W ćwierćfinałach Ligi Narodów faworyci nie zawiedli i zameldowali się w dalszej rundzie. W sobotnich półfinałach Francuzi zmierzą się z Włochami, a Amerykanie z Polakami. Zanim jednak poznamy finalistów, to podsumujmy co wydarzyło się w ćwierćfinałach.
Liga Narodów siatkarzy po raz pierwszy odbyła się w 2018 roku, zastępując rozgrywki Ligi Światowej. W 2020 r., ze względu na pandemię koronawirusa COVID-19, turniej został odwołany. Do tej pory dwukrotnie triumfowali Rosjanie (2018, 2019). Poprzednią edycję wygrała Brazylia, pokonując w finale Polskę 3:1. W tym roku Canarinhos nie obronią tytułu Ligi Narodów, bo odpadli w ćwierćfinale.
USA – Brazylia 3:1 (20:25, 25:22, 25:23, 25:17)
To był hit na rozpoczęcie fazy pucharowej Ligi Narodów. Na podstawie meczu grupowego i ogólnej formy, to Amerykanie byli tu faworytem. W spotkanie jednak lepiej weszli Brazylijczycy, a szczególnie Ricardo Lucarelli, który po atakach z lewego i prawego skrzydła oraz dołożeniu asa serwisowego pomógł Brazylii prowadzić 5:2. Po skutecznym ataku Joandry Leala ci odskoczyli już na cztery punkty (7:3). Na początku Amerykanie mieli problemy z kończeniem ataków, ale w miarę trwania seta rozkręcali się. Byli blisko odrobienia strat (13:14), ale trio Lucarelli, Souza i Leal nie zawodziło. Kiedy Kyle Ensing zaatakował w aut, to na tablicy widniał wynik 18:23. Canarinhos pewnie wygrali inauguracyjną partię (20:25). Podrażnieni Amerykanie drugiego seta rozpoczęli od mocnego uderzenia. W zdobycie czterech punktów „zamieszany” był David Smith (6:2). Dodatkowo asa serwisowego dołożył Kyle Ensing i było 8:5. Brazylijczycy utknęli w jednym ustawieniu przy zagrywce Micaha Christensona, kiedy to stracili cztery punkty z rzędu. Świetnymi atakami z drugiej linii popisywał się Aaron Russell (14:9). W porównaniu do poprzedniego seta, ataki Brazylijczyków nie były już takie skuteczne. Chociaż się starali, to i tak nie udało im się odwrócić losów seta (25:22).
Z początku trzecia odsłona przypominała tę pierwszą. Do stanu 4:4 toczyła się wyrównana gra, a potem to Brazylijczycy przyspieszyli. Po krótkiej Lucasa Saatkampa oraz uderzeniu Yoandry Leala wypracowali trzypunktowe prowadzenie. Po zagrywce Toreya DeFalco dystans zmalał do dwóch ,,oczek”, a po dobrym bloku na Ricardo Lucarellim – do jednego. To był moment, który nakręcił Amerykanów i ci dogonili przeciwników. W decydującym momencie wyszli na prowadzenie 22:21. Gdy Ricardo Lucarelli zepsuł zagrywkę, to okazję na zakończenie seta miało USA. Walkę na siatce wygrał DeFalco (25:23) i jego reprezentacja objęła prowadzenie 2:1. Brazylijczycy czwartego seta rozpoczęli fatalnie. Błędy przydarzyły się kolejno Yoandy Lealowi, Darlanowi Souzie oraz Flavio Gualberto i na tablicy wyników było 1:7. Amerykanie grali swoje, wystarczyło, że ich rywale dużo pudłowali. Po przerwie technicznej ataki zaczął kończyć Leal. Dodatkowo dwukrotnie pomylił się Aaron Russell i było już 16:15. Brazylijczycy uwierzyli, że nie wszystko jeszcze stracone, jednak Amerykanie pozbawili ich jakichkolwiek złudzeń. Ponownie pojawiły się błędy, aż po asie serwisowym Micaha Christensona Amerykanie zameldowali się w półfinale (25:17).
