To nie była udana kolejka Ligi Mistrzów dla piłkarzy ręcznych Łomży Vive Kielce. Zagrali jeden z najgorszych meczów w swojej historii, doznając druzgocącej klęski – 26:37. Już po pierwszej połowie wszystko było jasne.
Mając tak kiepską skuteczność w ataku – trudno myśleć o końcowym zwycięstwie. Zawodnicy Łomży Vive tylko trzy razy w tym meczu remisowali – 1:1, 2:2 i 3:3. Dalej już przez cały mecz grę prowadzili gospodarze i nie dali dojść najlepszej polskiej drużynie nawet do słowa. Mikkel Hansen trafił 6/6, choć co prawda aż cztery gole były z rzutów karnych. W żadnym z nich się jednak nie pomylił. Zarówno Mateusz Kornecki, jak i Andreas Wolff spisywali się mocno średnio pomiędzy słupkami. Polak odbił tylko jedną piłkę na osiem, a Niemiec 8 na 38, co dało mu 21% skuteczności. Vincent Gerard po drugiej stronie miał 36%.
Za pierwszym razem przeciwko PSG było pięknie. Igor Karacić rozegrał mecz życia, rzucając aż 13 bramek i zostając ewidentnym bohaterem spotkania. Tym razem tak pięknie już nie było. Łomża Vive zmierzyła się z francuską ścianą. Wszystko się już skończyło, jak jeszcze… nie zdążyło zacząć. Przy stanie 3:3 gospodarze rzucili szybkich pięć bramek z rzędu i tej przewagi do końca już nie oddali, do tego konsekwentnie ją powiększając. To był kluczowy moment tego starcia. Nieskuteczny był przede wszystkim Alex Dujszebajew, który na 10 prób miał tylko 5 skutecznych. Jeszcze w pierwszej połowie z boiska wyleciał Arkadiusz Moryto, bo przy rzucie karnym rzucił prosto w głowę Gerarda, a sędziowie uznali to za celowe… To tylko dolało oliwy do ognia problemów Vive.
Kielczanie pozostali liderem swojej grupy, ale trzeba brać pod uwagę, że mają 12 rozegranych spotkań, natomiast będący na drugim miejscu Flensburg zagrał ich 9, podobnie jak trzecie PSG. Szczególnie ci pierwsi mogą ostatecznie wyprzedzić Vive, bo mają bilans 7-1-1, PSG z kolei 6-0-3. Najlepszy polski zespół zmierzy się jeszcze na wyjeździe z węgierskim MOL-Pick Szeged i z Flensburgiem w Hali Legionów. Na własnym parkiecie kielczan nie da się w tym sezonie pokonać, wygrali tu bowiem wszystkie 6 spotkań. To ostatnie może być kluczowe w walce o wyjście z pierwszego miejsca do 1/8 i zagranie ze słabiutkim PPD Zagreb.
Vive co prawda ma swoje braki kadrowe, ale nie powinno to tłumaczyć tak sromotnej klęski w Paryżu. Zresztą nawet trener Dujszebajew nie chciał się w ten sposób tego wyjaśniać. Powiedział po prostu, że z takiej postawy jest bardzo niezadowolony. Zawiodła przede wszystkim postawa w defensywie, gra systemem 5-1 okazała się wodą na młyn dla PSG i już w pierwszej połowie było po zabawie. Filigranowy Luc Steins robił w ataku, co tylko chciał. Trafił 6/6 i momentami ośmieszał kielecką obronę. Takiego słabego meczu Vive nie oglądaliśmy od dawna.