Skip to main content

To naprawdę wielka pozytywna sensacja, najlepszy mecz naszej kadry pod wodzą Lavariniego. Mistrzynie olimpijskie nie miały nic do powiedzenia! Polki zagrały fantastycznie i utarły nosa faworytkom. Dzięki wygranej 3:0 nadal są w grze o awans do ćwierćfinału.

Do tej pory obydwie ekipy rywalizowały ze sobą 17 razy, z czego aż 14-krotnie wygrywały Amerykanki. Łatwo policzyć, że Polki były lepsze ledwie trzy razy. Ostatni raz triumfowały 8 sierpnia 2010 r., gdy jeszcze istniał turniej World Grand Prix. Nasze zawodniczki wygrały wówczas 3:1. Tamto zwycięstwo pamięta jedynie Joanna Wołosz, która miała wówczas 20 lat. W naszej ekipie grały jeszcze wtedy: Skowrońska-Dolata, Skorupa, Bednarek-Kasza, Werblińska (Barańska), a pierwszą rozgrywającą była Milena Radecka (Sadurek). Takie to dawne czasy… Od tamtej pory Polki zdobyły z Amerykankami zaledwie punkcik. Wcześniej udało się z nimi wygrać tylko w 2003 r. oraz 2005 r. To pokazuje, jak olbrzymią wagę miało zwycięstwo z tą ekipą i to… na mundialu! W dodatku w meczu, który podtrzymał naszą wiarę w walce o awans do ćwierćfinału. USA to kolejna po Serbii ekipa, z którą gra Polkom ewidentnie nie leży. Amerykanki to aktualne mistrzynie olimpijskie, więc to one były zdecydowanymi faworytkami. Stefano Lavarini nie zamieszał w pierwszym składzie i postawił już tradycyjnie na sprawdzony skład: Agnieszka Korneluk, Kamila Witkowska, Zuzanna Górecka, Magdalena Stysiak, Joanna Wołosz, Olivia Różański oraz Maria Stenzel.

USA – Polska 0:3 (23:25, 20:25, 18:25)
To nie był dobry początek w wykonaniu Polek. Nasze siatkarki grały źle w każdym elemencie. Przy zagrywce Alexandry Frantti Amerykanki objęły prowadzenie 5:0. Niestety ta przewaga szybko wzrosła do sześciu „oczek” (10:4). W połowie seta Polki się obudziły i zaczęły odrabiać straty. Dobre zagrania Magdaleny Stysiak oraz błąd Frantti pozwoliły zmniejszyć różnicę do trzech punktów (10:7). Amerykanki zaczęły się gubić, a po autowym ataku Danielle Cutitino ich przewaga wynosiła zaledwie punkt. Po bloku Kamili Witkowskiej na tablicy wyników pojawił się remis po 17. Chwilę później Biało-Czerwone objęły po raz pierwszy w tym spotkaniu prowadzenie (17:18). A jak prowadzić, to właśnie w końcówce. Amerykanki w ogóle nie przypominały pewnej siebie ekipy z początku spotkania, grały jak sparaliżowane, popełniały proste błędy, a Polki grały za to jak nakręcone. Po ataku Magdaleny Stysiak miały piłkę setową (22:24). Pierwszą z nich jeszcze Amerykanki obroniły, ale… Kelsey Robinson przywaliła później w siatkę z zagrywki i same oddały nam w ten sposób seta.

Po zmianie stron Polki znów szalały. Po dobrej zagrywce Kamili Witkowskiej oraz skończonym kontrataku Agnieszki Korneluk było 2:5. Ten fragment spotkania był rewelacyjny w wykonaniu polskich siatkarek. Po bloku na Kelsey Robinson przewaga wzrosła do sześciu „oczek” (3:9). Biało-Czerwone zrobiły to, co Amerykanki w pierwszym secie, czyli w pełni zdominowały początek. Trener Kiraly zaczął rotować składem, ale wiele to nie pomogło (10:15). Nasz zespół prowadził aż siedmioma puntami, ale wtedy rywalki ruszyły w pościg. Biało-Czerwone utknęły w jednym ustawieniu i ich prowadzenie niebezpiecznie się zmniejszyło (13:15). Owszem Amerykanki grały lepiej niż na początku partii, ale nasze siatkarki zaczęły popełniać błędy. Po wykorzystaniu przechodzącej piłki przez Chiake Ogbogu, Amerykanki zbliżyły się tylko na punkt (17:18). Przewaga została roztrwoniona. Na szczęście w końcówce Polki zaczęły grać swoim firmowym blokiem i po zdobyciu czterech punktów z rzędu były coraz bliżej wygrania kolejnej partii (19:24). Kropkę nad „i” postawiła Magdalena Stysiak i Polska prowadziła 2:0. W tym secie Polki zapunktowały pięć razy blokiem, a Amerykanki zaledwie raz! No i nam przytrafiło się to w jakże ważnym momencie, dwa razy z rzędu, zdobywając punkty numer 22 i 23.

