Skip to main content

Dziś rozpoczną się mistrzostwa Europy w piłce ręcznej mężczyzn. W meczu otwarcia zagra reprezentacja Francji, którą czeka przetarcie z Macedonią Północną, a wieczorem na boisko wyjdą gospodarze, czyli Niemcy. Na boisko i to dosłownie! Zarówno jeden mecz, jak i drugi zostaną rozegrane na… uwaga… piłkarskim stadionie Fortuny Dusseldorf, gdzie wejdzie około 55000 widzów!

Kto jest faworytem właśnie rozpoczynających się mistrzostw Europy? Zawsze można odpowiedzieć tak samo: Dania, Szwecja, Francja, Hiszpania. Ten główny to jednak Duńczycy. Wszystko dlatego, że to trzykrotni z rzędu mistrzowie świata (2019, 2021, 2023). Będzie im tu zależało na przełamaniu pewnej klątwy. Są przecież mistrzem olimpijskim z Rio (2016), a te mistrzostwa Europy jakoś im w ostatnich latach nie leżą. Zwłaszcza niechlubnym rozdziałem w historii są te z 2020 roku, gdy odpadli… w pierwszej fazie grupowej. To sytuacja irracjonalna. To trochę tak absurdalne i trudne do wyjaśnienia, jakby na przykład Kanada od razu odpadła z MŚ w hokeju, Brazylia w piłce nożnej albo Polska w siatkówce.

Duńczycy mają ogromne doświadczenie. Wielu jest po trzydziestce, czterech ma ponad 200 występów w kadrze. Prawoskrzydłowy Hans Lindberg jest nie do zajechania. Chłop ma 42 lata (rocznikowo to 43), grał jeszcze z braćmi Lijewskimi i Michałem Jureckim w HSV Hamburg kilkanaście lat temu i uczestniczył w ME w 2008 roku. Duńczycy zagrali tam w drugiej fazie grupowej z Polską, a w naszym składzie byli między innymi: Szmal, Jaszka, Bielecki, Siódmiak, Tłuczyński, Jurasik… Przecież oni już dawno nie grają, a Lindberg nie ma zamiaru przestać. Powołany jest też, zdaniem pewnie wielu, najwybitniejszy zawodnik w historii tej dyscypliny, czyli 36-letni Mikkel Hansen, ale on nie jest aż tak eksploatowany, by grać w każdym spotkaniu. To nie wszyscy, bo jeszcze np. charakterystyczny obrońca – Henrik Møllgaard, któremu też za rok pękną “cztery dychy” na karku. Znany jest też golkiper – Nicklas Landin. Oni wszyscy ciągle chcą wygrać więcej. Młodość reprezentuje głównie urodzony w 1999 roku Mathias Gidsel, MVP zeszłorocznych mistrzostw świata i gwiazda Fuechse Berlin. Dania ma niesamowitą “pakę”. Unibet widzi tu absolutnego faworyta.

Kto spróbuje pokrzyżować im plany? Francja.“Trójkolorowi” mają ciągle swój talizman, czyli Nikolę Karabaticia, któremu w kwietniu wskoczy czwórka z przodu po stronie wieku. Powiedział, że wiele w życiu już widział, ale nigdy nie doświadczył gry na piłkarskim stadionie przy tylu widzach, więc nawet i jego można czymś zaskoczyć. Nikola natłukł w kadrze grubo ponad 1000 bramek. Jest to jego ostatni sezon w reprezentacji. W sierpniu ogłosił oficjalnie, że sezon 2023/24 będzie jego ostatnim, a zwieńczeniem mają być igrzyska na własnej ziemi, do tego w klubowej hali, czyli w Paryżu. W kadrze jest też jego brat – Luka Karabatić. Liderami są dwaj zawodnicy Barcelony prawy i lewy rozgrywający – Dika Mem i Timothey N’Guessan. Mem gra już od dawna. Wydaje się, że doświadczenie ma takie, jakby miał z 35 lat. Zaczynał jako nastolatek, a trzeba pamiętać, że jest wciąż w kwiecie wieku, bo z rocznika 1997. Skład uzupełnia też dwójka z Industrii Kielce – lewoskrzydłowy Dylan Nahi i prawoskrzydłowy Benoît Kounkoud. Jest jeszcze Prandi, Richardson, Remili. Francja ma trochę młodszą kadrę niż Dania. Rok temu w finale MŚ przegrała z Danią 29:34.

