Takie pytanie zadaje się od kilku lat, a potem kończy się tak samo – mistrzostwem dla Kielc. W różnych okolicznościach, ale od 12 sezonów z rzędu nie schodzą z tronu. W niedawno rozegranej “Świętej Wojnie” płocczanie wywieźli wielkie zwycięstwo z Hali Legionów, ale to… może nic nie dać, bo zasady od tego sezonu znów wróciły do play-offów.
Gdyby Orlen Wisła Płock wygrała w Kielcach w poprzednim sezonie, to od razu mówilibyśmy, że jest kandydatem numer jeden do mistrzostwa. Dlaczego? Bo od “covidowego” sezonu 2019/20, gdy akurat wymusiła to sytuacja, grało się klasycznym systemem ligowym. 14 drużyn, czyli 26 spotkań. Wszystkich innych Kielce i Płock pokonywali z łatwością, więc o tytule decydował bilans bezpośredni właśnie tych dwóch bezpośrednich ligowych meczów. Tak gra się na przykład w najsilniejszej lidze świata w piłce ręcznej, czyli w Bundeslidze. Zasady te w Polsce podtrzymano na kilka lat, jednak plan był taki, żeby play-offy wróciły od 2023/24. Jaki jest tego cel? Chodzi o zwiększenie emocji, zwłaszcza na koniec i przede wszystkim więcej potencjalnych meczów o stawkę Orlen Wisła Płock vs Industria Kielce. Skumulowanie zainteresowania na finał.
Jest minimalna szansa, że Górnik Zabrze czy Chrobry Głogów wyeliminują kogoś z faworytów. Oczywiście taka, jak na to, że klub z okręgówki ogra w Pucharze Polski Lecha Poznań, ale nigdy nie można powiedzieć, że to pewniak na 100%. Bardzo mało prawdopodobne, ale nie… niemożliwe, żeby w finale zagrał np. wspomniany Górnik Zabrze. To jednak tylko sfera bujnej wyobraźni. Chyba nikt nie widzi innego finału niż ten… wiadomy, czyli “Święta Wojna”. Zamiast grać dwa spotkania ligowe systemem jesień-wiosna, zagrają oni dwa lub trzy mecze na przestrzeni kilkunastu dni, które będą oficjalnie finałami. Trzy, jeżeli po dwóch będzie w wygranych 1:1. I tu jest klucz do tego, do czego Orlen Wisła Płock ma bliżej. Wywalczenia potencjalnego trzeciego spotkania w finale we własnej hali. Ten benefit będzie miała ekipa, która skończy w tabeli wyżej.
Czołowa ósemka awansuje do play-offów, a pozostała szóstka zagra o utrzymanie. Na każdym etapie play-offów gramy do dwóch zwycięstw. Wszyscy jednak czekają na końcówkę. Ostatnia forma obu ekip znalazła odzwierciedlenie na hali w Kielcach. To Orlen Wisła w tej chwili gra lepiej. Niedawno zagrała najlepszy mecz w Champions League przeciwko Telekom Veszprem. Teraz wywiozła cenne zwycięstwo z obozu największego wroga i dominatora. Wisła wygrała 29:28. Na takie zwycięstwo wyjazdowe czekała aż 12 lat. Wyrwali to w dramatycznych okolicznościach. Swój wielki moment miał Michał Daszek. Mógł się poczuć, jak na igrzyskach olimpijskich w Rio. Rzucił bramkę na wagę zwycięstwa w ostatniej sekundzie. Wtedy rzucił nieprawdopodobną bramkę na wagę dogrywki w półfinale z Duńczykami. Chyba każdy ma ją teraz przed oczami…
W zeszłym sezonie było tak, a dwa sezony temu było gorąco, jak nigdy, gdy zawodnicy obejrzeli aż pięć czerwonych kartek. Teraz też dochodziło do szarpanin, utarczek i były w sumie cztery czerwone kartki. W końcu z czegoś się wzięła nazwa “Święta Wojna”. Przez dwa sezony z rzędu Wisła miała rywali na widelcu. Była w stanie ugrać dwa razy Puchar Polski. Dla płocczan nie jest to “jedynie”, bo na to też czekali długo, ale zaspokoi ich mistrzostwo. W Płocku nastroje są znakomite. Po pokonaniu Industrii umowę przedłużył kapitan Michał Daszek, mówiąc, że tu jest jego dom. To nie jedyny lider, który to zrobił. Przemysław Krajewski także przedłużył umowę do 2026 roku. Zawodnicy czują, że pod Xavierem Sabate to nie koniec sukcesów i jest szansa na coś wielkiego, kolejne wielkie zwycięstwa w Lidze Mistrzów i zrzucenie z tronu 12-krotnego z rzędu mistrza. Czekają na to od 2011 roku.