Reprezentacja Polski fantastycznie walczyła, ale przegrała z Serbią po tie-breaku w ćwierćfinale mistrzostw świata. Magdalena Stysiak momentami grała, jak w transie, ale to nie wystarczyło. To i tak wielki sukces Polek.
Mało kto się spodziewał, że ćwierćfinał między Polską a Serbią będzie tak wyrównany. Obrończynie tytułu były stawiane w roli absolutnego faworyta. Tym bardziej, że w spotkaniu II rundy pokonały nas 3:0. Następnego dnia, kiedy Polki pokonały 3:0 USA, wspominały, że z Serbią zabrakło im odpowiedniego nastawienia. Nie zabrakło już go w ćwierćfinałowym meczu. Widać było wolę walki o każdy punkt. Polki nie przestraszyły się mistrzyń świata i grały na takim samym poziomie. Naprawdę zabrakło niewiele, żeby to nasza reprezentacja znalazła się w strefie medalowej. Właściwie może… jednej, dwóch udanych akcji. Serbki w tym dniu były do pokonania. Każda z naszych zawodniczek pewnie zastawiała się, co by było gdyby: gdyby odebrała serw, gdyby skończyła atak, gdyby nie zepsuła zagrywki. Nie ma jednak co gdybać. Każda porażka czegoś uczy. Ta przynajmniej pokazała, że mamy całkiem mocny zespół, który zrobił wynik ponad normę.
Prześledźmy zatem jak wyglądało to ćwierćfinałowe starcie. Stefano Lavarini postawił na sprawdzony skład. W pierwszej siódemce znalazły się: Agnieszka Korneluk, Kamila Witkowska, Zuzanna Górecka, Magdalena Stysiak, Joanna Wołosz, Olivia Rożański oraz Maria Stenzel.
Serbia – Polska 3:2 (21:25, 25:21, 25:19, 24:26, 16:14)
Dobrze szło nam już od początku, bo po bloku Magdaleny Stysiak było 0:2. Serbki szybko wyrównały, ale to Polki cały czas nieznacznie prowadziły (7:8). Mistrzynie świata dopiero później dzięki dobrej grze w ataku i błędach Biało-czerwonych odskoczyły na trzypunktowe prowadzenie (14:11). Stysiak rozpoczęła swoje show i skończyła trzy ataki z rzędu. Dzięki temu na tablicy pojawił się remis 14:14. Rozpoczęła się wyrównana gra, a w decydujący fragment spotkania wchodziły Polki prowadząc 19:22. Serbki popełniały dużo błędów. Weronika Szlagowska dała naszej ekipie piłki setowe, a w kolejnej akcji zafunkcjonował polski blok (21:25). Już pierwsza partia zaczęła się niespodzianką.
Kolejny set zaczął się dla nas fatalnie. Skuteczność w ataku drastycznie spadła. Po ataku Bosković było 4:0, a kiedy blokiem popisała się Bojana Drca, to już 6:1. Polki nie potrafiły skończyć ataku. Dopiero blok Agnieszki Korneluk pozwolił zbliżyć się na cztery punkty (8:4). Nie do zatrzymania była Bosković, po jej ataku było już 11:5. Serbki do stanu 21:13 spokojnie kontrolowały przebieg gry. Potem Polki rzuciły się do odrabiania strat. Niestety było już trochę za późno… Chociaż pogoń była bardzo efektowna. Nasze zawodniczki zdobyły pięć punktów z rzędu. Serię zakończył dopiero atak Aleksić. Polkom udało się zbliżyć na dwa oczka, ale w końcówce sprawy w swoje ręce wzięła Bosković i zrobiło się 25:21, co w konsekwencji dało remis 1:1.
