowanym faworytem tego spotkania byli bełchatowianie. Tym bardziej, że w poprzedniej kolejce dostali srogi łomot od Projektu Warszawa (przegrali do 17, 23 i 11), więc na pewno chcieli zmazać plamę po tym blamażu. Tylko początek pierwszego seta był w miarę wyrównany (4:4). Potem Skra odskoczyła na trzypunktowe prowadzenie (7:10). Goście kontrolowali przebieg gry, ale w końcówce ukraińscy siatkarze uruchomili blok i zatrzymali Atanasijevicia oraz Bieńka, dzięki czemu ich strata stopniała do zaledwie jednego „oczka” (22:23). Podrażniony Bieniek skończył już kolejny atak i dał swojej drużynie piłkę setową. Bełchatowianie nie przedłużali losów premierowej odsłony i zakończyli ją blokiem (22:25).
Po wygraniu pierwszej partii nic nie wskazywało na to, że Skra będzie miała problemy z pokonaniem przeciwnika. W drugiej odsłonie ponownie oglądaliśmy wyrównany początek. Jednak tym razem jako pierwszy odskoczył Barkom-Każany (5:3). Bełchatowianie za sprawą ataku Filippo Lanzy szybko doprowadzili do remisu (6:6). W dalszej części żadna z drużyn nie potrafiła przejąć inicjatywy. W końcu jako pierwsi zrobili to goście. Po kontrze Karola Kłosa prowadzili trzema „oczkami” (8:11). Tym razem szybko do remisu doprowadzili gospodarze. Jonas Kvalen popisał się trudnymi serwami, co uprzykrzyło życie bełchatowskim przyjmującym (15:15). W końcówce to podopieczni Ugisa Krastinsa zagrali lepiej, Smoliar trafił serwisem, a do remisu w całym meczu doprowadził Tupczij (25:23).
Trzeciego seta od dobrych zagrywek rozpoczął Julius Firkal (3:1). Potem trwała zacięta walka, co w tym meczu było dosyć częste, zwłaszcza początki partii (5:5, 8:8). Jako pierwsi do ucieczki ruszyli gospodarze. Po zagrywkach Kvalena było 16:13. Te stan jednak długo się nie utrzymywał, Atanasijević pokazał, że także potrafi mocno i celnie zagrywać (18:18). Znowu wygrana rozstrzygnęła się w końcówce. W niej więcej zimnej krwi zachowali gospodarze i ponownie wygrali 25:23. Tym samym objęli prowadzenie 2:1 w całym spotkaniu. Podrażniona Skra w czwartą odsłonę weszła nieco lepiej niż gospodarze (4:6, 9:11). Przewagę powiększył Dick Kooy, który zaimponował całą serią zza linii 9. metra (10:15). Lwowianie mieli problemy z kończeniem ataków, co można było zauważyć na tablicy wyników (12:20). Bełchatowianie takiej przewagi już nie roztrwonili, a nawet troszkę powiększyli (16:25). Każdy, kto oglądał spotkani, musiał mieć wrażenie, że tie-break będzie już formalnością dla Bełchatowa. A tymczasem…
Potężne zagrywki Murata Yenipazara otworzyły tie-breaka (3:0). Po bełchatowskiej stronie ciężar gry wziął na siebie Atanasijević (4:3). Po pomyłce w ataku Tupczija był remis 7:7. Długo taki wynik się nie utrzymał, bowiem Skra zaczęła mieć problemy w ofensywie (10:7). Barkom-Każany był coraz bliżej historycznego zwycięstwa. Piłkę meczową zapewnił im błąd rywali (14:11). Bełchatowianie jeszcze walczyli i dwie z nich obronili (14:13), ale Julius Frikal zagraniem z lewej flanki zakończył całe spotkanie (15:13). MVP spotkania został wybrany Jonas Kvalen, który zdobył 14 punktów (atakował z 48% skutecznością). Na 21 zagrywek zepsuł dwie i tyle samo posłał asów serwisowych. Chociaż dużo razy nie zapunktował bezpośrednio z zagrywki, to jego serwy były bardzo niewygodne i utrudniły bełchatowianom przyjęcie. W przeciwnej drużynie bardzo dobry mecz rozegrali Aleksandar Atanasijević i Mateusz Bieniek. Łącznie zdobyli 50 punktów. We dwóch jednak meczu nie wygrają.
Każde zwycięstwo smakuje inaczej, ale to pierwsze jest bardzo ważne. Ukraińscy siatkarze przełamali się i pokazali, że mogą rywalizować z każdym, nawet z faworyzowanym zespołem. Trzykrotnie przegrywali w tie-breaku, aż w końcu udało im się w nim wygrać. Kolejny mecz rozegrają 5 Listopada z Czarnymi Radom, a więc zespołem, który jak najbardziej jest w ich zasięgu.