PGE Skra Bełchatów po raz drugi pokonała bułgarski Neftochimik Burgas i awansowała do ćwierćfinału Pucharu CEV. Ich kolejnym rywalem będzie rumuńska Arcada Galati lub niemiecki United Volleys Frankfurt.
Pomimo kłód rzucanych pod nogi przed pierwszym meczem, PGE Skra Bełchatów pokonała Neftochimik Burgas 3:2. Na lotnisku, tuż przed wylotem do Sofii, polska drużyna nie została wpuszczona na pokład samolotu z uwagi na brak wymaganego wyniku testu PCR. W nocy z soboty na niedzielę Bułgaria zaliczyła bowiem Polskę do krajów tzw. "czerwonej listy", co oznacza zaostrzenie procedur przy wjeździe do tego kraju. Obok certyfikatów potwierdzających szczepienie, wymagany był negatywny wynik testu PCR. Drużyna PGE Skry Bełchatów zamiast udać się do Sofii, zmuszona była przenocować w Warszawie, aby dzień później poddać się wymaganym testom. Sześciu zawodników otrzymało wyniki niejednoznaczne, co oznaczało, że w zaledwie ośmioosobowym składzie podopieczni Slobodana Kovaca podeszli do spotkania z bułgarskim klubem. Bełchatowianie musieli w kraju zostawić dwóch atakujących i dwóch rozgrywających. Zabrakło Atanasijevicia i Schulza w ataku, a rozgrywających Grzegorza Łomacza i Mihajło Miticia musiał zastąpić 18-letni wychowanek – Szymon Ostrowski i dał radę, wystawiając głównie do Roberta Tahta
W drugim meczu obyło się bez kłopotów kadrowych. Skra mogła już wystawić Schulza i Atanasijevicia, a na rozegranie wróciła też pierwsza dwójka, a więc Łomacz i Mitić. Pierwszy set był popisem Damiana Schulza i Dicka Kooya. Razem zdobyli 15 punktów, czyli o pięć punktów więcej niż… cały zespół Neftochimika. Polski atakujący perfekcyjnie zagrywał, przez co rywale mieli olbrzymie problemy w przyjęciu. Bułgarski klub zdobył tylko 10 punktów i zapowiadało się, że będzie szybkie trzy zero dla Skry. Jednak druga partia nie była już tak łatwa i przyjemna. – Ten drugi set wydarł się spod naszej kontroli. Możemy być źli na to, bo czuliśmy, że możemy wygrać a w końcówce nie skończyliśmy dwóch, trzech piłek, głupie błędy. Skończyłoby się to trochę szybciej a trzeba było włożyć jeszcze trochę siły. Nie było tak łatwo, nie powiem, że to był spacerek – powiedział po meczu Karol Kłos. Skra utrzymywała minimalne prowadzenie, ale to Bułgarzy w końcówce zaczęli „kąsać” i okazali się lepsi w grze na przewagi.
W trzecim i czwartym secie wszystko wróciło do normy. Skra nie pozwoliła sobie nawet na chwilę dekoncentracji. Dobrze prezentowali się w ataku Mateusz Bieniek, Milad Ebadipour i Dick Kooy. Holender na dziewięć ataków zakończył pięć. Skra rozpędzała się z minuty na minutę i nie było wątpliwości, że awans jest niezagrożony. Neftohimik zdobył tylko 15 punktów w trzeciej partii, a w ostatniej 14. – Ciężko było nam to wszystko ogarnąć. Nie jesteśmy w dobrej formie, a kilku zawodników zagrało bez treningu. Czasami nieważne kto stoi po drugiej stronie siatki. Rywale przyjechali bez podstawowych środkowego i rozgrywającego, dlatego nasza koncentracja spadła – powiedział po meczu Slobodan Kovac w rozmowie z klubową telewizją.
PGE Skra do tej pory czterokrotnie grała w Pucharze CEV. Najdalej, bo do półfinału, doszła w sezonie 2013/14. W walce o finał uległa wówczas w dwumeczu rosyjskiej Gubiernii Niżny Nowogród. W następnej rundzie, jak już wspomnieliśmy, bełchatowianie zmierzą się z którymś z zespołów z pary United Volleys Frankfurt – CSM Arcada Galati. Prawdopodobnie z tym drugim zespołem, bo pierwszy mecz pewnie wygrali 3:0.
I mecz: Neftohimik Burgas – PGE Skra Bełchatów 2:3 (22:25, 26:24, 24:26, 25:21, 12:15)
II mecz: PGE Skra Bełchatów – Neftohimik Burgas 3:1 (25:10, 24:26, 25:15, 25:14)