Nie można też skreślać Szwedów, którzy bronią tytułu mistrzów Europy. Dwa lata temu na EURO stworzyli fanom w kraju prawdziwe thrillery, bo aż trzy ważne spotkania wygrali tylko jedną bramką – z Norwegią na wagę wyjścia z drugiej fazy grupowej, a później z Francją w półfinale i z Hiszpanią w finale. Doskonałe mistrzostwa zagrał wtedy Jim Gottfridsson. Środkowy rozgrywający SG Flensburg-Handewitt zagra na tegorocznych mistrzostwach. Pomogą mu też inni. W bramce oczywiście doświadczony, 37-letni Andreas Palicka, a opróćz tego świetny obrońca, wybrany najlepszym defensorem poprzednich ME – Oscar Bergendahl czy lewoskrzydłowy Barcelony – Hampus Wanne. Szwedzi zajęli jednak czwarte miejsce na ostatnim mundialu, gdzie w półfinale kilkoma bramkami przegrali z Francją, stąd może ich notowania stoją najniżej spośród wymienionej trójki.

Niby nieoczekiwaną, a jednak trochę… oczekiwaną niespodziankę mogę za to sprawić Niemcy lub Islandia. Pierwsi oczywiście przez to, że grają u siebie, drudzy natomiast od kilku lat próbują się wedrzeć do światowej czołówki. Kilku z nich gra w Bundeslidze i to w znaczących klubach, dwóch nawet w Magdeburu. Spróbują nawiązać do najlepszych, reprezentacyjnych czasów, gdy w 2010 roku zajęli trzecie miejsce na EURO, a w Pekinie to nawet srebro olimpijskie. Islandia jest w ciekawej i stosunkowo wyrównanej grupie z Serbią, Węgrami i Czarnogórą. Te pojedynki mogą dać odpowiedź, czy Sigvaldiego Gudjonssona czy też Omara Magnsssona stać na wielkie rzeczy. Węgrom muszą się odwdzięczyć i zrewanżować za mundial sprzed roku, bo to właśnie przez porażkę z nimi w pierwszej fazie nie awansowali później do ćwierćfinału, bo zabrakło im punktów. Hiszpania ma za to trochę odmłodzoną kadrę, przechodzi przez wymianę pokoleniową. Nie ma już tych niektórych “nieśmiertelnych”: Gedeon Guardiola, Antonio Garcia czy Eduardo Gurbindo grali jeszcze dwa lata temu na EURO. Pozostali doświadczeni: Jorge Maqueda, Joan Canellas i Gonzalo Perez de Vargas, Adria Figueras a Alex Dujszebajew jeszcze ładnych kilka lat polideruje. No i przede wszystkim wraca Aleixa Gomes z Barcelony, który na mundialu nie zagrał przez kontuzję ścięgna Achillesa. Bez niego Hiszpanie zdobyli brąz.

To jeszcze ostatnie pytanie. Na co stać Polskę i czego możemy oczekiwać? Najpierw słówko o powołaniach. Przede wszystkim jesteśmy osłabieni brakiem kapitana, wykonawcy karnych i podstawowego prawego skrzydłowego – Arkadiusza Moryty. “Odpalony” został Adam Morawski, bo akurat w bramce rywalizacja jest ogromna. Turniej w Hiszpanii, który był ostatnim przygotowaniem przed EURO, wypadł pozytywnie i dał nadzieję. Na początku zagramy z Norwegią i nie jest to może ta sama Norwegia, która dwa razy z rzędu była wicemistrzem świata (2017 i 2019), ale na pewno to oni są faworytem. Słowenię i Wyspy Owcze trzeba już bezwzględnie pokonać. Jedna kadra jest na naszym poziomie, druga jest zdecydowanie słabsza. Później łączymy się z dwiema grupami – szwedzką i duńską (D+E+F), więc awans jest niemal nierealny, bo w tym formacie nie ma ćwierćfinałów, tylko od razu półfinały. To oznacza, że już porażka z Norwegią 11 stycznia może… zamknąć awans do półfinału. Punkty z pierwszej fazy grupowej przechodzą do drugiej, ale to już norma w piłce ręcznej, do której fani zdążyli się przyzwyczaić.

Related Articles