Włochy – Holandia 3:1 (21:25, 25:22, 25:13, 25:22)
Holendrzy w fazie grupowej pokazali, że nie są chłopcami do bicia. Mimo porażki 0:3 z Włochami, można powiedzieć, że powalczyli. Wiadomo, że w ćwierćfinale faworytem byli Włosi, a każdy inny wynik niż ich wygrana byłby ogromną sensacją. Początek był wyrównany. Żadna z drużyn nie przycisnęła dostatecznie rywala (5:5, 10:10). Na przerwę techniczną Włosi schodzili z nieznaczną przewagą (12:10). Nie ustrzegli się prostych błędów, a gdy w aut piłkę posłał Romano, Holendrzy wyszli na prowadzenie 14:13. Cały czas trwała zacięta walka i zapowiadało się, że wygrana seta rozstrzygnie się dopiero w końcówce. Gra gospodarzy była bardzo chaotyczna. As Fabiana Plaka dał Holendrom serię piłek setowych (20:24). Chaos po włoskiej stronie po nieudanym przyjęciu Robberta Andringi sprawił, że to „Pomarańczowi” wygrali (21:25). Podrażniona Italia to groźny przeciwnik. Drugą partię rozpoczęła z wysokiego „c” (6:3). Z czasem uruchomiła blok i przewaga wzrosła do pięciu „oczek” (12:7). Gospodarze dyktowali warunki i kontrolowali przebieg gry (18:13). W końcówce Holendrzy rzucili się do odrabiania strat. Gdy kontratak wykorzystał Abdel-Aziz, to dystans stopniał do jednego punktu (20:19). Niestety Holendrzy nie wytrzymali presji. Ostatnie punkty dla Włochów padły po zepsutych zagrywkach Abdel-Aziza i Van Garderena (25:22).
Trzeci set to już dominacja gospodarzy. O ile w pierwszym i drugim Holendrzy potrafili nawiązać rywalizację, to w tym byli bezsilni. Praktycznie nie istnieli na boisku. Po stronie gospodarzy funkcjonowało wszystko. Dobre przyjęcie, skuteczny atak oraz zagrywka i blok. Holendrzy w tej partii wygrali zaledwie trzy punkty przy własnym serwisie, przy 14 po stronie włoskiej. Niech to będzie podsumowaniem tej odsłony (25:13). W czwartej partii postawili wszystko na jedną kartę. Po asie Gijsa Jorny odskoczyli na jednopunktowe prowadzenie (3:4). Włosi wywierali presję zagrywką. Sprytem w tym elemencie wykazał się Michieletto i dzięki temu Italia na przerwę techniczną schodziła prowadząc 12:9. Gra gospodarzy również pozostawiała wiele do życzenia.
Gdy asa posłał Tuinstra, zawodników do siebie przywołał Ferdinando De Giorgi (18:18). Kolejne akcje to zacięta walka punkt za punkt, żaden z zespołów nie odpuszczał. Holendrzy walczyli o przedłużenie meczu, a Włosi o wygranie ostatniego seta dającego awans do półfinału. O wszystkim miała rozstrzygnąć końcówka. Tam lepiej poradzili sobie Azzurri. Mocny atak Zajcewa po skosie dał Włochom serię piłek meczowych (24:21). Punkt na wagę zwycięstwa zdobył zagraniem przez środek Galassi (25:22). Pomimo wygranej i awansu do dalszej rundy, Włosi mają wiele do poprawy. Błędy, które popełniali w meczu z Holandią, Francuzi wykorzystają bezlitośnie. W całym spotkaniu popełnili 20 błędów, z kolei ich rywal aż 30.
