Było naprawdę blisko sensacji. Polscy szczypiorniści mieli mistrzom Europy raczej tylko statystować, a tymczasem utytułowani rywale musieli drżeć o wynik do samego końca. Polacy minimalnie przegrali – 26:27, ale nie obyło się bez sędziowskich kontrowersji.
Od razu należy zacząć od wyróżnienia naszego bramkarza – Adama Morawskiego. Polski bramkarz odbijał piłki, jak w jakimś transie. Bronił strzały skrzydłowych, środkowych i rozgrywających. W samej tylko pierwszej połowie odbił aż dziewięć rzutów. Miał swój kapitalny dzień, zupełnie inaczej niż z Tunezją. Tam bramkarze w ogóle nie pomagali defensywie. W tym meczu Morawski często był ostatnią deską ratunku, a mimo to wystawiał gdzieś nogę czy rękę i cały czas tylko nakręcał kolegów.
Zaczęliśmy ten mecz bardzo agresywnie, praktycznie przez trzy minuty nie pozwalając rywalom na dogodną sytuację. Ławka rezerwowych żyła po każdym faulu, widać było pozytywne nakręcenie naszych reprezentantów. W końcu obronę przełamał Angel Fernandez, choć piłka trafiła do niego przypadkiem. Polacy dobrze bronili, ale w ataku już spisywali się gorzej. Po 10 minutach mieliśmy na swoim koncie tylko gola Tomka Gębali i Arkadiusza Moryty z karnego. Później kilka razy na przebój poszedł Sićko, a cały czas kolejne strzały odbijał Morawski. Polacy niestety także pudłowali i do przerwy było 11:14.
Kilka minut po przerwie było już 13:18, ale to właśnie wtedy nasi reprezentanci włączyli najwyższy bieg. Trochę szkoda niewykorzystanych szans Gębali i Moryty, bo nadal strzały mistrzów Europy odbijał Morawski. Po drugiej stronie to samo, choć nie aż z taką skutecznością, robił Rodrigo Corrales. W dwie minuty jednak po golu zdobyli Sićko, Moryto i Przybylski i zaczęło się dziać coś dobrego. W 40. minucie dopiero pierwszą dwuminutową karę dostali nasi rywale i to wykorzystaliśmy. Najpierw trafił Majdziński, a potem Sićko i zapachniało wielką sensacją. Hiszpanie przez 6-7 minut nie rzucili bramki. Na trzy minuty przed końcem było 25:25 i zapowiadało się na thriller.
Końcówkę można uznać za sędziowski skandal. Hiszpanie przy stanie 26:27 rozgrywali swoją akcję dobre 45 sekund. Sędzia zasygnalizował grę pasywną dopiero na 10 sekund przed końcem, a po faulu nawet nie został zatrzymany zegar. Panowie sędziowie jakby przestraszyli się porażki wielkich Hiszpanów. Wcześniej, przy bardzo wyrównanym wyniku, zupełnie dziwną karę dwóch minut dostał Tomasz Gębala, a pod sam koniec jeszcze dziwniejszą Patryk Walczak. Polacy pokazali wielkie serce do gry i walkę do ostatnich sekund. Niesmak pozostał, bo powinniśmy mieć dobre 6-8 sekund na własną akcję po odgwizdaniu ewidentnej gry pasywnej. Nie zabrakło głosów oburzenia wśród polskich dziennikarzy:
To tylko moje odczucie, że w drugiej połowie sędziowie chętniej karali naszych, a Hiszpanie za podobne przewinienia nie byli wykluczani?
Szkoda, ale mam wrażenie, że ta reprezentacja, choć jakościowo sporo słabsza, gra z podobną ambicją jak drużyna Wenty. Dobrze się oglądało
— Kuba Radomski (@KubaRadomski) January 17, 2021
Przegraliśmy z Hiszpanią. Dla mnie – kontrowersyjne niektóre decyzje. Tym, którzy (uważam, że słusznie) pomstują na sędziów z Czech – którzy nigdy nie gwiżdżą nam tak, żeby nie było uwag – polecam zwrócenie uwagi na fakt, że szefem sędziów w IHF jest señor Ramon Gallego.
— Maciej Iwański (@IwanskiMaciej) January 17, 2021
Bardzo dyskusyjna kara dla Tomka Gębali, kara dla Patryka Walczaka "z czapy" i brak jakiejkolwiek sygnalizacji gry pasywnej w decydujących sekundach meczu. Przecież Hiszpanie nawet nie pozorowali, że chcą atakować! https://t.co/4U46xFJQxO
— Maciej Wojs (@m_wojs) January 17, 2021