Jedno jest pewne. W finale Champions League zagra polska drużyna z włoską, bo półfinały to dwa bratobójcze starcia. Czy będzie to Jastrzębski Węgiel, czy może Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle? Tego dowiemy się za nieco ponad dwa tygodnie.
To nie pierwsza taka sytuacja, gdy polskie drużyny zagrają przeciwko sobie. Pamiętacie tę mocną Resovię z Lotmanem, Ignaczakiem, Nowakowskim czy Tichackiem w składzie? To ona wówczas w sezonie 2014/2015 zmierzyła się z PGE Skrą Bełchatów z Wlazłym, Wroną, Winiarskim czy Facundo Conte w półfinale Champions League. Górą byli rzeszowianie, którzy wygrali wszystkie końcówki i w konsekwencji mecz 3:0, a w późniejszym finale ulegli Zenitowi Kazań. Z kolei bełchatowianie polegli w meczu o 3. miejsce z drużyną Berlin Recycling Volleys.
Tym razem naprzeciwko siebie staną mistrz i wicemistrz Polski, dwa ewidentnie najlepsze zespoły sezonu, choć jeden radzi sobie w Champions League zdecydowanie lepiej, a drugi zaczął ostatnio przegrywać w PlusLidze i ma świeżo na koncie najgorszy mecz sezonu z Czarnymi Radom. To stawia w roli faworytów Jastrzębski Węgiel. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle broni tytułu sprzed roku, ale to zespół rozmontowany, inny, a w ogóle na swojej wielkości nie stracił. Droga każdego z zespołów do tego półfinału była całkowicie odmienna. W poprzednim sezonie ze względu na Covid-19 Liga Mistrzów miała nieco inną formułę, ale w tym wróciła już do swojej dawnej wersji. Chociaż napaść Rosji na Ukrainę pokrzyżowała plany i rozgrywki musiały przybrać inna formę. Zespoły tradycyjnie rozegrały sześć grupowych kolejek (mecz u siebie i na wyjeździe). W rundzie grupowej wystąpiło 20 zespołów. Do ćwierćfinału awansowali zwycięzcy pięciu grup oraz trzy drużyny z drugich miejsc z najlepszym bilansem. I właśnie na etapie ćwierćfinału musiało dojść do pewnych korekt. Do dalszej rundy awansowały dwa rosyjskie kluby: Zenit Petersburg oraz Dynamo Moskwa. CEV oraz FIVB w ramach sankcji postanowiły wykluczyć rosyjskie zespoły z dalszych rozgrywek. W związku z tym Sir Sicoma Monini Perugia oraz Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle otrzymały „wolny los” i awans do półfinału. Pprzypomnijmy sobie, jak wyglądały tegoroczne fazy grupowe oraz ćwierćfinały Ligi Mistrzów w wykonaniu polskich zespołów.
Osiem meczów, z czego osiem zwycięstw i tylko cztery stracone sety, to niezwykle imponujący bilans Jastrzębskiego Węgla w obecnych rozgrywkach Ligi Mistrzów. W ostatnim sezonie mistrzowie polski mieli w pucharach olbrzymiego pecha. Z powodu zakażeń koronawirusem w drużynie musieli oddać walkowerem komplet sześciu meczów fazy grupowej. W tym byli zdecydowanym faworytem w swojej grupie A. Ich przeciwnikami były drużyny: VfB Friedrichshafen (wicemistrz Niemiec), Knack Roeselare (mistrz Belgii) oraz Hebar Pazardżik (mistrz Bułgarii). Fazę grupową Jastrzębski przeszedł jak burza. W czterech meczach nie stracił żadnego seta. Dopiero w rewanżowych starciach z Hebar Pazardżik oraz VfB Friedrichshafen przeciwnicy urwali im po jednym secie. W ćwierćfinale mistrzowie Polski zmierzyli się z Cucine Lube Civitanova. Przeciwnik był z najwyższej półki, naszpikowany gwiazdami. Wszyscy raczej nie dawali szans Jastrzębskiemu Węglowi. I co? Dwa wygrane spotkania z włoskim Lube. Pierwszy mecz był jedną, wielką sensacją, bo inaczej nie da się nazwać wygranej 3:0 na wyjeździe.