Początek trzeciego seta był wyrównany. Dopiero po ataku Tijany Bosković (którym to już?) Serbki odskoczyły na trzy „oczka” (8:5). Przewagę powiększyła Mihajlović, która najpierw skutecznie zablokowała, a potem zaatakowała (10:6). Serbki podbijały mnóstwo piłek i dobrze radziły sobie w kontrataku. Na szczęście my mieliśmy w swoim składzie Stysiak, która miała doskonały dzień. Dzięki temu na tablicy wyników pojawił się remis (13:13). Trzymała nasz zespół w ataku. Niestety znowu Polki zaczęły popełniać błędy, co wykorzystywała Bosković (18:15). Leworęczna atakująca była po prostu rewelacyjna. Omijała podwójny, nawet potrójny blok ciasnymi skosami. Przy serwisie Zuzanny Góreckiej Biało-Czerwone odrobiły trzypunktową stratę (18:18). O tym, co wydarzyło się pod koniec trzeciego seta, chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Zespół Santarellego wygrał sześć punktów z rzędu, pięć z nich zdobywając po naszych błędach. Dramat. Wszystkie nasze zawodniczki waliły po kolei ataki w aut. Tym samym Serbki prowadziły w meczu 2:1.
Czwarty set już trzeba było wygrać. Wynik oscylował wokół remisu do momentu, gdy Serbki odskoczyły na 10:7. Biało-Czerwone zbliżyły się do nich na jedno oczko, ale po chwili same pomogły rywalkom (17:12). Po ataku Bosković było 22:18 i już pomału zaczęliśmy tracić nadzieję. Polki jednak udowodniły, że należy walczyć do końca. Po bloku na Mihajlović i ataku Stysiak było już 23:23. To, co wydarzyło się w końcówce przechodziło ludzkie pojęcie. Fantastyczna seria w polu zagrywki Klaudii Alagierskiej-Szczepaniak sprawiła, że zespół Lavariniego wrócił do gry. Biało-Czerwone miały piłkę setową, ale ostatecznie doszło do gry na przewagi. Cały czas nie zawodziła Stysiak, a dodatkowo Serbki zaczęły się denerwować. Polki wyrwały tego seta z gardeł.
Początek decydującej partii to gra punkt za punkt. Stysiak kończyła każdą piłkę (7:7), robiła wszystko. Po zmianie stron Polki odskoczyły na 7:9. Autowe zbicie Klaudii Alagierskiej-Szczepaniak dało remis 10:10. Po chwili jednak naprawiła swój błąd i zaatakowała skutecznie. Serbki zaczęły się mylić i przepuściły asa serwisowego Stysiak (12:13). Niestety w grze na przewagi więcej zimnej krwi zachowały mistrzynie świata, a konkretnie Jovana Stevanović, która najpierw skutecznie zaatakowała, a potem popisała się asem serwisowym. Tym samym Serbki po tie-breaku awansowały do półfinału mistrzostw świata.
Często w podsumowaniu był wniosek, że nasze środkowe nie zawodziły. Niestety tym razem zawiodły. Beznadziejne spotkanie zagrała Agnieszka Korneluk. Atakowała ona ze skutecznością na poziomie zaledwie 18%, skończyła 2/11 ataków. Jedyne co zrobiła skutecznie, to cztery razy zablokowała rywalki. Na myśl przychodzi pytanie: Czemu Lavarini tak późno wstawił Klaudię Alagierską-Szczepaniak? Dopiero w końcówce czwartego seta pojawiła się na parkiecie i swoją serią w polu serwisowym pomogła nam doprowadzić do cudu. Nie posłała asa, ale jej zagrywka była bardzo kąśliwa. Alagierska-Szczepaniak została uruchomiona tylko cztery razy i dwukrotnie zapunktowała. Przeciętnie zagrała także Kamila Witkowska. Chociaż 40% skuteczności w ataku nie jest słabe, to dobrze wiemy, że stać ją na więcej. Środkowa otrzymała dziesięć piłek i tylko cztery zamieniła na punkty. Na jej korzyść przemawia blok. Tak samo jak Korneluk, zablokowała cztery razy rywalki, w tym Tijanę Bosković.