Już na początku trzeciego seta dobre zagrywki Joanny Wołosz dały Polkom trzypunktowe prowadzenie (1:4). Cały czas utrzymywały wysoką koncentrację i po kontrataku Magdaleny Stysiak było już 3:8. Po autowym ataku Stysiak przewaga nieco zmalała (8:10), ale taki stan długo się nie utrzymywał. Po bloku Olivii Różański na Andrei Drews dystans znowu wynosił pięć „oczek” (9:14). W ważnych momentach Polki grały skutecznie blokiem. Bardzo dobre spotkanie rozgrywała Joanna Wołosz. Oprócz dobrych wystaw zanotowała także dwa asy serwisowe. Polki konsekwentnie szły po wygraną za trzy punkty. W końcówce seta nie wydarzyło się nic, co mogłoby odwrócić losy tego meczu i po bloku Różański w Atlas Arenie zaczęto świętowanie (18:25). W tym secie Biało-Czerwone postawiły sześć punktowych bloków, a Amerykanki ani jednego. Tak właśnie wygrywa się z mistrzyniami olimpijskimi!

Największą bolączką naszej reprezentacji były przyjmujące. Amerykanki od początku celowały zagrywką w Olivię Różański, a to nasz najsłabszy punkt w tym elemencie i nie radziła sobie za dobrze. Na koniec spotkania miała zaledwie 13% pozytywnego przyjęcia. W ataku wcale nie zagrała lepiej, bo skończyła tylko 6/25 otrzymanych piłek (24%). Jedynie pozytywnie można ocenić jej bloki, którymi zapunktowała trzy razy. Nie popisała się także w polu serwisowym. Na dziewięć zagrywek trzy zepsuła. Wcale lepiej nie zagrała nasza druga przyjmująca. Zuzanna Górecka piłkę przyjmowała na poziomie 37%. Także jej skuteczność w ataku była przerażająca (27%). Na 11 prób skończyła zaledwie trzy. Dwukrotnie zatrzymała blokiem rywalki, ale w polu zagrywki także nie błysnęła. Podobnie jak Różański zepsuła trzy serwy, z tą różnicą, że ona siedem razy je wykonywała. Z kolei dwie pozostałe przyjmujące nie dostały nawet szans, żeby pograć. Weronika Szlagowska weszła na boisko w końcówce premierowej odsłony, tylko po to, żeby podwyższyć blok. Natomiast Monika Fedusio nie zameldowała się nawet na parkiecie. Dobrze, że na innych pozycjach nasze zawodniczki nie zawiodły!

Najwięcej punktów dla naszej reprezentacji zdobyła Magdalena Stysiak (18). Od razu widać jak jesteśmy mocni, kiedy nasza atakująca ma dzień. Wystarczy porównać spotkanie z Serbią i to z USA. Tym razem atakowała z bardzo dobrą skutecznością 48%. Świetnie zagrały także nasze obydwie środkowe: Kamila Witkowska oraz Agnieszka Korneluk. Zdobyły odpowiednio 9 i 11 punktów. Jak zawsze mocnym punktem był blok. W tym elemencie Polki zdobyły 13 punktów i zdominowały rywalki, które zrobiły to tylko cztery razy. Błędy w polu zagrywki były porównywalne. Polki popełniły ich 12, a Amerykanki 11. Jeśli chodzi o asy serwisowe, to żadna z drużyn nie miała ich za wiele (P:3, A:4). W końcu trafił się mecz, w którym więcej wszystkich błędów miały rywalki, a nie Biało-Czerwone (P:19, A:23). Widać, że na tych mistrzostwach Amerykanki nie są w dobrej dyspozycji. Podobnie było w Lidze Narodów, gdzie odpadły na etapie ćwierćfinału.

Po zwycięstwie nad USA Polki mają bilans 4:3, co dało awans na czwarte miejsce w grupie F. Liderkami są Serbki, które nadal na mistrzostwach nie przegrały. Na drugiej pozycji są Turczynki, a na trzeciej Amerykanki. Na tym etapie nie ma już miejsca na popełnienie błędu. Żeby awansować do ćwierćfinału, to obowiązkowo trzeba wygrać dwa spotkania – z Kanadą i Niemcami. W piątek o 20:30 mecz z tymi pierwszymi. W tym sezonie obydwie drużyny spotkały się ze sobą w Lidze Narodów, wówczas Polki wygrały 3:1. Żadna z drużyn jednak w tamtym turnieju nie radziła sobie tak dobrze, jak na obecnie trwających mistrzostwach. W tegorocznej Lidze Narodów Kanada zajęła 12. miejsce, a Polska 13. Jak będzie tym razem? Faworytkami są Polki, ale nie będzie to łatwe spotkanie. Kanadyjki także biją się o awans. Trzy ekipy mają bowiem bilans 4-3 – Polska, Kanada i Tajlandia. My mamy jednak więcej punktów, dlatego na ten moment jesteśmy w tabeli wyżej.

Related Articles