Skip to main content

Podopieczni Nikoli Grbicia w trzecim turnieju Ligi Narodów zaprezentowali się rewelacyjnie. Wygrali wszystkie cztery spotkania. Pokonali Słowenię, Kanadę, Brazylię oraz Japonię. Fazę grupową zakończyli na trzecim miejscu.

Na Filipiny Biało-Czerwoni polecieli jako piąta drużyna Ligi Narodów, a wyjeżdżają jako trzecia. W pierwszym i drugim turnieju zanotowali identyczne wyniki, czyli dwie wygrane po tie-breaku (Iran, Bułgaria, Niemcy, Holandia), przegrana 0:3 (Serbia, USA) oraz wygrana 3:1 (Francja, Włochy). Przed ostatnim turniejem Nikola Grbic po raz kolejny dokonał zmian w kadrze. Przede wszystkim pojawili się gracze Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Tak przedstawiała się reprezentacja na rozgrywki w Pasay Citi: Grzegorz Łomacz, Marcin Janusz (rozgrywający), Bartosz Kurek, Łukasz Kaczmarek (atakujący), Wilfredo Leon, Bartosz Bednorz, Aleksander Śliwka, Kamil Semeniuk (przyjmujący), Karol Kłos, Jakub Kochanowski, Mateusz Bieniek, Norbert Huber (środkowi), Paweł Zatorski oraz Jakub Popiwczak (libero). Jak poradzili sobie w konkretnych spotkaniach?

Polska – Słowenia 3:2 (29:31, 21:25, 25:20, 25:20, 15:13)
Na pierwszy ogień Polska zagrała ze Słowenią i popisała się fenomenalnym come backiem. I to akurat z drużyną, która wyjątkowo nam nie leży, szczególnie na mistrzostwach Europy. Słowenia to nasz koszmar. Dlaczego? 2015 r. – 2:3 w ćwierćfinale, 2017 r. – 0:3 w 1/8, 2019 r. i 2021 r. – 1:3 w półfinałach. W mecz na Filipinach lepiej weszli nasi. W końcówce prowadzili 22:19. Po zepsutej zagrywce Słoweńców mieli piłki setowe (24:22), ale ich nie wykorzystali, a w granej na przewagi końcówce nie ustrzegli się pomyłek. Partię zamknął kontratak Mozicia. W kolejnej odsłonie Słoweńcy poszli za ciosem. Prowadzili 6:5 i do końca tego prowadzenia już nie oddali. Polacy w kolejnych setach się rozkręcali, ale powoli. Początek wyrównany, a w dalszej części dopiero odjeżdżali. W konsekwencji doprowadzili do tie-breaka. Od stanu 7:6 do 11:10 trwała walka punkt za punkt. Akcje były długie, a nie brakowało mocnych ataków. Po krótkiej Jakuba Kochanowskiego Polacy mieli dwie piłki meczowe. Kropkę nad „i” atakiem z szóstej strefy postawił Bednorz. Piąty tie-break w tegorocznej edycji Ligi Narodów i piąty wygrany! Mistrzowie tie-breaków? Oczywiście. W reprezentacji Polski najlepiej spisał się Aleksander Śliwka, który zdobył 20 punktów. Skończył 18/35 (51%) ataków, posłał asa serwisowego i popisał się jednym punktowym blokiem. Ogólne statystyki były bardzo zbliżone. Obydwie ekipy zdobyły po dziewięć punków blokiem. Polska posłała sześć asów serwisowych (22 błędy), a Słowenia pięć (19 błędów).

Polska – Brazylia 3:1 (25:23, 22:25, 25:21, 25:21)
Mecz na szczycie zaznaczył się grą błędów, szczególnie w polu serwisowym. Brazylia popełniła ich aż 37 (22 zagrywką), a Polska 27 (23 zagrywką). Poza tym spotkanie było wyrównane. Obydwie ekipy postawiły po siedem punktowych bloków. Obydwie także miały skuteczność w ataku na poziomie 52%. W polskiej ekipie świetnie spisał się Wilfredo Leon, który zapunktował aż 21 razy, czyli praktycznie wygrał seta. Skończył 19/33 ataków (58%) oraz dorzucił po punktowym bloku i asie serwisowym. Pomimo tego, że Brazylia bardzo słabo weszła w to spotkanie (12 błędów w pierwszym secie), to postraszyła Polaków. Biało-Czerwoni prowadzili 24:19 i tylko punkt dzielił ich od wygrania inauguracyjnej partii. Długo jednak przyszło na to czekać, bo Brazylijczycy obronili aż cztery piłki setowe. Biało-Czerwoni wygrali, ale „Canarinhos” zaczęli się niebezpiecznie rozkręcać. W efekcie wygrali drugiego seta do 22. Kolejne dwie partie przebiegały już pod dyktando naszej drużyny. Szczególnie czwarta odsłona, w której Brazylijczycy ani razu nie wyszli na prowadzenie. Odhaczone całkiem spokojne zwycięstwo.