Francja – Japonia 3:0 (26:24, 25:16, 25:20)
W tym starciu zdecydowanym faworytem byli Francuzi, bowiem w bezpośrednim starciu rundy zasadniczej „Trójkolorowi” wygrali bez straty seta. Do ćwierćfinału obydwie drużyny przystąpiły w osłabieniu. Najpierw na treningu kontuzji nabawił się Yuki Ishikawa. Ta wykluczyła go z gry w turnieju finałowym Ligi Narodów. Następnie urazu kostki doznał Earvin Ngapeth, jednak jego występ stał „tylko” pod znakiem zapytania. Ostatecznie mistrz olimpijski pojawił się kilka razy na boisku, ale tylko do przyjęcia. Premierowa partia przez dłuższy czas była bardzo wyrównana. Żadna z drużyn nie potrafiła zdobyć przewagi wyższej niż jeden punkt. Na przerwę techniczną Francuzi schodzili z jednopunktową zaliczką. Po błędach Japończyków ich przewaga wzrosła do trzech „oczek” (18:15). Dobry serwis Taishiego Onodery i kontra Tatsunoriego Otsuki dały remis 21:21. Po zdobyciu pięciu punktów z rzędu zawodnicy z „Kraju Kwitnącej Wiśni” prowadzili z mistrzami olimpijskimi (21:23). Było blisko niespodzianki, ale nie wytrzymali nerwowo. Najpierw zepsuli zagrywkę, a później posłali atak w aut. Następnie kontrę wykorzystał Jean Patry i dało to „Trójkolorowym” piłkę setową (26:24).
W drugim secie Francuzi znacznie szybciej wypracowali prowadzenie (7:4). Japończycy popełniali błędy w ataku, a ich rywale dodatkowo sprawiali im problemy mocnym serwisem (10:6). „Trójkolorowi” kontynuowali dobrą grę. Raz Japończycy zmniejszyli dystans (11:9), ale Francuzi zaraz znowu zbudowali przewagę. Gdy na zagrywce pojawił się Antoine Brizard, to dystans między drużynami wzrósł aż do dziewięciu „oczek”. As rozgrywającego doprowadził do piłki setowej. Drugą z nich wykorzystał Trevor Clevenot. Mistrzowie olimpijscy „rozklepali” przeciwników do 16. Francuzi poszli za ciosem i dzięki dobrej grze Clevenota wyszli na prowadzenie 8:5. Przyjmujący najpierw skutecznie zaatakował na lewej flance, a potem zablokował rywali. Ekipa prowadzona przez Andreę Gianiego znów dość spokojnie kontrolowała wydarzenia na parkiecie (16:13), w czym pomagały im błędy Japończyków (19:15). Przy stanie 24:20 mistrzowie olimpijscy mieli piłkę meczową, a potrójny blok już w kolejnej akcji ją wykorzystał (25:20). Mimo woli walki Japończycy nie ugrali nawet seta. Francuzi pewnie awansowali do półfinału Ligi Narodów.
Półfinały odbędą się w sobotę o godzinie 18:00 oraz 21:00. W pierwszym starciu zmierzą się ze sobą Amerykanie i Polacy. Drużyny te rywalizowały ze sobą już na etapie fazy grupowej. Wtedy lepsi okazali się Biało-Czerwoni pokonując 3:1 rywali. Faworytami w tym spotkaniu będą Polacy, chociaż należy pamiętać, że Amerykanie są w gazie. W końcu pokonali obrońców tytułu Ligi Narodów. Natomiast Polacy złapali lekką zadyszkę, chociaż może to przez to, że w ćwierćfinale rywalizowali z Iranem. Z kolei w drugim półfinale Włosi będą rywalizować z Francuzami. Oni także spotkali się już ze sobą w rundzie zasadniczej. Wówczas mistrzowie olimpijscy pokonali bez straty seta mistrzów Europy. Czy i tym razem możemy spodziewać się podobnego rezultatu? Może być trudno, bowiem Włosi będą mieli za sobą publiczność. Skłanialibyśmy się jednak do tego, że to Francuzi będą walczyć w niedzielnym finale.