Skip to main content

Nie tak miało to wyglądać, bo od jakiegoś czasu przewidywano finał Magdeburg – Wisła Płock, ale brak głównego rozgrywającego – Niko Mindegii – był aż nadto widoczny. Wisła dostała srogie lanie w półfinale od Benfiki, ale poprawiła swój wynik sprzed roku, wygrywając z z wicemistrzem Chorwacji RK Nexe Našice 27:22 i przyklepując brąz Ligi Europejskiej.

Zacznijmy od pechowego półfinału z Benficą, bo to był najgorszy mecz Orlen Wisły w całym sezonie. Do półfinału Final4 Ligi Europejskiej przystępowała po morderczym boju w “Świętej Wojnie”, od którego minęły cztery dni. Wiślaków mogło podłamać tamto spotkanie, bo byli naprawdę bliscy poskromienia Łomży Vive Kielce, a w pewnym momencie prowadzili nawet pięcioma bramkami. W końcówce jednak Niko Mindegia, czyli najlepszy środkowy rozgrywający PGNiG Superligi, odniósł poważną kontuzję. Jak się potem okazało, Hiszpan zerwał więzadła krzyżowe w prawym kolanie i pewnie nie wróci do gry nawet do końca 2022 roku. Przez to kreatywność Wisły z przodu ucierpiała w dużym stopniu, sporo było prób podejmowanych na siłę i tytuł został przegrany. Można powiedzieć, że półfinał z Benficą wyglądał zupełnie podobnie.

To aż niewiarygodne, ale bramkarz Sergey Hernandez bronił, mając 51% skuteczności, odbijał więc średnio co drugą piłkę. Udanych interwencji zaliczył aż 16. Już od początku wszedł na wysokie obroty, Wiślacy po 20 minutach mieli na koncie zawstydzające dwa trafienia. Hernandeza pokonał w tym czasie tylko dwa razy Jurecić, z czego raz po dobitce. Obrona radziła sobie całkiem nieźle i nie pozwalała przeciwnikom na wiele czystych okazji, ale to nic przy tak fatalnej skuteczności. Beznadziejny był Lovro Mihić, Daszek w jednej akcji został zatrzymany przez bramkarza podwójnie, mylił się też świetny na początku meczu z Vive Kosorotow, przełamując się dopiero dwa razy po rzutach karnych. Wiślacy trochę poprawili skuteczność, przegrywajac do przerwy tylko 8:10, ale w drugich 30 minutach było już dramatycznie. Zaczął Przemysław Krajewski, który w drugim meczu z rzędu wyleciał z boiska za rzut bramkarza w twarz z rzutu karnego. Od stanu 14:18 Portugalczycy rzucili aż sześć bramek z rzędu, robiąc z tego zawtydzającą dla nas przewagę +10. Płock był gorzej niż beznadziejny, nie wychodziło mu kompletnie nic. No i zasłużenie przegrał 19:26.

Trzeba było się szybko pozbierać po tak katastrofalnym występie i spróbować poprawić wynik sprzed roku, gdzie Wiślacy zajęli czwarte miejsce. Tym razem spotkanie było łatwiejsze, a bramkarz rywali nie stał się herosem. Wisły specjalnie nie wybiła z rytmu też czerwona kartka dla Terzicia, jednego z liderów obrony, w 24. minucie. Przede wszystkim poprawił się skrzydłowy Lovro Mihić, marnujący okazje w półfinale na potęgę. Rozgrywający więcej współpracowali też z kołowym Abelem Serdio, który tym razem skończył mecz z czterema bramkami na koncie, a w początkowym kwadransie, to głównie on błyszczał w ataku. Właśnie wtedy zdobył wszystkie bramki. Mecz był do pewnego momentu wyrównany, aż do trzech błyskawicznych bramek z rzędu Tina Lucina. W 38. minucie było jeszcze tylko 18:16 dla Płocka, ale w 50. już 24:18. Chorwat Lucin najpierw wykorzystał karnego, później trafił z kontry, a na końcu z drugiej linii i wtedy zrobiło się właśnie 24:18. W końcówce jeszcze swój dorobek poprawił Michał Daszek rzucając dwie bramki, bo wcześniej miał na koncie tylko jedną i brąz dla Wisły stał się faktem.

Warto dopowiedzieć, że Benfica w finale sprawiła jeszcze większą sensację niż w półfinale. Portugalczycy po dogrywce pokonali Magdeburg 40:39. Przez całe spotkanie wynik kręcił się wokół remisu i choć można było przypuszczać, że Benfica nie sprawi kłopotu dużo bardziej utytułowanym Niemcom, to zaskoczyła wszystkich. Swoje zrobiły też własne trybuny, bo turniej Final4 był rozgrywany właśnie w Lizbonie, ale klub z Portugalii nie dysponuje taką głębią składu jak Magdeburg czy Wisła Płock i grał w zasadzie gołą siódemką czy ósemką. Benfica wyrównała na trzy sekundy przed końcem i był to cud, bo Philipp Weber trafił na 32:31 na cztery-pięć sekund przed końcem. Trener Benfiki jednak wziął czas i rozpisał dokładnie akcję z jednym podaniem. Sędziowie ustalili, że w momencie wzięcia czasu pozostały tylko trzy sekundy. I to wystarczyło! Arbitrzy po bramce jeszcze sprawdzali tę sytuację, czy wszystko było zgodnie z przepisami i ją ostatecznie uznali, choć komentatorzy Eurosportu zastanawiali się, czy Borges nie nadepnął linii szóstego metra. To jednak nie miało już znaczenia i po dodatkowych 10 minutach Portugalczycy sprawili niemałą sensację, wygrywając 40:39 z prawdopodobnym mistrzem Niemiec sezonu 2021/22.

Related Articles