Polska – Kanada 3:0 (25:21, 25:23, 27:25)
Faworytem w tym starciu byli podopieczni Nikoli Grbicia. Kanada nie należy do elity. Do meczu z Polską wygrała zaledwie dwa spotkania. Biało-Czerwoni, co prawda pokonali Kanadę bez straty seta, ale musieli się trochę napocić. Najmniej emocji przyniósł pierwszy set. Kanadyjczycy popełnili aż dziesięć błędów i przegrali do 21. Zdecydowanie lepiej zagrali w drugiej partii, ograniczyli błędy i mocno się postawili. Ani razu nie objęli prowadzenia, ale naciskali. W efekcie Biało-Czerwoni wygrali najmniejszą możliwą różnicą punktową. Najwięcej emocji przyniosła trzecia odsłona. W jej decydujący fragment Kanadyjczycy wchodzili prowadząc czterema punktami (16:20). Sygnał do odrabiania strat dali zawodnicy Perugii. Po atakach Semeniuka i Leona Polacy zbliżyli się na dwa „oczka”. Do remisu znakomitą zagrywką o prędkości 119 km/h doprowadził Wilfredo Leon (22:22). Podopiecznym Nikoli Grbicia w ważnym momencie udało się zatrzymać Coopera, co dało piłkę meczową (24:23). Kanadyjczycy ją obronili i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była gra na przewagi. W niej więcej zimnej krwi zachowali Polacy. Nasi siatkarze skutecznej zagrali blokiem (11) niż Kanadyjczycy (3). Z kolei podopieczni oni nieco lepiej spisali się w polu zagrywki (K: 6 asów, 14 błędów, P: 3 asy, 13 błędów). Bardzo dobry mecz rozegrał Norbert Huber, który zapunktował aż 11 razy. Skończył 6/9 ataków (67%) oraz czterokrotnie zablokował rywali. Tyle samo „oczek” co Huber wywalczył Kamil Semeniuk, chociaż powinien… zdecydowanie więcej. Skończył mecz ze skutecznością na poziomie 38%. Tak średnio… tak średnio…

Japonia – Polska 0:3 (17:25, 19:25, 18:25)
Na zakończenie rundy zasadniej nasza kadra zagrała z rewelacją tegorocznej fazy grupowej Ligi Narodów, czyli Japonią. Do 12. kolejki drużyna z „Kraju Kwitnącej Wiśni” była liderem. Pierwszą porażkę poniosła dopiero w przedostatnim meczu z Włochami. Polska w tym sezonie reprezentacyjnym spotkała się z Japonią dwukrotnie. Raz wygrała 3:1, a raz przegrała 2:3. Należy jednak patrzeć na te wyniki z przymrużeniem oka, bowiem były to spotkania towarzyskie przed rozpoczęciem pierwszego turnieju Ligi Narodów w Nagoi. Jeżeli chodzi o mecze punktowe, to ostatni raz Japonia pokonała Polskę w… 2009 r. Na Filipinach ponownie lepsi okazali się Polacy. Osłabienia w postaci braku Bartosza Kurka i Mateusza Bieńka w ogóle nie były widoczne. Szybko mecz się skończył, a wszystkie trzy sety to bułka z masłem. W żadnym Japończycy nie przekroczyli granicy 20 punktów. Polacy byli lepsi w każdym elemencie. Po raz kolejny bardzo dobrze zagrali blokiem, którym zapunktowali siedmiokrotnie. Japończycy zrobili to tylko raz. Siatkarze Grbicia również w polu zagrywki spisali się bardzo dobrze. Posłali osiem asów serwisowych, a pomylili się 11 razy (bilans -3). Japończycy zapunktowali zagrywką tylko dwa razy, a pomyli się dziesięć (bilans -8). Polski atak stał na bardzo wysokim poziomie (62%). Żaden z zawodników nie skończył meczu ze skutecznością niższą niż 50%. Wydawało się, że Japończycy postawią wyżej poprzeczkę, ale zostali stłamszeni.

Biało-Czerwoni zakończyli fazę grupową na trzeciej pozycji. W kolejnym tekście pochylimy się nad drużynami, które awansowały do turnieju finałowego w Gdańsku. Podsumujemy kto pozytywnie i negatywnie zaskoczył w pierwszej rundzie i którzy siatkarze najbardziej się wyróżniali. Będzie to niejako zapowiedź play-offów.

Related Articles