Skip to main content

Miał być hit PGNiG Superligi, bitwa mistrza Polski z wicemistrzem, wieczny pojedynek męskiej piłki ręcznej, nazywany od lat "Świętą wojną", a wyszła z tego walka gołej dupy z batem. Łomża Vive Kielce ośmieszyła Orlen Wisłę Płock i to na ich terenie, wygrywając aż 31:19.

Ostatni mecz mistrzowie Polski grali jakieś trzy tygodnie wcześniej, więc ich forma była zagadką. Przygotowania do "Świętej wojny" zaczęli dwa dni przed meczem. Wszystko przez to, że wcześniej siedmiu piłkarzy zaraziło się koronawirusem. Cóż, taki sezon. Od tego czasu gracze z Płocka rozegrali aż trzy spotkania. Finalnie wyszło tak, że goście byli bardziej wypoczęci, agresywni, skuteczni i właściwie to dominowali w każdym aspekcie. Żeby jednak uczciwie podejść do tematu, to trzeba podkreślić, że Orlen Wisła nie uzbierała najsilniejszego składu, bo nie mogli skorzystać m. in z Przemysława Krajewskiego, Alvaro Ruiza czy Zoltana Szity. Prawie cały ciężar zdobywania bramek wziął na siebie Leonardo Dutra. 6 goli na 15 rzutów, 40% skuteczności. Nie wyszło mu fatalnie, ale też nie tak rewelacyjnie, żeby być w tym pojedynku "game changerem".

A jeśli nie masz pełnego składu na Vive, to cierpisz. Drużyna z Płocka od początku musiała kombinować z ustawieniem, między innymi Michałem Daszkiem na prawym rozegraniu. W pewnym momencie na rozegraniu musiało grać nawet dwóch skrzydłowych. Do tego pudłował środkowy Jeremy Toto, który w całym meczu na trzy próby nie trafił ani razu, a kolejne piłki wciąż odbijał Andreas Wolff. Jeszcze pierwsza połowa nie wyglądała tak tragicznie. Wisła przegrywała trzy razy już czterema bramkami, ale ostatecznie zeszła na przerwę z wynikiem 12:14. Najwięcej o tym meczu mówi jednak taka statystyka, że Orlen Wisła Płock ani razu nie prowadziła, nawet 1:0 na początku! A tylko dwa razy (oprócz 0:0) na tablicy wyników był remis.

Ivan Stevanović odbił tylko 3 strzały na 18, to skuteczność raptem 17%. Adam Morawski miał jeszcze gorszy mecz, bo obronił tylko 2 piłki na 18, co dało mu fatalne 11%. Obrona nie współpracowała z bramkarzami, a Alex Dujszebajew rozrzucał piłki, gdzie tylko chciał. Po przeciwnej stronie Andreas Wolff więcej strzałów obronił niż wpuścił. 57% skuteczności, 13 obronionych i 11 wpuszczonych. Spora w tym zasługa Tomasza Gębali oraz całego bloku defensywnego i widać ogromną różnicę na tym właśnie polu. Między 31. a 45. minutą gospodarze trafili… dwa razy, no i dziękuję bardzo, do widzenia, bo z 12:14 zrobiło się 14:23.

Coraz bliżej 10. mistrzostwa z rzędu dla Łomży Vive Kielce. Kontuzje, COVID, wiadomo, ale jeśli głównemu rywalowi w bezpośrednim starciu aż tyle brakuje do rywali, to naprawdę nie mamy tu o czym rozmawiać. A przecież w poprzednim sezonie udało im się pokonać polskich dominatorów 27:26. Grający drugi trener mistrzów Polski, czyli Krzysztof Lijewski, zapowiadał, że nie przyjadą do Płocka zagrać, ale zabrać punkty do Kielc. Jak powiedział, tak zrobił i dorzucił jeszcze dwie bramki.

Related Articles