Przed rewanżem mistrzowie Polski byli w bardzo korzystnej sytuacji, ale i tak czekało ich trudne zadanie: wygrać z zespołem Robertlandy'ego Simona, Ricardo Lucarellego i Luciano De Cecco dwie partie i nie dopuścić, by o losach awansu do półfinału Ligi Mistrzów rozstrzygał "złoty set". Jastrzębianie wykonali zadanie, choć nie było łatwo. Przed własną publicznością przegrali pierwszego i drugiego seta i zrobiło się ciepło. W trzecim wygrali po dramatycznej końcówce i asie serwisowym Tomasza Fornala, który posłał prawdziwą petardę. Jastrzębski obronił też meczówkę blokiem Wiśniewskiego. W czwartym i piątym był już wyraźnie lepszy. Tym samym drugi rok z rzędu Lube zostało wyeliminowane przez polską drużynę w ćwierćfinale Champions League. Rok temu dokonała tego ZAKSA, teraz Jastrzębski Węgiel. Półfinałowego przeciwnika jastrzębianie znają bardzo dobrze. – Na razie o każde trofeum bijemy się z ZAKSĄ. Jest 1:1 i mam nadzieję, że będzie możliwość zrewanżowania się za Puchar Polski – powiedział Tomasz Fornal.
W przeciwieństwie do Jastrzębskiego Węgla ZAKSA nie miała tak łatwego zadania w grupie. Obrońcy tytułu trafili do grupy C, nazwaną przez niektórych „grupą śmierci”. Tam zmierzyli się z Cucine Lube Civitanova (mistrz oraz zdobywca Pucharu Włoch), Lokomotiwem Nowosybirsk (brązowy medalista mistrzostw Rosji) oraz OK Merkur Maribor (mistrz Słowenii). Kędzierzynianie fazę grupową zakończyli bilansem czterech zwycięstw i dwóch porażek. Pierwszą przegraną zanotowali z Lube, a drugą z Lokomotiwem. Przez to nie mieli szans na wyjście z grupy z pierwszej lokaty i walczyli o awans w klasyfikacji drużyn zajmujących drugie miejsca. Decydującym starciem był rewanż z Włochami, chociaż dzięki porażce Knack Roeselare, ZAKSA wiedziała, że awans ma już pewny. JMimo wszystko nie odpuściła i grała jakby nie miała nic do stracenia. Dzięki wygranej z Lube w rewanżu do ćwierćfinału awansowała jako najlepsza drużyna z zespołów zajmujących drugie miejsce. Tak samo jak Jastrzębski Węgiel, ZAKSA Kędzierzyn-Koźle początkowo nie miała szczęścia w ćwierćfinałowym losowaniu, bo trafiła na Dynamo Moskwę, ale Rosjanie zostali wydaleni z rozgrywek.
W drugim półfinale także dojdzie do bratobójczego pojedynku. Sir Sicoma Monini Perugia zmierzy się z Itas Trentino. Pierwsze mecze odbędą się 29 marca, natomiast rewanże 5 kwietnia. Także jedno wiadomo na pewno, szykuje się polsko-włoski finał Champions League. Kto jest faworytem w „polskim” półfinale? Wydaje się, że Jastrzębski lepiej radzi sobie w Lidze Mistrzów. Zero przegranych robi wrażenie! Jednak w PlusLidze i w finale Pucharu Polski ZAKSA znalazła na niego patent. Czy i tym razem wicemistrzowie okażą się lepsi od mistrzów Polski? Zapowiadają się emocjonujące starcia!