Szczypiorniści Orlenu Wisły Płock odrobili trzybramkową stratę z pierwszego meczu i po znakomitej drugiej połowie wyszarpali awans do Final 4 Ligi Europejskiej. Wiślacy pokonali duński GOG 31:26.
Liga Europejska w handballu to taki odpowiednik Ligi Europy w piłce nożnej. Rozgrywek dla trochę słabszych drużyn, ale wciąż mocnych w skali Europy. To, co zrobiła w tym dwumeczu drużyna z Płocka będzie w tym klubie wspominane przez długie lata. Przecież już w pierwszym meczu przegrywała w pewnym momencie 14:22. Sami podłączyli sobie tlen kilkoma bramkami z rzędu. Odrobione w tamtym spotkaniu bramki i pokaz charakteru były na wagę złota, bo ostatecznie pomogły w awansie. Wiślacy zredukowali stratę do trzech bramek, a mogli tamten mecz nawet wygrać! Ale i tak wykonali kawał dobrej roboty, bo finalnie wywieźli z Danii wynik 27:30 i mieli do odrobienia trzy bramki. Wyszli z sytuacji beznadziejnej.
Rewanż nie zwiastował awansu, bo to goście od początku przeważali. Kluczowy był ostatni kwadrans, bo to wtedy Orlen Wisła Płock wypracowała potrzebną przewagę. Na 7-8 minut przed końcem Mihić trafił na 25:22 i taki wynik premiował Polaków awansem. Za chwilę Przemysław Krajewski pobiegł do kontry i zrobiło się jeszcze lepiej – 26:22. Wiślacy nie zwalniali tempa i trafili też na 27:22 i 28:22, wypracowując sobie aż trzy bramki zapasu. Pomiędzy trafieniami świetnie w bramce w kluczowym momencie spisał się Adam Morawski, który jak w transie odbijał kolejne piłki. Mecz zakończył ze skutecznością obron na poziomie 32%.
Swojego dnia nie miał na pewno Emil Laerke, który co rusz marnował okazje. Kilka zmarnował też Morten Toft Olsen. Na nic zdała się stuprocentowa skuteczność świetnego na ostatnim mundialu Mathiasa Gisdela (5/5). Kluczowa była postawa obu bramkarzy, bo słabiej spisywał się po drugiej stronie Viktor Hallgrimsson. Wiślacy mogli liczyć przede wszystkim na skuteczność Przemysława Krajewskiego (6/8) i Lovro Mihicia (5/6). Słabo grał za to Zoltan Szita, ale to inni wzięli na siebie ciężar zdobywania bramek. Właściwie to Lovro Mihicia można nazwać śmiało jednym z bohaterów tego meczu. Na pewno mógł mieć w tym meczu więcej trafień, ale często dostrzegał lepiej ustawionych kolegów. I odegrał kluczową rolę w ostatnich sekundach.
Mathias Gisdel może i trafił 5/5, ale należy też zwrócić uwagę, że był skutecznie pilnowany, często podwajany. Susnja i Stenmalm bardziej skupili się na nim w drugiej połowie i nie pozwalali mu na rozwinięcie skrzydeł. To pierwszy w historii awans Orlen Wisły Płock do takiego etapu europejskich pucharów. Ale w końcówce Wiślacy sami sobie zafundowali ogromną nerwówkę, marnując dwa rzuty karne i sześciobramkową (patrząc na dwumecz – trzybramkową) przewagę. W ostatniej minucie meczu było 30:26, a goście mieli piłkę… Trafienie oznaczałoby rzuty karne. Mihić ją jednak przejął, podał do Krajewskiego i skończyło się 31:26. Final Four Ligi Europejskiej odbędzie się w dniach 22-23 maja w Mannheim.