Skip to main content

Niewielka przewaga z pierwszego spotkania nie wystarczyła i drużyna Łomży Vive Kielce pożegnała się z tegoroczną edycją Champions League. Mistrzowie Polski przegrali z HBC Nantes w Hali Legionów 31:34 i to Francuzi przeszli dalej.

Nie tak miało to wyglądać. Kielczanie mieli apetyty na zdecydowanie więcej, a tymczasem już przeszkoda w postaci Nantes okazała się nie do przeskoczenia. Bohater spotkania nie był z kategorii tych oczywistych. Pod nieobecność kilku ważnych ogniw – ciężar gry na swoje barki wziął 23-letni Aymeric Minne. Środkowy rozgrywający nie występuje nawet w reprezentacji swojego kraju, a w rewanżu wychodziło mu wszystko. Kielczanie nie mieli pomysłu, jak go zatrzymać i już w pierwszej połoie rzucił pięć bramek, wykorzystując właściwie wszystkie rzuty. Polacy źle weszli w ten mecz i kontynuowali to przez niemal całe 60 minut.

Andreas Wolff zszedł z boiska po tym, jak wpuścił siedem bramek z rzędu, nie odbijając żadnej piłki: – Muszę powiedzieć, że to ja jestem najbardziej odpowiedzialny za tę porażkę – wypalił po meczu niemiecki bramkarz, który nie gryzł się w język. Uznał, że bramkarz powinien w tym meczu zrobić zdecydowanie więcej, bo tak naprawdę rozczarował swoich kolegów. Wolff musiał też oglądać, co naprzeciwko wyprawia 24-letni Emil Nielsen. Duńczyk bronił momentami, jak w transie i w samej pierwszej połowie był blisko odbicia dwucyfrowej liczby rzutów. Odbił aż dziewięć piłek i miał prawie 50% skuteczności. Wolff na to patrzył i tylko się wściekał, stąd mocne słowa o swojej dyspozycji, ale i Mateusza Korneckiego. Obaj wybronili ledwie sześć strzałów.

Mogło się wydawać, że Łomża Vive Kielce jeszcze w końcówce wyrwie jakimś cudem rywalowi ten awans, bo Igor Karacić trafił na 23:22. Polacy mieli w tamtym momencie dwa gole przewagi – po jednym z każdego ze spotkań. Końcówka to niestety pokaz nieskuteczności gospodarzy. W całym meczu Alex Dujszebajew trafił 4/9, Igor Karacić 3/8, a Arek Moryto 4/8, z czego zmarnował także dwa rzuty karne. Przy takiej dosypozycji w ofensywie nie mogło się to udać. Jedynym, który regularnie trafiał był Białorusin Kulesz. Rywale za to mylili się niezwykle rzadko. Doświadczony skrzydłowy Valero Rivera rozegrał fantastyczny mecz. Ręka nie zadrżała mu w żadnym rzucie karnym, a w całym meczu miał skuteczność 100% – trafił 9/9. Pudłował tylko Kirił Lazarow, reszta spisywała się lepiej niż solidnie.

Kieleckim szczypiornistom zostaje jeszcze finał Pucharu Polski z Grupą Azoty Tarnów oraz mecze w PGNiG Superlidze bez play-offów, dokładnie siedem. Trzeba wrócić do szarej ligowej rzeczywistości bez marzeń o Final Four. Odpadnięcie Vive nie jest jakąś wielką sensacją, ale na pewno możemy je zaliczyć do niespodzianek.

Related Articles