Skip to main content

Po raz drugi w historii Polacy zagrają w wielkim finale Ligi Narodów, gdzie zmierzą się z Amerykanami. W półfinale nasi siatkarze pokonali 3:1 Japonię.

Od 19 lipca w Gdańsku trwa turniej finałowy Ligi Narodów. Podobnie jak w przypadku siatkarek, u siatkarzy FIVB także postanowiła przetestować dwie nowości. Pierwszą z nich są mikrofony, z których mogą skorzystać arbitrzy w trakcie spornych sytuacji. Dzięki temu mogą swoje decyzje wytłumaczyć telewidzom oraz kibicom obecnym w hali. Drugą nowością jest zielona kartka. Jest to nagroda fair-play, bowiem otrzyma ją siatkarz, który przyzna się do popełnienia błędu (dotknięcia piłki w bloku, dotknięcia siatki, przekroczenia linii itp.). Federacja, żeby zachęcić zawodników do przyznawania się, postanowiła przyznać nagrodę finansową! Zespół, który na koniec Ligi Narodów będzie miał na koncie najwięcej zielonych kartek, dostanie 30 tysięcy dolarów. U siatkarek nagroda fair-play trafiła w ręce Amerykanek.

Przejdźmy już do meritum. Podopieczni Nikoli Grbicia po raz drugi w historii awansowali do wielkiego finału rozgrywek Ligi Narodów. Reprezentacja Polski do tej pory trzykrotnie stawała na podium. Mowa jednak stricte o Lidze Narodów, bo wcześniej nazywało się to Ligą Światową. A tę całą raz wygraliśmy. Towarzyszył temu osławiony komentarz Tomasza Swędrowskiego: “przestrzelił Stanley”. Już po reformacji tych rozgrywek, w 2019 r. i 2022 r. Polska zdobyła brązowy medal, a w 2021 r. srebrny. W tym roku Biało-Czerwoni mieli zapewniony awans do turnieju finałowego z racji bycia gospodarzem. Walczyli jednak o rozstawienie. Z dorobkiem 25 punktów i 10 zwycięstwami na koncie po fazie grupowej zajęli trzecie miejsce. Ulegli tylko Serbii oraz USA.

W ćwierćfinale nasi zagrali z Brazylią. Najbardziej zacięty był pierwszy set, bowiem o zwycięstwie musiała zadecydować gra na przewagi. Przy stanie 25:24 dla Polski zrobiła się nerwowa atmosfera. Po długiej akcji Alan chciał wybić piłkę po bloku, ale odbiła się ona od Aleksandra Śliwki i wracając otarła się o Brazylijczyka. Ale czy na pewno? On był innego zdania. Początkowo sędziowie uznali, że Alan nie dotknął piłki i przyznali punkt “Canarinhos”. Biało-Czerwoni poprosili o challenge. Po wideoweryfikacji arbiter przyznał punkt Polsce i jednocześnie zakończył pierwszą partię. Brazylijczycy wpadli w szał. Nie pogodzili się z decyzją i nawet po meczu nie chcieli podpisać protokołu końcowego. Brylował w tym Bruno Rezende, którego trzymało nawet w kolejnym secie przez co beznadziejnie wystawiał piłkę kolegom i dostał od trenera zmianę. Kolejne partie były dla Polaków już dużo łatwiejsze. Do pewnego momentu walka była wyrównana, ale w końcówce nasi odjeżdżali. Wygrali do 21 oraz 20 i zameldowali się w półfinale.

Bardzo dobrze zaprezentowali się w polu serwisowym. Co prawda popełnili 12 błędów, ale posłali aż dziewięć asów serwisowych (bilans -3). Brazylijczycy w tym elemencie wypadli słabiej. Nie dość, że zepsuli 13 zagrywek, to także posłali mniej asów, bo 5 (bilans -8). Może przyjęcie w polskiej ekipie nie stało na rewelacyjnym poziomie (36%), ale i tak było zdecydowanie lepsze niż w brazylijskiej (29%). Bardzo dobry mecz rozegrał Aleksander Śliwka, który zapunktował 15 razy. Skończył 12/17 ataków, co dało mu skuteczność na poziomie 71%. Do tego dorzucił jeden punktowy blok i dwa asy serwisowe. Zdecydowany lider w tym spotkaniu. Jak zwykle zaprezentował kilka świetnych akcji technicznych, gdzie nawet punktowo kiwał… oburącz.

W półfinale Biało-Czerwoni zmierzyli się z drużyną “Kraju Kwitnącej Wiśni”. W rundzie zasadniczej Japonia była największą sensacją, bowiem przez 10 meczów była niepokonana. Pierwszą rundę zakończyła na wysokim drugim miejscu. I tak to Polacy byli faworytem, bo w fazie grupowej pokonali Japonię 3:0. Półfinał jednak rozpoczął się od niespodzianki. Japonia wygrała i to dosyć wysoko, bo do 19. Polacy nie potrafili zatrzymać Ishikawy, który skończył 100% swoich akcji (6/6). Kolejna partia rozpoczęła się zdecydowanie lepiej w wykonaniu Biało-Czerwonych. Niestety im dalej, tym zaczęli popełniać więcej błędów, a Japończycy skutecznie to wykorzystywali.

W końcu doszło do gry na przewagi, gdzie minimalnie lepsi okazali się podopieczni Nikoli Grbicia (28:26). Arcyważny był pojedynczy blok Wilfredo Leona, który spektakularnie zatrzymał Miyaurę, przekładając ręce po skosie. Phillip Blain wziął czas, ale nie wybiło to z rytmu Mateusza Bieńka, który zaserwował bombę i Japończycy oddali piłkę na drugą stronę. Nie mógł z tego nie skorzystać grający świetny mecz Kaczmarek, który w pełni zastąpił Bartosza Kurka. Te dwie akcje jedna po drugiej przeważyły. Trzecia odsłona to dominacja Biało-Czerwonych. W pewnym momencie prowadzili nawet dziesięcioma punktami (20:10). Ostatecznie set zakończył się wynikiem 25:17. W czwartej partii Japończycy jeszcze walczyli. Polacy jednak utrzymywali bezpieczną przewagę i wygrali do 21.

W półfinale nie zagrał Bartosz Kurek, który z powodów zdrowotnych nie znalazł się w kadrze meczowej. Liderem w tym spotkaniu był Wilfredo Leon, który zapunktował aż 23 razy. Skończył 21/29 ataków, co dało mu bardzo dobrą 72% skuteczność. Dodatkowo dwukrotnie zablokował Japończyków. Ogólnie Polacy ośmiokrotnie zablokowali rywali, a sami zostali zablokowani cztery razy. Słabiej spisali się w polu zagrywki. Obydwie ekipy popełnili 16 błędów, ale więcej asów posłała Japonia (8) niż Polska (4).

W meczu o złoty medal Polska zmierzy się ze Stanami Zjednoczonymi. Według bukmacherów zdecydowanymi faworytami tego starcia są Polacy. Należy jednak pamiętać, że w fazie grupowej Amerykanie nam dokopali. Wygrali 3:0 i to gładko, bo do 22, 18 i 19. Wiadomo, że nasz skład w tamtym meczu był nieco inny niż w rundzie finałowej, ale na pewno nie będzie to dla Polaków spacerek. Finał już dzisiaj o godz. 20:00.

Related Articles