Taki wynik śmiało możemy nazwać sensacją. Jastrzębski Węgiel po raz drugi pokonał ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle i po 17 latach posuchy został mistrzem Polski. Jastrzębianie nie potrzebowali do tego nawet żadnego tie-breaka, bo dwukrotnie pokonali faworytów po 3:1.
Po raz kolejny zaczęło się tak samo – od dominacji finalistów Champions League. ZAKSA prowadziła w tej partii 6:1, 13:7 czy 19:13. Od mocnych ciosów na zagrywce zaczął Aleksander Śliwka i już od pierwszych minut goście narzucili swój styl gry. Trener Gardini znów dokonał takiej samej zmiany – słabo spisującego się w ataku Al Hachdadiego zastąpił Jakubem Buckim i gra gospodarzy trochę się poprawiła. W końcówce ich przewaga zdecydowanie stopniała, ale była to tak duża zaliczka, że ostatecznie po zagrywce Gładyra w siatkę i tak wygrali do 22.
W drugiej partii ZAKSA dominowała tylko na początku seta, ale później zaczęła tracić punkty seriami, przede wszystkim przy zagrywce Jakuba Buckiego. Serwis w tym dniu ewidentnie mu siedział. Najpierw odrobił stratę, posyłając trzy z rzędu petardy – od stanu 8:10 do 11:10, a później wziął sprawy w swoje ręce w kluczowej części seta, kiedy jeszcze raz pojawił się w polu serwisowym przy stanie 19:17. Swoimi bombami konsekwentnie odrzucał rywali od siatki, raz pomylił się też w ataku Kamil Semeniuk i po pięciu punktach z rzedu zrobiło się 23:17. Wygraną przypieczętował punktową zagrywką Tomasz Fornal.
Najważniejszy w tym starciu był trzeci set, niezwykle nerwowy. ZAKSA miała tu piłkę setową. Łukasz Kaczmarek akurat był jedyną osobą, która mogła pociągnąć ten zespół do zwycięstwa i zrobił to w końcówce trzeciej partii, posyłając mocną punktową zagrywkę. Przy stanie 25:24 dla kędzierzynian trener Andrea Gardini wziął czas i wybił Kaczmarka z rytmu na tyle skutecznie, że ten zepsuł zagrywkę. Potem po raz kolejny pomylił się Kamil Semeniuk. Zagrywający Jurij Gładyr ustrzelił Zatorskiego, goście oddali piłkę za darmo, a przechodzącą piłkę tuż przy siatce zaatakował Łukasz Wiśniewski i Jastrzębski był już tylko set od wielkiej chwały.
I tak też się stało w czwartym secie, w dużej mierze dzięki dobrze funkcjonującemu blokowi Gładyra czy Szymury. Swojego dnia nie miał Ben Toniutti, który ma się przenieść do Jastrzębskiego Węgla po tym sezonie. W Jastrzębiu planują postawić się i zbudować bardzo konkurencyjną drużynę, ściągając uznane gwiazdy. Toniutti nie zagrał na oczekiwanym poziomie, jakby momentami był jakiś rozkojarzony. Nie grał dokładnie, nie dociągał piłek, czasami przerzucał, dokonywał złych wyborów, być może też grając w niepewnych sytuacjach do Kamila Semeniuka, któremu po prostu niewiele siedziało. I tylko Łukasz Kaczmarek nie zawiódł, ale to było za mało. Jastrzębski Węgiel lepiej też grał w grze blokiem (12:7). ZAKS-ie pozostaje walka w finale Ligi Mistrzów.