Po kilku słabych meczach w końcu Olivia Różański zagrała dobrze. Mimo tego, że skończyła 10/25 ataków (40% skuteczności), to jej przyjęcie także stało na zadowalającym poziomie (42%). W tym elemencie popełniła tylko jeden błąd. Dodatkowo dorzuciła jednego asa serwisowego, ale niestety dwie zagrywki zepsuła. Bezbłędna natomiast w przyjęciu była Zuzanna Górecka (38%), ale jej skuteczność w ataku była słabiutka. Skończyła zaledwie cztery z 15 otrzymanych piłek, co dało jej 27%. Na plus zagrywki, którymi męczyła rywalki. Dwa razy popisała się asami serwisowymi, a raz przestrzeliła. Na początku dobrą zmianę dała Weronika Szlagowska, która podczas naszej niemocy w ataku była w stanie zdobyć trzy punkty z rzędu. Niestety dalej już nie utrzymywała tego poziomu. Na 11 prób cztery zakończyły się zdobyciem punktów (36%). Na szczęście w przyjęciu zagrała bardzo dobrze (75%).
Długo w Marii Stenzel będzie siedziała ta piłka meczowa dla Serbek przy stanie 15:14… Nasza libero zanotowała bardzo dobry występ. Jej przyjęcie stało na poziomie 58% pozytywnego i 38% perfekcyjnego. Dzięki temu nasza rozgrywająca mogła pozwolić sobie na dużo więcej. W całym spotkaniu Stenzel popełniła jeden błąd i to właśnie przy piłce meczowej, kiedy to asa serwisowego posłała Jovana Stevanović.
Pora teraz na siatkarkę, która ciągnęła polską grę od początku do końca. Magdalena Stysiak dwoiła się i troiła w ataku, a także momentami w obronie. Dostała aż 69 piłek, z czego skończyła 34, co dało jej 49% skuteczności w ataku. Niestety, ale sama Magdalena Stysiak meczu nie wygra. Na 17 zagrywek zepsuła pięć, a trzy razy posłała asy serwisowe. Tak jak pisaliśmy we wcześniejszych podsumowaniach, jeśli Stysiak ma dzień, to jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi zawodniczkami. Tak właśnie było tym razem. Szkoda tylko, że nie ma zawodniczki, która byłaby w stanie ją zastąpić. Monika Gałkowska, która jest drugą atakującą, nie popisała się. Dostała trzy piłki, a skończyła tylko jedną.
Niestety, ale Serbia też miała w swoich szeregach zawodniczkę, która była nie do zatrzymania. Tijana Bosković atakowała z 54% skutecznością, skończyła 36/67 ataków. Pomimo tego, że dwa serwy zepsuła, to jej zagrywka była bardzo mocna i sprawiała wiele problemów naszym zawodniczkom. Gdyby nie ona, to Serbki miałyby olbrzymie problemy. Blok to element, w którym Polki nie zawodziły. Tym razem zapunktowały nim 14 razy, a Serbki 10. Biało-Czerwone popisały się pięcioma asami serwisowymi, a rywalki tylko dwoma. Obydwie drużyny popełniły dużo więcej błędów w polu zagrywki (P:14, S:12). Jeśli chodzi o wszystkie błędy, to sytuacja wyglądała podobnie. Polki popełniły ich aż 34, a Serbki 26. Zdecydowanie za dużo Biało-Czerwone popełniały tych niewymuszonych błędów. Tak było praktycznie w każdym meczu. Nasiliło się to zwłaszcza w trzecim secie przegranym po kolejnych atakach w aut.
Dla Biało-Czerwonych to koniec mistrzostw świata. Czy przed mundialem obstawialibyśmy, że znajdą się w najlepszej ósemce? Nie. Zatem Polki sprawiły niespodziankę, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z niecierpliwością czekamy na kolejny reprezentacyjny sezon. Ta kadra udowodniła, że ma ambicję, żeby rywalizować z najlepszymi reprezentacjami. Na podsumowanie tego sezonu jeszcze nadejdzie czas. Stefano Lavarini ciekawie to poukładał i jest nadzieja na przyszłość. Dawno nie widzieliśmy tak dzielnie walczącej żeńskiej reprezentacji.